Duchowa adopcja braci kleryków z Afryki
24 marca, 2017
Kilka lat temu rwandyjski rząd postanowił zlikwidować wszystkie sierocińce i domy dziecka w kraju. Bynajmniej nie dlatego, że sierot u nas brakuje, ale ze względów pedagogicznych, dla dobra dzieci. Na zasadzie wyjątku pozostawiono ostatni ośrodek w królewskim mieście Nyanza, u Rogacjonistów. Pewna era minęła. Liczne ośrodki, prawie w stu procentach katolickie, straciły rację bytu. Po akcji uświadamiającej wszystkie sieroty znalazły zastępcze rodziny. Wrażliwość na adopcję, znaną w kulturze rwandyjskiej i praktykowaną w rodzinach od pokoleń, stała się atutem w przeprowadzeniu tej operacji w skali całego społeczeństwa. Ja zaś z lat dzieciństwa w mojej parafii w Lipinkach pamiętam, jak proboszcz, zwykle jesienią, zapowiadał na niedzielnych ogłoszeniach zbiórkę kartofli na seminarium w Pelplinie. Gospodarze zwozili na plebanię część zbiorów, by uczestniczyć w wychowaniu przyszłych kapłanów. Wydaje mi się, że wrażliwość na potrzebę formacji kapłańskiej jest atutem Kościoła w Polsce, gdzie wierni hojnie w niej uczestniczą, bo rozumieją wartość kapłaństwa w Kościele. Dziś piszę do Was o adopcji karmelitańskich kleryków w Rwandzie i Burundi.
By uświadomić sobie huragan powołaniowy ostatniego czasu, wystarczy zobaczyć statystyki. W pierwszym pięćdziesięcioleciu istnienia Kościoła w Rwandzie wyświęcono 179 lokalnych kleryków – w drugim 1200. Rwanda i Burundi, niedawno tylko otrzymujące pomoc z Kościoła Północy, dziś już spłacają błogosławione długi. Miejscowi kapłani zasilają tereny, na których Kościoły lokalne przeżywają powołaniową zadyszkę, a czasem wręcz zawałową zapaść. Tylko z naszej malutkiej diecezji Butare, która obejmuje zaledwie 25 parafii, 40 kapłanów posługuje w krajach, gdzie brakuje szafarzy sakramentów. W skali całego kontynentu to już szerokie zastępy kapłanów ratujących diecezje w Europie Zachodniej.
Adopcja
Przez ostatnie 45 lat przyjaciele misyjni współpracowali w naszych misjach na różnych polach: niezliczone budowy kaplic i punktów katechetycznych; posługa charytatywna wobec sierot, chorych i potrzebujących; wspomaganie akcji ewangelizacyjnych; nasze funkcjonowanie i formacja. Dziś nasilającą się potrzebą staje się troska o formację naszych kandydatów. Dlatego proponujemy akcję adopcji karmelitańskich kleryków. Formacja naszych braci zasadniczo trwa dziewięć lat i odbywa się w trzech krajach, Rwandzie, Burundi i Tanzanii, w dwóch językach, francuskim i angielskim. Adopcja to słowo bogate w znaczenia. Wszyscy jesteśmy adoptowani przez Boga, stając się Jego dziećmi. Jednak Bóg Ojciec zaadoptował nas nie dlatego, że był bezdzietny, ale ponieważ bardzo nas kochał. W adopcji chodzi więc o dzielenie się miłością i troską z tymi, którzy opieki wymagają. Wiele jest akcji adopcyjnych. W ostatnich latach najbardziej chyba popularna stała się adopcja serca, w której rodzice z Północy wspomagają na odległość dzieci i sieroty z ubogich krajów Południa. Uczestniczenie w wychowaniu przyszłego kapłana może mieć głęboki wymiar duchowy dla rodziny adopcyjnej. Wiele rodzin po cichu pragnęłoby, by ich dziecko zostało kapłanem, ale albo syna nie mają, albo syn nie ma powołania, albo są bezdzietni. Wiele osób w młodości pragnęło wyjechać na misje, by pomagać ubogim i głosić Chrystusa, ale nie wyszło. Czyż nie byłaby to okazja, by po latach wrócić do dawnych pragnień i przez adopcję przyszłego afrykańskiego kapłana uczestniczyć w ewangelizacji? Wiele grup modlitewnych modli się za kapłanów, sam kiedyś zostałem objęty tzw. margaritką, za którą jestem wdzięczny do dziś. Czyż uczestnictwo w wychowaniu przyszłego kapłana nie byłoby dopełnieniem takiej modlitwy? Wiele osób, wyjeżdżając z Polski do innych krajów w Europie, doświadcza realnego braku kapłanów i docenia ich posługę, dlatego pomoc tym, którzy pragną nimi zostać, mogłaby być konkretnym sposobem pomnażania grona kapłańskiego – przecież bez kapłaństwa nie ma Kościoła.
