Pogrzeb śp. Matki Anny Marii od Ducha Świętego w Łodzi
4 lutego, 2021Dziś w kościele klasztornym Sióstr Karmelitanek Bosych w Łodzi odbyło się pożegnanie zmarłej w poniedziałek 25 stycznia br. Matki Anny Marii od Ducha Świętego (Stanisławy Pałdyna).
Z uwagi na trwającą pandemię i obostrzenia trumna z ciałem Zmarłej nie została wprowadzona (jak jest w zwyczaju) do chóru zakonnego i nie została otwarta, by Siostry mogły pożegnać zmarłą Matkę i dokonać tradycyjnego obrzędu pożegnania zakonnego. Dlatego też na wieku trumny został położony wianek z białych kwiatów, który każda Siostra ma nakładany na głowę w dniu ślubów zakonnych, a po śmierci również wkłada się go na głowę zmarłej. Natomiast wewnątrz wianka – również na wieku trumny – została położona cedułka – ręcznie napisane przyrzecznie, które składa się Bogu w dniu ślubów wieczystych. Według zwyczaju zakonnego ten dokument wkłada się Zmarłej w dłonie.
Liturgii żałobnej przewodniczył arcybiskup metropolita łódzki Grzegorz Ryś, który w słowach wprowadzenia do liturgii przywołując fragment ewangelii powiedział – przychodzą mi dziś na myśl słowa Pana Jezusa: jedna będzie wzięta, druga zostawiona. Wszystkie Siostry były chore, wszystkie przeszły przez covid, ale jedna został wzięta. A to, że została wzięta – to w ustach Pana Jezusa oznacza, że jest szczęśliwsza niż te, co zostały. To jest trochę inna perspektywa. – zauważył arcybiskup Grzegorz.
Na dzisiejszą uroczystość pogrzebową swoje kondolencje przesłał arcybiskup Marek Jędraszewski – metropolita krakowski, który będąc metropolitą łódzkim przybywał do łódzkiego karmelu i poznał osobiście Zmarłą. W słowach odczytanych przez ks. dra Karola Litawę – arcybiskup Marek wspomina Matkę i dziękuje Jej za przykład życia oddanego Bogu.
Homilię żałobną wygłosił o. Wojciech Ciak – delegat prowincjała Karmelitów Bosych ds. Sióstr Karmelitanek. Kaznodzieja przypomniał postać Zmarłej Karmelitanki wskazując na jej dom rodzinny – gdzie uczyła się miłości do Boga, drogę powołania zakonnego zrodzonego przy sercu Matki Bożej Jasnogórskiej, funkcję przeoryszy łódzkiego karmelu, którą pełniła przez 15 lat, a także posługę formatorki życia zakonnego. Na koniec homilii o. Ciak wskazał na Matkę Weronikę – obecną przeoryszę karmelitańskiego klasztoru, która opiekowała się matką do końca pobytu w klasztorze.
Po zakończonej liturgii ciało Zmarłej Siostry zostało w uroczystym kondukcie żałobnym odprowadzone i spoczęło w kwaterze karmelitańskiej na cmentarzu świętego Rocha na Radogoszczu.
Namaszczona Bogiem
Matka Anna Maria od Ducha Świętego
8 maja 1946 – 24 stycznia 2021
Dzieciństwo
8 maja 1946 r. przyszła na świat druga z trzech córek państwa Cecylii i Józefa Pałdynów – Stanisława. Miała dwie siostry: starszą o rok Jadzię oraz młodszą o 6 lat Janeczkę. Rodzice nadali córce imię Stanisława, ponieważ urodziła się w dniu 8 maja, w którym przypada wspomnienie św. Stanisława. Chrzest małej Stasi odbył się 26 sierpnia w dniu Uroczystości Matki Bożej Częstochowskiej. Jak się miało okazać po latach – już sama data włączenia dziewczynki we Wspólnotę Kościoła była oznaką szczególnego Bożego prowadzenia. U samego początku życia nadprzyrodzonego Naszej Drogiej Matki, Pani Jasnogórska otoczyła Ją szczególną opieką, po to, by w kluczowym momencie wkroczyć w życie nastoletniej Stasi z wielką łaską powołania.
W latach powojennych rodzinie było ciężko finansowo, dlatego babcia ze strony mamy brała do siebie wnuczki, by odciążyć w ten sposób swoją córkę. W ten sposób całą IV klasę szkoły podstawowej Stasia spędziła u babci na Mazurach, uczęszczając do szkoły w Pilcu. Bardzo dobrze wspominała ten czas, dziadkowie dbali o nią i troskliwie się nią zajmowali. Z tego czasu zachowały się wspomnienia, o kilkukrotnych Bożych interwencjach, które w cudowny sposób pozwoliły małej dziewczynce pozostać przy życiu.
