„Chodzi za nami prosząc, abyśmy byli z Nim…”
10 maja, 2017 S. Lidia WronaWiara – oprócz tego, że jest wyrazem i świadectwem ludzkiego odniesienia do rzeczywistości nadprzyrodzonej – jest również, a może przede wszystkim, fundamentalną kategorią charakteryzującą naszą codzienność. Jeśli by tak nie było, co innego motywowałoby nasze zaufanie do rodziców, braci, nauczycieli, czy też przyjaciół? Jak inaczej powierzylibyśmy nasze talenty i umiejętności pracodawcom, czy też pieniądze bankom?
Wiara nie ogranicza się jedynie do przestrzeni ludzkiego wnętrza. Ona przekłada się na każdy akt naszego życia. Stąd mistycy nie wyprowadzają nas z rzeczywistości świata, nie izolują od codzienności, od tego, co określamy terminem „profanum” – aby skierować nas ku „sacrum”. Nie ma w nich takiego rozróżnienia. Dążą raczej do tego, aby uświadomić nam, iż relacje z innymi są odzwierciedleniem relacji z Bogiem – i na odwrót.
Święta Teresa od Jezusa, świadoma tej prawdy, nie wchodzi w abstrakcyjne dyskursy, ale mocno trzyma się rzeczywistości ziemskiej. Jej pedagogika modlitwy nie koncentruje się ani na formie ani na metodzie. Teresa ukierunkowuje wszystkie siły osoby na kształtowanie w niej zdolności do przyjaźni – do relacji i głębokiej komunii z drugą osobą – zarówno z Bogiem, jak i z człowiekiem. W jej doświadczeniu modlitwa jest bowiem relacją przyjaźni, źródłem, głęboką więzią, jaka w wierze istnieje między nią i Bogiem. W jej perspektywie osoba modli się więc w taki sposób, w jaki wierzy – wierzy natomiast tak, jak się modli. Innymi słowy: przeżywa swą relację przyjaźni tak głęboko – jak bardzo wierzy w Przyjaciela – i odwrotnie: wierzy Mu na tyle, na ile potrafi się zaangażować w bliską z Nim relację.
Warto zatem pamiętać aby podczas lektury dzieł świętej Teresy od Jezusa mieć na uwadze jej podwójny wymiar: wertykalny – który otwiera nas na relację z Bogiem i horyzontalny, ujawniający naszą relację do drugiego człowieka.
Jej osobista droga do głębokiej przyjaźni z Chrystusem naznaczona była długoletnim doświadczeniem burzenia nieprawdziwych Jego wyobrażeń i otwieraniu się na kolejne etapy zaufania i zawierzenia…W autobiografii wspomina, że w dzieciństwie, młodości oraz w ciągu wielu lat życia zakonnego, dominującym uczuciem, jakie towarzyszyło jej w odniesieniu do Boga był „służalczy lęk” (por. Ż 3,6; 11, 1). Świadomość ogromnej odległości, jaka dzieliła ją od „doskonałości”, rodziła w niej silne poczucie winy. Czuła się zobowiązana do tego, by „zdobywać” życie wieczne, a równocześnie widziała siebie przede wszystkim jako słabą i bezsilną wobec tego wyzwania. Przez bardzo długi okres czasu, bo aż do 39 roku życia, stawiała opór Temu, który pragnął spotkać się z nią w jej własnej prawdzie. I trwałaby w swym uporze jeszcze bardzo długo, gdyby Ten Ktoś sam nie wszedł w ten jej misterny plan samodoskonalenia. Wszedł jako Ktoś zupełnie Inny, by udowodnić jej, że można Go zdobyć jedynie uległością i otwartością wobec absolutnie bezinteresownego i bezwarunkowego daru Jego Osoby.
Doświadczyła łaski spojrzenia. Patrząc na Niego poczuła się przede wszystkim obserwowana – kontemplowana przez Boga… (por. Dd 26, 3). Świadoma swych poszukiwań zdała sobie sprawę z tego, że została odnaleziona. Bóg, któremu od lat nieustannie składała ofiary, stanął przed nią jako Ten, który pragnie dawać (por. Ż 19,15). Doświadczyła Jego bezinteresownej miłości i dlatego może powiedzieć, że On „Chodzi za nami prosząc, abyśmy byli z Nim” (por. 7 T 3, 9). Po 39 latach bezskutecznych wysiłków w życiu duchowym, złożyła broń swych własnych sił i całkowicie poddała się Bogu (por. Ż 8,12; 9,3; 24,6-8).
Nowy obraz Boga zupełnie przemienił Teresę. Odkryła, że jej Bóg jest przede wszystkim Bogiem relacji, przyjaźni, dialogu i bliskości. Z perspektywy wielu lat mogła więc napisać:
„…widziałam jasno, że nigdy żadnego dobrego mego pragnienia nie pozostawił, jeszcze w tym życiu bez nagrody! Jakkolwiek nędzne i niedoskonałe były moje uczynki, Pan je ulepszał, udoskonalał i dodawał im wartości, a złe uczynki i grzechy moje od razu ukrywał. Nawet w oczach tych, którzy na nie patrzą, dopuszcza, że znikają, jakby ich nie widzieli i wymazuje je z ich pamięci. Pozłaca winy. Sprawia, że lśni we mnie cnota, której On sam mi udziela, prawie zmuszając mnie do tego, abym ją posiadała” (Ż 4,10).
Teresa doświadczyła, że Bóg wierzy w jej dobroć, w możliwości jej duszy, w nią samą! W konsekwencji zdała więc sobie sprawę z tego, że jeśli stworzył ją na swój obraz i swoje podobieństwo to nie pozostaje jej nic innego jak stać się – tak jak On – osobą relacji, przyjaźni, dialogu i głębokich więzi. Dziś zachęca i zaprasza nas do tego, byśmy poddali się działaniu Ducha, który pragnie demaskować w nas każdy fałszywy obraz Boga. Konsekwencją tego dzieła jest ponowne odkrycie piękna i wartości osoby ludzkiej. Jest to również droga, na której będziemy mogli udzielić odpowiedzi współczesnemu światu, który domaga się od nas uzasadnienia naszej wiary…
Jeśli bowiem chcemy być przyjaciółmi i naśladowcami Chrystusa, to nie zapominajmy, że On pierwszy uwierzył w dobroć celnika, w miłość prostytutki i w wierność ucznia, który się Go zaparł….
S. Lidia Wrona
karmelitanka misjonarka, teolog duchowości. Zafascynowana osobą i przesłaniem św. Teresy od Jezusa. Od lat oddaje się formacji duchowej osób świeckich i konsekrowanych, którą realizuje w ramach różnorodnych form. Autorka wielu konferencji i artykułów. Tłumacz z języka hiszpańskiego.