75.lecie śmierci sł. B. Franciszka Powiertowskiego
28 sierpnia, 2019Wzór miłości rodzinnej na dzisiejsze czasy
Dokładnie 75 lat temu, 24 sierpnia 1944 r., oddał swe młode życie Bogu, zastrzelony przez Niemców, br. Franciszek od św. Józefa (Jerzy Powiertowski), nowicjusz z klasztoru karmelitów bosych w Czernej k. Krakowa. Jak napisaliśmy gdzie indziej („Itinera Spiritualia” 3/2010) „postawa miłości najbliższych i ofiarowanie za nich własnego życia przez br. Franciszka może być antidotum na doświadczany dziś kryzys rodziny. Mianowicie w adhortacji Ecclesia in Europa (EE) Jan Paweł II stwierdził, że w dzisiejszym społeczeństwie „dominuje poczucie osamotnienia (…), zauważa się niebezpieczne zjawisko kryzysów rodzinnych i słabości samej koncepcji rodziny” (EE 7), co powodują liczne czynniki kulturowe, społeczne i polityczne, poddające w wątpliwość i wypaczające samą ideę rodziny, gdyż nie tylko kwestionują wartość nierozerwalności małżeństwa, ale nawet próbują akceptować wzorce związku dwóch osób, w których różnica płci nie odgrywa istotnej roli (EE 90).
Diagnozę jeszcze bardziej uszczegółowioną, bo odnoszącą się do Polski i odzwierciedlającą sytuację kryzysu wartości rodzinnych i więzów miłości pomiędzy najbliższymi w naszej ojczyźnie podaje nam II Polski Synod Plenarny. Zacytujmy: „Nierzadko, zarówno rodzice, jak i dzieci, bezkrytycznie przyjmują przedstawiane przez media błędne wzorce życia rodzinnego. W tzw. prasie młodzieżowej, radiu, telewizji, filmach i tekstach popularnych piosenek nader często propaguje się postawy hedonistyczne i pozbawione wszelkiej odpowiedzialności. Współżycie przedślubne, antykoncepcja, zabijanie nienarodzonych, małżeństwa na próbę, «bezpieczny seks», to wszystko stanowi ofertę, którą dzisiejszy świat przedstawia młodym ludziom. Wiąże się ona z cynicznym wyśmiewaniem modelu rodziny opartego na nierozerwalnym związku małżonków, na szacunku dzieci wobec rodziców i poszanowaniu ludzkiego życia od chwili jego poczęcia” (II Polski Synod Plenarny (1991-1999),Poznań 2001, s. 39).
Wobec takiego obrazu rzeczy – czytamy w Ecclesia in Europa – „trzeba przypominać prawdę o rodzinie jako głębokiej wspólnocie życia i miłości” i czynić wszystko, aby jak najliczniejsze rodziny w swej codziennej egzystencji przeżywanej w miłości były widzialnymi świadkami obecności Jezusa. Szczególną uwagę należy pod tym względem zwrócić w procesie formowania młodszego pokolenia, wychowując je do ofiarnej miłości (EE 90-92).
Trzeba nadto, uszczegóławia II Polski Synod Plenarny, promować wzorce autentycznego życia rodzinnego. I zawierzając polskie rodziny Maryi, Matce pięknej Miłości i Królowej Rodzin, oraz św. Józefowi, Opiekunowi Kościoła domowego, zachęca, aby w refleksji dotyczącej rodziny nie zabrakło wątku miłości dzieci względem rodziców, zwłaszcza gdy ci ostatni wkraczają w wiek starości, a także wątku wzajemnych, przesyconych miłością relacji rodzinnych pomiędzy rodzeństwem i przyjaznych relacji sąsiedzkich (s. 45-47).
Wzorem tak właśnie rozumianego życia rodzinnego, wzorem miłości i szacunku względem rodziców i rodzeństwa, wzorem zatroskania o ich los, aż do ofiarowania za nich własnego życia, jest właśnie – jak już wspomnieliśmy – sługa Boży Franciszek, męczennik hitleryzmu. Warszawiak z urodzenia, przyszedł on na świat 3 grudnia 1917 roku i po ukończeniu gimnazjum rozpoczął naukę i pracę w zakładzie krawieckim ojca. Dzięki kontaktowi z klasztorem sióstr karmelitanek bosych na Woli w marcu 1944 roku wstąpił do zakonu i 16 maja oblókł w Czernej habit karmelitów bosych. Jego rodzice i bracia (jeden starszy i dwóch młodszych) byli bardzo zaskoczeni tą decyzją, ale znając jego konsekwentne dążenie do realizacji wyznaczonych sobie celów, odnieśli się do niej pozytywnie. Jego wychowawcy wspominają, że od pierwszych dni pobytu w klasztorze cechowała go nadzwyczajna wierność, radosne przeżywanie życia karmelitańskiego i konsekwencja w oddawaniu Bogu każdej chwili swego życia. Patrząc na wiecznie radosne, uśmiechnięte oblicze Franciszka, zdawać się mogło, że cały świat wokół przepełniony jest dobrem. Ale było to tylko złudzenie. Tuż za murami usytuowanego w lesie klasztoru toczyła się przecież okrutna wojna. Brat Franciszek modlił się o pokój i o ocalenie swoich najbliższych, mieszkających w Warszawie. Jego modlitwy nasiliły się zwłaszcza wówczas, kiedy wybuchło tam powstanie. Poprosił przełożonych, aby mógł ofiarować Panu swoje życie, by tylko nie zginął, a w razie najgorszego, by nie pozostał bez łaski uświęcającej nikt z jego najbliższych. Żarliwie prosił Boga, by przyjął jego życie w zamian za ich ocalenie.