Była nieśmiałym dzieckiem, ale pomimo tego potrafiła stanąć w obronie wartości, które były ważne w jej domu. Z czasów dzieciństwa pozostała historia o upomnieniu przez Stasię wyjątkowo wulgarnego gospodarza. W odpowiedzi usłyszała, że nie wszyscy są tak święci jak jej ojciec.
Poszukiwanie swojej drogi
Stasia już w wieku kilkunastu lat miała pragnienie poświęcenia się Bogu w świecie, będąc Jego świadkiem w środowisku, w którym przyszłoby jej żyć. Po ukończeniu szkoły podstawowej, wybrała Liceum Pedagogiczne w Siedlcach. Mimo zdanych egzaminów nie została przyjęta, ze względu na brak zdolności muzycznych. Przeniosła się wtedy do Liceum Ogólnokształcącego im. B. Prusa. Po maturze chciała studiować chemię. Jako licealistka, miała dobrą formację religijną. Jej katechetą był wówczas młody ks. Mieczysław Łuszczyński, który wywarł na nią duży wpływ. Stasia miała duchowo bliski kontakt z panią Heleną Gochnio – krawcową, która była poświęcona Bogu w świecie. Prawdopodobnie patrząc na jej życie i przykład, zapragnęła żyć podobnie. Pani Helena miała duży wpływ na młodzież w Siedlcu, była dla wielu młodych ludzi duchową matką. Wskazywała młodym świętość, która wyraża się w uczciwym, codziennym trudzie. Stasia już w liceum uczęszczała każdego dnia na poranną Eucharystię. Po Mszy św. miała sporo czasu do rozpoczęcia lekcji, więc p. Helena, mieszkająca niedaleko, zostawiała jej klucz do swojego domu, a w nim przygotowane dla niej śniadanie. Po wstąpieniu Stanisławy do klasztoru, nadal utrzymywały ze sobą serdeczny kontakt, aż do śmierci p. Heleny .
Dużym przeżyciem w życiu 16-letniej Stasi był dzień 26 sierpnia 1962 r. Razem ze swoją siostrą Jadzią, pojechały wtedy na Jasną Górę, jako jedne z delegatek diecezji podlaskiej na Ogólnopolską Pielgrzymkę Młodzieży. Podczas tej uroczystości Stasia dostąpiła zaszczytu niesienia Cudownego Obrazu Matki Bożej na jednym z odcinków procesji. Młoda Stanisława głęboko przeżyła tę pielgrzymkę i obiecała wówczas Matce Bożej, że będzie do Niej przyjeżdżać każdego roku na Jej sierpniową Uroczystość. Jak się okazało – swoją obietnicę zdołała spełnić jeszcze tylko jeden raz – wkrótce miała przekroczyć już progi Karmelu.
Niezwykłe powołanie
Drugie odwiedziny u Matki Bożej na Jasnej Górze w 1963 r. miały okazać się dla Stasi decydujące. Pojechała do Częstochowy razem ze swoją koleżanką Krystyną. Drugiego dnia pobytu u Pani Jasnogórskiej, przy pięknej pogodzie, dziewczęta postanowiły wejść na wieżę, by zobaczyć panoramę Częstochowy. Po drodze spotkały br. Juliana, paulina, który szedł na sam szczyt, by wywiesić flagi. Poprosił je o pomoc. Bardzo chętnie się zgodziły, tym bardziej, że z bratem mogły wejść o wiele wyżej, niż normalnie pozwalano pielgrzymom. Okazało się, że br. Julian miał charyzmat odkrywania powołań. Od razu rozpoznał, że obydwie dziewczyny obdarzone są tą szczególną łaską wybrania. Kiedy o tym usłyszały, Stasia odpowiedziała, że jest zdecydowana, aby poświęcić się Bogu w świecie, ale brat jeszcze raz powtórzył, że obie mają powołanie do zakonu. Wraz z tymi słowami Pan Bóg wlał do duszy Stasi głębokie przekonanie o powołaniu i wdzięczność za ten wielki dar. Matka Anna Maria będzie wspominać to wydarzenie przez wiele lat określając żartobliwie swoje wybranie jako nadzwyczajny uśmiech Pana Boga. „Powołanie trafiło mi się jak ślepej kurze ziarno” – mówiła z właściwą sobie pogodą ducha.
