7. Spotkanie Prowincjalne świeckich karmelitów
15 grudnia, 20247. Spotkanie Prowincjalne świeckich karmelitów czyli… o wartości życia wspólnotowego
W piątek, 22 listopada, o godz. 19.30 spotkaliśmy się już po raz 7. na naszym wirtualnym spotkaniu prowincjalnym, tym razem poświęconym życiu wspólnotowemu, a dokładnie „Wartości życia wspólnotowego dla tożsamości świeckiego karmelity”. Było nas około stu, a prelekcję wygłosił o. Roman Hernoga OCD.
Zanim jednak do niej doszło, na ekranie pojawił się o. Józef Tracz OCD, który ponownie (bo wcześniej był jego list) zachęcił świeckich karmelitów do inicjowania w swoich parafiach grup modlitwy karmelitańskiej. Spotkanie z wszystkimi zainteresowanymi tą formą „pracy” (czy też działania) ma się odbyć (na razie on-line) w piątek 13 grudnia o godz. 19.30.
I jako że nie da się przekazać wszystkich refleksji, które pojawiły się w czasie prelekcji (i są one zawsze subiektywne), skupię się na kilku wybranych… A do nich na pewno należy zasada, której przestrzegała św. Teresa od Jezusa, żeby ewentualnie zwolnić osobę z modlitwy myślnej, natomiast nie zwolnić – z byle powodu – z rekreacji, bo na niej nawiązują się tak istotne wg niej relacje i więzi.
I dalej… prelegent, mówiąc o wspólnocie i osobie świeckiego karmelity (a dokładnie o jego tożsamości), podkreślał, że między nimi istnieje sprzężenie zwrotne – tworzy się „rzeczywistość”, która jest dynamiczna, tj. wykluwa się i staje. Tożsamości nie można nabyć z książek, a nabywa się ją, będąc w relacji z osobami ze wspólnoty, doświadczając miłości i obdarowując nią. Miłość do bliźniego (i jej wzrost) wypływa z miłości do Boga, a doświadczenie miłości Boga przekłada się na coraz większą miłość do człowieka. I jeżeli nie ma tej ostatniej, należy – w pewnym sensie – wątpić o pierwszej.
Wspólnota jest małym gronem przyjaciół Boga – gronem, które łączy relacja. I to one obie (w równym stopniu: wspólnota i relacje), tak samo jak modlitwa, są atrakcyjne we współczesnym świecie, który dotkliwie przeżywa kryzys relacji i który tęskniąc za nimi, jedocześnie pomniejsza ich wagę, a nawet deprecjonuje. Poza tym nasze wspólnoty tworzą ludzie, którzy miłują Boga, doświadczają Jego Obecności i dzielą się Jego doświadczeniem, a to scala wspólnotę, która jest „dziełem” Ducha Świętego.
Umiejętność tworzenia relacji powinna być ważnym kryterium rozeznawania powołania, tj. powinno się bacznie obserwować każdego nowo przychodzącego, czy chce i umie tworzyć relacje z drugim, i na ile umie i chce się odsłonić przed drugim. Jeżeli nie buduje relacji i więzi z ludźmi, można mniemać, że będzie miał trudności w budowaniu ich z Bogiem…
* * *
Zanim jednak doszło do prelekcji Ojca, była wymiana maili i drobna korekta tematu przez o. Hernogę. My proponowaliśmy temat „Ważność życia wspólnotowego dla zachowania tożsamości świeckiego karmelity”, co o. Roman skorygował, zamieniając „ważność” na „wartość” i dopowiadając, że to mało istotna zmiana, ale że druga jest dużo istotniejsza: tj. pominięcie słowa „zachowanie” [tożsamości], gdyż – jak uzasadniał – „nasza” propozycja zakładała, że wszyscy już ją nabyli. Sugerował, że pominięcie tego słowa spowoduje, że treści związane z tematem znajdą odniesienie do szerszego grona odbiorców niż zakładała pierwotna wersja – obejmą także tych, którzy dopiero rozpoczęli formację…
I ta drobna – z pozoru – zmiana może być początkiem pytania samego siebie: CO dla mnie znaczy tożsamość karmelitańska? czym się charakteryzuje? czy chcę ją posiadać i czy zabiegam o nią? w jaki sposób to czynię i skąd czerpię inspiracje? A jeżeli nie nabywa się jej z książek, a jedynie mając kontakt z karmelitami, także świeckimi, to czy zabiegam o ten kontakt? I jaka jest jego jakość? I w tym kontekście rodzi się bardzo istotne pytanie: czy da się być świeckim karmelitą BEZ TOŻSAMOŚCI? Myślę, że NIE DA SIĘ… a mimo to: może nim/nią jestem/jesteśmy?
I już ostatnia kwestia – i jak poprzednie, niebagatelna – w Toruniu (na spotkaniu formatorów i socjuszy) wydawało się, że najtrudniejsze w formacji jest przygotowanie „człowieka”/osoby do modlitwy myślnej (jego własnej, jedynej i niepowtarzalnej, wypływającej z głębi jego wnętrza, z tęsknoty za Spotkaniem z Tym, o którym wiemy, że nas miłuje), a w czasie prelekcji do głosu dochodziła myśl, że być może równie trudne (jeżeli nie trudniejsze!?) jest przygotowanie osoby do życia we wspólnocie i – co jest pewnie wierzchołkiem góry lodowej – przygotowanie jej do podejmowania wyzwań, przyjmowania funkcji, także przewodniczącego, formatora/socjusza… radnego, sekretarza czy lidera diakonii.
Gabriela Żylińska OCDS