Wspólnota Sopocka na rekreacji
10 sierpnia, 2017Dnia 22 lipca 2017r. (w sobotę) miała miejsce nasza coroczna pielgrzymko-wycieczka. Dzień wcześniej (w piątek) świat tonął w strugach deszczu i wydawało się, że tak będzie też w sobotę, a tu od rana przywitało nas niesamowite wprost słońce.
Spotkaliśmy się u Karmelitanek w Orłowie o godz. 8.00 rano na Eucharystii. Było nas całkiem sporo: dziewięć osób. Tego dnia Kościół obchodził wspomnienie św. Marii Magdaleny, z której Jezus wyrzucił siedem złych duchów, i to ona – obdarowana bezwarunkową i uprzedzającą miłością Jezusa, niejako na wyrost, ogłaszająca apostołom po Zmartwychwstaniu „Widziałam Pana” – stała się „samozwańczą” patronką naszych wojaży. Jej postać przybliżył nam o. dr Jakub Kamiński OCD, który wygłosił w Karmelu orłowskim kazanie i który wespół z o. Aleksandrem Szczukieckim OCD celebrował Eucharystię.
Z Orłowa samochodami udaliśmy się bardzo piękną trasą wśród lasów kaszubskich do Piaśnicy, gdzie Niemcy w końcówce 1939 roku (lub wg innej wersji: w okresie od października1939 roku do kwietnia następnego roku) wymordowali ok. 14 tys. Polaków, głównie inteligentów, rzemieślników, osoby duchowne, ale także pacjentów szpitali psychiatrycznych. Na dłużej zatrzymaliśmy się u stóp kaplicy-mauzoleum. Z tyłu pomnika, na słupach podobnych do pni ułożonych w stos całopalny wypisano wszystkie poznane do tego czasu nazwiska 852 ofiar, zaś w środku znalazła się grupa rzeźb składająca się z 12 postaci symbolizujących ofiary Piaśnicy.
Następnie w ciszy kroczyliśmy wśród drzew, które były niemymi świadkami tej strasznej ludzkiej tragedii i które nadal noszą na sobie jej ślady w postaci swoistych „blizn” – stąpaliśmy po ziemi zbroczonej męczeńską krwią Polaków, spośród których Kościół tylko nielicznych wyniósł na ołtarze, np. bł. Alicję Kotowską, przełożoną wejherowskich zmartwychwstanek, dyrektorkę szkoły, przy grobie której długo trwaliśmy na modlitwie. Tam w lesie wyraźnie doświadczyliśmy tego, że Bóg nie potrzebuje świątyni, żebyśmy czuli Jego obecność, a także obecność Jego świętych męczenników. I być może to właśnie buduje swoistą mistykę tego miejsca!
Stamtąd udaliśmy się na Kalwarię Wejherowską, gdzie odprawiliśmy Drogę Krzyżową, ofiarowując ją za Wspólnotę. W rozmyślania wprowadził nas tekst wybitnego liturgisty i teologa, Romano Guardiniego. Zaczęliśmy ją słowami: „Panie (…) chcę teraz pójść Twoimi śladami i w myśli postępować drogą Twojej męki. (…) Otwórz me oczy, i porusz serce, abym zobaczył i głęboko sobie uświadomił, jak bardzo mnie ukochałeś, ażebym całą duszą zwrócił się do Ciebie, mój Zbawco, a porzucił grzech, który tak gorzkie zadał Ci bóle”.
W miarę jak szliśmy ku kolejnym stacjom, nogi niejako same zwalniały, a nasze głosy łagodniały i „uwewnętrzniały się”. To niesamowite, co dzieje się z człowiekiem, kiedy zaczyna się modlić, rozpamiętywać Mękę Swojego Mistrza i Pana, i kroczyć z Nim po śladach Jego Męki. Zakończyliśmy słowami: „Oto wypuszczasz mnie teraz Panie ze świętego kręgu Swego cierpienia. Powracam znowu w codzienne me życie. Nauczyłeś mnie, że cierpienie nasze nie jest ponurą pańszczyzną, przeciw której na próżno się buntujemy albo która doprowadza nas do zwątpienia i rozpaczy. Jest ono gorzkie, ale pochodzi od Boga i przeznaczeniem jego jest, aby się stało naszym zbawieniem”.
Jako ostatnie miejsce „zaliczyliśmy” Park Wejherowski, który przywitał nas niesamowitym bogactwem natury: mnóstwem dźwięków, kolorów i zapachów; gatunków kwiatów, drzew, ptaków i nie tylko. (Violetta – organizatorka naszych corocznych wypadów – wykrzykiwała co chwila: „Patrzcie, mają tu tulipanowce i surmie, i czeremchy burgundzkie, i…aleje różane).
Do ostatniej minuty naszej wspólnotowej wyprawy trwaliśmy w zachwyceniu, nie do końca uświadamiając sobie, że TYLKO Pan, jednego zwykłego dnia, może zgotować człowiekowi takie cuda i w tak nieprzebranej ilości; przygotować mu tyle śladów Swojej obecności: począwszy od Eucharystii, poprzez pogodę, mistykę miejsca w Lasach Piaśnickich, modlitwę Drogi Krzyżowej na Kalwarii Wejherowskiej, a skończywszy na niewyobrażalnym pięknie natury w Parku Wejherowskim.
A poza tym… jedliśmy kanapki, piliśmy kawę, wybuchaliśmy jakimś nieokiełznanym i spontanicznym śmiechem, i gadaliśmy (mądrze i niemądrze), po prostu: RADOŚNIE!
Gabriela Żylińska OCDS