Bożą tajemnicą pozostanie skąd w młodej dziewczynie zrodziło się już następnego dnia przeświadczenie, że jeśli ma ofiarować swoje życie Bogu, to chce to zrobić w zakonie o najsurowszej obserwie. Brat Julian poinformował ją, że najsurowszą regułę ma w Polsce Karmel i wymienił miasta, w których znajdują się domy naszego Zakonu. I znowu w duszy młodej Stanisławy natychmiastowa decyzja: „Wstąpię do Karmelu w Łodzi”. Chciała to uczynić od razu, ale musiała najpierw skończyć szkołę średnią. Nawiązała więc kontakt listowy z Siostrami. Po maturze, wierna powołaniu, które w sobie pielęgnowała, skierowała swoje kroki do upragnionego Karmelu. Jak sama przyznała – gdyby miała jeszcze raz przeżyć życie, bez wahania wybrałaby znowu życie karmelitanki. Tylko, o ile młodą dziewczynę pociągała surowość naszej karmelitańskiej reguły, o tyle po latach wyznała, że kocha Karmel za bez porównania piękniejsze i głębsze treści, które w sobie kryje. Tą głębią było dla niej życie całkowicie ukryte w Bogu, życie głębokiej modlitwy i całkowitej ofiary z siebie dla zbawienia dusz i wspierania kapłanów. Pewność powołania nigdy jej nie opuściła. Lubiła powtarzać ze wzruszeniem, że Sama Matka Boża zaprosiła Ją do siebie na Jasną Górę i tam obdarzyła niezwykłą łaską powołania.
Początki życia w Klasztorze
Progi Karmelu przekroczyła 22 sierpnia 1964 r. W drzwiach witała ją M. Maria Agnieszka, ówczesna przeorysza i mistrzyni nowicjatu. Młodziutka Stasia otrzymała podczas obłóczyn imię s. Anny Marii od Ducha Świętego. Rozpoczęło się życie pełne ciszy, modlitwy i ofiary – ubogie w zewnętrzne przeżycia, ale pełne wewnętrznych poruszeń.
2 marca 1966 roku s. Anna Maria od Ducha Świętego złożyła swoje pierwsze śluby. W kronikach klasztornych pozostał piękny opis tamtego dnia: „Siostra Anna Maria promieniała szczęściem. Cały dzień 2 marca spędziłyśmy w cichej rodzinnej radości. Nie było żadnych odwiedzin. Wieczorem nasza siostrzyczka ze łzami wdzięczności dziękowała Zgromadzeniu i obiecywała, że będzie starała się być nam pomocą”. Profesję wieczystą na ręce M. Marii Agnieszki złożyła trzy lat później, również 2 marca. Okryta czarnym welonem – jako piękna i umiłowana „Sponsa Christi” – rozpoczęła swoją wędrówkę na Górę Karmel.
Opieka św. Józefa
W 1999 r. po raz pierwszy została wybrana przeoryszą. Zgromadzenie powierzało Jej tę funkcję jeszcze wielokrotnie. Z żywą wiarą w opiekę św. Józefa potrafiła dokonywać rzeczy wprost niemożliwych. Wśród jej wielu zasług dla naszego Klasztoru, należy wymienić liczne remonty, które przyczyniły się do znacznej modernizacji budynku. Swego czasu powstało nawet wśród nas powiedzenie o Matce, że zastała Karmel drewniany a zostawiła murowany. Nie sposób byłoby wymienić wszystkich jej działań. To, co budowało nas w postawie Matki, to niewzruszona pewność, że nad każdą trudnością, nad każdą przeszkodą jest Dobry Bóg, a dla Niego wszystko jest możliwe. Taką postawę mogłyśmy podziwiać w Niej szczególnie podczas batalii urzędowej o odzyskanie terenu przyklasztornego, którego zostałyśmy pozbawione najpierw przez niemieckiego okupanta, a w latach 50 przez władze komunistyczne. W czasie II wojny światowej, kiedy w budynku klasztoru było więzienie dla kobiet, na terenie przyklasztornym Niemcy stworzyli zajezdnię tramwajową, którą po wojnie, na mocy ustawy o postępowaniu wywłaszczeniowym, przejęła władza komunistyczna. Sprawa wydawała się zamknięta. Prawnicy rozkładali ręce i przekonywali Matkę, że nie ma najmniejszych szans na odzyskanie zagrabionej ziemi. Tymczasem upór Matki i niewzruszona pewność w opiekę św. Józefa doprowadziły do tego, że po blisko siedmiu latach starań – w 2007 r. – teren powrócił do klasztoru. Co znamiennie, dokument potwierdzający zwrot zagrabionego mienia został podpisany 1 października, we wspomnienie św. Teresy od Dzieciątka Jezus, patronki naszego Domu i Kościoła. Nie pierwszy raz zdarzyło się, że św. Józef odwrócił wzrok od siebie pozwalając innemu Mieszkańcowi Nieba przyjąć należną sobie chwałę.