I Pan wziął go za słowo. Otóż 24 sierpnia 1944 roku bracia nowicjusze wracali w swych habitach do klasztoru z pola w pobliskiej wiosce Siedlec. Szli brzegiem lasu, na co mieli pozwolenie stacjonujących tam żołnierzy niemieckich. Gdy uszli nieco drogi, Niemcy zaczęli do nich strzelać, godząc śmiertelnie br. Franciszka, który zmarł ze słowem „Jezu”, rozgrzeszony przez wychowawcę, o. Rudolfa Warzechę, dziś kandydata na ołtarze. Modlitwy br. Franciszka zostały wysłuchane: jego rodzina wyszła cało z wojennej pożogi. Zginął tylko on, który miał największe szanse, by przeżyć w bezpiecznie położonym cichym klasztorze. Kula nie godziła też żadnego z innych współbraci, ale właśnie jego.
Zabójstwo br. Franciszka ma oznaki męczeństwa „in odium fidei”. Sytuuje się ono w okresie, w którym losy wojny były już przesądzone i przegrana hitlerowców zbliżała się coraz bardziej. Oddziały sowieckie bezczynnie przypatrywały się konaniu Warszawy po heroicznym zrywie powstańczym, a w okolicach Krakowa Niemcy wmawiali ludziom, że w obronie chrześcijańskiej cywilizacji trzeba stawić wspólnie opór komunistycznemu wrogowi, i zmuszali Polaków do wykonywania okopów. Dlaczego zatem strzelali do grupy idących brzegiem lasu i ubranych w swoje duchowne stroje zakonników z pobliskiego klasztoru? Co więcej, w swoim cynizmie, po oględzinach ciała zabitego, młodego, bo liczącego zaledwie 27 lat zakonnika, dowódca pochwalił żołnierza za celny strzał w sam kręgosłup: „Majstersztyk!” – powiedział, a inni gratulowali mu i śmiali się. Tym samym naocznie potwierdzili, że zabójstwo to – jakkolwiek niewygodne dla samych Niemców z politycznego punktu widzenia, bo dyskredytujące ich w oczach ludzi jako czyniących się obrońcami chrześcijaństwa – było owocem prawdziwej wrogości i nienawiści oddziałów niemieckich do Kościoła katolickiego i do chrześcijaństwa; wrogości i nienawiści wszczepionej oddziałom faszystowskim w czasie ich formacji i objawiającej się na sam widok stroju zakonnego.
Po zakończeniu Powstania Warszawskiego przyjechali do Czernej, aby odwiedzić Jurka (jak był nazywany w rodzinie), wszyscy trzej jego bracia, spodziewając się, że on najbezpieczniej przebywa w zacisznym czerneńskim klasztorze. Jakież było ich zaskoczenie, gdy zaprowadzono ich na jego grób. Ale on i wtenczas, otaczając ich, jak i swych rodziców, swoją wielką miłością, wymadlał dla nich łaski Boga, bo oto jeden z braci, zobojętniały w czasie wojny w swej wierze, przystąpił w klasztorze do spowiedzi i powrócił do praktyk religijnych.
Takich właśnie przykładów potrzebuje polska współczesna rodzina, by mogła być, według wskazań Synodu, „szkołą komunii, czyli coraz głębszej więzi na płaszczyźnie związku ciał i dusz, charakterów, serc, umysłów i dążeń poszczególnych osób. Wszyscy członkowie rodziny, każdy według własnego daru, otrzymują łaskę i odpowiedzialny obowiązek budowania wspólnoty osób przez miłość wyrażoną w służbie, dzieleniu się dobrami, radościami i cierpieniami. (…) Podstawowym celem rodziny jest bowiem komunia osób i pokoleń, a więc matki, ojca, dzieci i krewnych” (s. 33).
Takich przykładów, niejako do potęgi, potrzebujemy właśnie teraz, gdy ideologia gender i jej pokrewne postulują pseudomałżeństwa jednopłciowe, a nawet adoptowanie przez nie dzieci. Niech przykład naszego kandydata na ołtarze będzie tutaj przeciwwagą. Módlmy się o jego beatyfikację, by jego postawa prawdziwej rodzinnej miłości, aż do gotowości oddania życia za najbliższych, inspirowała wielu.
o. Szczepan T. Praśkiewicz OCD
za: karmel.pl