Zwracając się do karmelitańskiego środowiska i mówiąc o adopcji kleryka, nie mogę nie wspomnieć o św. Teresie od Dzieciątka Jezus, matce adopcyjnej dwóch misjonarzy i ich duchowej siostrze. Tak różni, a połączeni przez swą siostrę duchową: jeden spełniony kapłan i misjonarz w Azji, o. Roulland, drugi niespełniony i wydalony z szeregów Ojców Białych w Afryce. O. Maurice, bo o nim mowa, który z misji został usunięty, umierał opuszczony w szpitalu w Cean, gdzie wcześniej umierał tatuś św. Teresy, a odszedł do Pana w dzień Matki Boskiej Szkaplerznej. Matka kocha każde swoje dziecko, zarówno to, które spełnia oczekiwania, jak i to, któremu życie potoczyło się nieco gorzej. Modlitwa Teresy nie wpłynęła magicznie na przyszłość jej duchowych synów, ale z pewnością towarzyszyła im w ich trudach. O. Maurice pisał do karmelu w Lisieux do końca życia, jeszcze długo po śmierci swej duchowej siostry i matki adopcyjnej. Tereska, świadoma pragnień swych świętych rodziców, by mieć syna kapłana i misjonarza, zobaczyła w jednym z kleryków, którego duchowo adoptowała, realizację ich marzeń. A jej osobiste pragnienie, by samej wyjechać na misje, spełniło się przez tę duchową przyjaźń z o. Maurice’em, kiedy napisał jej: dopłyniesz do Afryki wraz ze mną. Jej zdjęcie pieczołowicie wożone przez niego w wyprawach misyjnych miało być znakiem jej realnej posługi misyjnej.
Jednak Teresa nie tylko modliła się za swych adoptowanych braci i ofiarowywała za nich swe wyrzeczenia i cierpienia, np. w swej zaawansowanej chorobie, ale też duchowo ich prowadziła. Gdy o. Roulland poprosił ją o modlitwę, by nie został mianowany rektorem seminarium i nie musiał wracać do Francji, Teresa grzecznie obiecała, dodając, że „tylko w woli Bożej jest nasz odpoczynek, a poza nią niczego nie zdziałamy, ani dla Jezusa, ani dla dusz”. Patronka Misji powiedziała do swej siostry Celiny: „Naszą misją jako karmelitanek jest kształtowanie robotników ewangelicznych, którzy zbawiają miliony, a my będziemy ich matkami… Tak, uczestniczyć w dziele ewangelizacji, to najgłębszy sens adopcji przyszłego kapłana, tzn. przez swego wychowanka, jak i każdy akt miłości, zostać matką i ojcem zbawianych”. Tereska zrozumiała najgłębszy sens kooperacji misyjnej przez uczestnictwo. To właśnie zwracając się do o. Roullanda, wyraziła tę genialną myśl, że zero samo w sobie nie znaczy nic, ale postawione z odpowiedniej strony jedynki, otrzymuje siłę. Sama, jako słaba siostra, nie widziała możliwości tak realnego zaangażowania w zbawianie świata, jakie miała wraz ze swym duchowym bratem (List 227).
Co zrobić, by nie zostawić osieroconymi młodych ludzi pragnących poświęcić się Bogu? Czy brak możliwości finansowych może stać się decydującą przeszkodą w formacji młodych garnących się do kapłaństwa? Czy prawdą jest, że w Kościele brakuje powołań? Nie, jest ich wiele, nawet coraz więcej w skali całego Kościoła, ale ten dynamizm widać dziś w odległych regionach świata, nie w Europie. Pomóżcie nam odpowiedzieć na ten znak czasu, na rosnącą liczbę powołań w Kościele w Afryce. Choć w Rwandzie sierocińców już nie ma, to jednak wielu młodych ludzi potrzebuje pomocy, by odpowiedzieć na głos Pana. Zapraszam więc Was, kochani, do towarzyszenia naszym klerykom na różne sposoby, przez duchową i materialną opiekę. Każdy, kto zdecyduje się adoptować kleryka, otrzyma od niego za pośrednictwem Biura Misyjnego na początku roku akademickiego list i fotografię.
Szczegóły akcji i zasady adopcji karmelitańskiego kleryka znajdziecie w „Liście do Przyjaciół misji AMAHORO” nr 58 (Wielkanoc 2017) oraz w Biurze Misyjnym Karmelitów Bosych, a także na stronie: www.misje.karmel.pl
Maciej Jaworski OCD
za:www.karmel.pl