Zasłuchana w innych
Matka Anna Maria była człowiekiem dialogu. Potrafiła radzić się sióstr w wielu sprawach, szukała odpowiedzi poprzez spokojną wymianę poglądów. Była otwarta na inność drugiego, z ogromną delikatnością i szacunkiem przyglądała się temu jak Dobry Bóg działa w duszach. Ten szacunek popychał Ją czasem do niekonwencjonalnych działań. Podczas wykonywania na terenie przyklasztornym odwiertów głębinowych, doszło do komplikacji technicznych, które zmusiły wykonawców do wstrzymania prac. Kiedy jedna z sióstr przyszła do Matki z sugestią, że może św. Józef powinien przyjrzeć się tej sprawie z bliska, Matka Anna Maria zgodziła się na taką nadzwyczajną interwencję Świętego i późnym wieczorem spuściła do odwiertu malutką figurkę św. Józefa. Ku zaskoczeniu robotników, wszystkie prace udało się ukończyć pomyślnie.
Matka Anna Maria miłowała Kościół i naszą Ojczyznę. Żywo interesowała się tym, co się działo w Kościele, w Polsce i na świecie. Miała szeroką wiedzę historyczną, dlatego bieżące wydarzenia potrafiła odczytywać w szerszym kontekście. Uczyła nas szczególnej miłości do kapłanów i z charyzmą zabiegała o dobre imię klasztoru.
Więź z Maryją
Nasza Droga Zmarła żyła w wielkiej bliskości z Matką Bożą. Już od momentu powołania odczytywała swoją drogę tylko w jeden sposób: do Jezusa przez Maryję. Wielką radość sprawił naszej Matce o. Roman Majewski OSPPE – ówczesny przeor Jasnej Góry – kiedy w 2013 roku zapytał Ją czy znajdzie się w naszym Domu miejsce dla Cudownego Obrazu. Od dnia przybycia Pani Jasnogórskiej do naszego klasztoru, widywałyśmy Matkę, która codziennie rano klękała najpierw przed Najświętszym Sakramentem, a potem przed Ikoną Matki Bożej, aby powierzać Jej siebie i wszystkie sprawy, które nosiła w swoim dobrym i czułym sercu. Matka Anna Maria bardzo kochała modlitwę różańcową. Pozostanie nam w pamięci jej obraz spacerującej po ogrodzie zawsze z różańcem w ręku. Miała wzruszający zwyczaj przynoszenia Maryi kolorowych bukiecików, które stawiała pod Jej wizerunkiem. Pozostała wierna Matce Bożej do końca – w dniu, w którym miała być wprowadzona w śpiączkę i podłączona do respiratora mówiła w swojej ostatniej rozmowie telefonicznej, że łączy się z Matką Bożą i całkowicie oddaje się Bogu. Nikogo z nas nie zdziwił fakt, że dniem tym była sobota. Nasza Droga Matka miała jedno nabożeństwo, któremu pozostała wierna przez wszystkie lata swojego życia. Nim przekroczyła progi Karmelu, wstąpiła do Honorowej Straży Serca Jezusowego i jeśli tylko pozwalały jej na to obowiązki codziennie, do końca życia stawiała się w wyznaczonej godzinie przed Najświętszym Sakramentem. Ta postawa wierności świadczyła o tym jak wrażliwe, ale i mocne było jej serce, które pozwoliło Jej rozpoznać swoją drogę i podążać nią z niewzruszoną pewnością. Matka Anna Maria pozwoliła Maryi ukształtować swoje serce tak bardzo, że dziś patrząc na jej postawę możemy powiedzieć, że – jak Maryja – pozostała Panną Wierną.
Wierność charyzmatowi Św. Naszej Matki Teresy
Matka miała dużą wiedzę i doświadczenie życiowe, ale na świat patrzyła przede wszystkim oczami wiary. Najpierw jako wieloletnia mistrzyni nowicjatu i podprzeorysza (23 lata), potem jako Przeorysza klasztoru (15 lat), przykładała dużą wagę do wierności nauce Świętej Naszej Matki Teresy. Umiała być wymagająca. Starała się o harmonię i właściwe proporcje w naszym życiu, tak by modlitwa, praca i rekreacja miały sobie właściwe miejsce. Troszczyła się o to, byśmy mogły w pokoju służyć Bogu naszym karmelitańskim powołaniem. Kochała i troszczyła się o nas wszystkie. Szczególną troską otaczała starsze i chore siostry.
Ciche i ukryte życie w Bogu
Matka Anna Maria bardzo wiele uczynków wykonywała w ukryciu, w delikatnej cichości. To ona zbierała w klasztorze przez całe lato płatki róż, które potem nowicjuszki suszyły na poświęcenie w Uroczystość Świętej Tereni, którą bardzo czciła. Potrafiła upomnieć siostry, które szukały sobie specjalnych patronów przypominając, że mieszkamy w domu św. Tereni i że to ona powinna być dla nas wszystkich pierwszą i najważniejszą patronką wśród świętych.
Jej życie promieniowało zakonnymi cnotami. Nasza kochana Matka należała do odchodzącego już z naszych klasztorów pokolenia zakonnic namaszczonych Bogiem. Lata cichego białego męczeństwa, lata wierności w drobnych, małych sprawach, zaowocowały w Niej wielką mądrością serca. Zdumiewała nas przenikliwość Jej myśli, Jej trafne, głębokie spostrzeżenia. Była kobietą, której usta mówiły głębią serca. Promieniowała mocą Ducha Świętego wyrażającą się cnotami: pokory, cichości, skromności, posłuszeństwa, wierności, cierpliwości i pokoju. Miała w sobie szczególną radość dziecka Bożego i niezwykle hojne serce. Uosabiała swoją postawą radę ewangeliczną, aby lewa ręka nie wiedziała, co czyni prawa.
Ostatnia choroba
Wszystkie cnoty, którymi obdarzył Ją Bóg, ukazały się w pełnej mocy podczas ostatniej choroby. Wskutek zarażenia się koronawirusem, nasza Droga Matka zapadła na chorobę COVID-19, która w bardzo szybkim tempie doprowadziła do niewydolności oddechowej. Podczas ostatnich tygodni życia, Matka Anna Maria była bardzo cierpliwa, wdzięczna za wszystko, pełna pokoju i ufności. Tylko dusze królewskie potrafią promieniować u progu wieczności taką subtelną delikatnością i prawdziwym męstwem. Matka Anna Maria nie opuszczała naszego Domu w trwodze. Gdy wyjeżdżała do szpitala, zdawała sobie sprawę z zagrożenia życia, ale powtarzała spokojnie, że się nie boi, bo jest w Bożych rękach. Spoglądała na nas łagodnie, uśmiechając się, jakby chciała powiedzieć słowami św. Teresy od Dzieciątka Jezus: „Jezus chce bym oddała się Jemu jako dziecko, które nie kłopocze się tym, co z nim uczynią”…
W szpitalu okazywała ogromną wdzięczność wszystkim, którzy otaczali Ją opieką. W jednej z rozmów telefonicznych powiedziała nam, że pandemia nie może być karą Bożą, skoro wyzwala w ludziach tyle dobra. Gdy przewieziono Ją na oddział intensywnej terapii, wszystkie pielęgniarki z dotychczasowego oddziału płakały powtarzając, że do końca życia nie zapomną jej oczu.
To piękne świadectwo jej ostatnich dni stanowi wzruszające podsumowanie całego jej życia. Wiernie szła za Swoim Mistrzem aż po Krzyż, w którym zjednoczyła się ze Swoim Umiłowanym.
Nasza Matka – Anna Maria odeszła do wieczności w wigilię Święta Nawrócenia Świętego Pawła. Mamy takie wrażenie, że już na tych schodach mówiła do nas jego słowami: „Nikt z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie; jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana. I w życiu więc, i w śmierci należymy do Pana
Matka Anna Maria od Ducha Świętego otaczała wielką czcią ks. Jerzego Popiełuszkę. Św. Jan Paweł II podczas Jego beatyfikacji wyraził pragnienie „aby z tej śmierci wyrosło dobro, jak z krzyża zmartwychwstanie”. Prośmy Dobrego Boga, którego Oblicze mogłyśmy oglądać w naszej Drogiej Zmarłej Matce, aby i jej piękna śmierć przyniosła dobro całemu Kościołowi.
Siostry Karmelitanki Bose
Łódź