Dwa przyjścia i oczekiwania. Adwent 2020
4 grudnia, 2020 o. Antoni Rachmajda OCDCzas adwentu to oczekiwanie, nie tyle na przyjście świąt, choinkę i prezenty, nawet na samą wigilię czy pasterkę… To czas, który zwraca nam uwagę na postawę oczekiwania – nadziei, w jakiej przeżywamy, możemy przeżywać nasze życie. Oprócz bowiem tego, że żyjemy pomiędzy przyjściem na świat, a odejściem z niego, życiem a śmiercią, jako osoby wierzące żyjemy w o wiele szerszej perspektywie, żyjemy pomiędzy dwoma przyjściami – o czym nam przypomina pierwsza prefacja adwentowa, którą w tej chwili (do 17 grudnia, tygodnia przed uroczystością Bożego Narodzenia) modlimy się podczas każdej Eucharystii:
„…On [nasz Pan Jezus Chrystus] przez pierwsze przyjście w ludzkiej naturze [narodzenie w Betlejem i życie na ziemi] spełnił Twoje odwieczne postanowienie, a nam otworzył drogę wiecznego zbawienia. On ponownie przyjdzie w blasku swej chwały [na końcu czasów – sędzia nieba i ziemi], aby nam udzielić obiecanych darów, których, czuwając, z ufnością oczekujemy”.
Tę perspektywę wiary celnie ilustrują czytania ze środy pierwszego tygodnia adwentu: przyjście – działalność Jezusa Chrystusa w scenie cudownego rozmnożenia chlebów z Ewangelii św. Mateusza (15,29-37), oraz sąd nad światem z księgi Izajasza (25,6-10). Pomiędzy tymi dwoma przyjściami jest zawarte nasze życie, przeżywanie czasu „pomiędzy”, ale także – co jest niezwykle ważne – sposób przychodzenia do nas Boga dziś. Izajasz mówi o postawie zaufaniu Bogu: „Oto nasz Bóg, ten, któremu zaufaliśmy, że nas wybawi, w którym złożyliśmy naszą ufność; cieszmy się i radujmy z Jego zbawienia”. Czy zaufanie Bogu wystarcza, czy nie jest to wyraz naszej bezradności wobec życia i świata, czy nie oznacza bezczynności lub usprawiedliwienia lenistwa czy tchórzostwa?… Pytania zupełnie na miejscu, dziś szczególnie.
Podpowiedź na to, co oznacza ufność Bogu chrześcijanina znajdziemy w Ewangelii św. Mateusza, w scenie rozmnożenia chlebów; wobec konkretnego problemu – braku pożywienia, i to poważnego: dla kilku tysięcy ludzi. Gdy Jezus skończył uzdrawiać ludzi (widomy znak dla uczniów Jego mocy), postawił ich przed problemem nakarmienia tysięcy ludzi („cztery tysiące mężczyzn bez – to znaczy nie licząc – kobiet i dzieci”, w sumie zatem mogło być ich około 10 tysięcy): „Lituje się nad tłumem, bo już trzy dni pozostają przy mnie i nie mają co jeść. A oddalić ich głodnymi nie chcę, by nie zasłabli w drodze”. I w tej sytuacji następuje próba wiary i zaufania wobec uczniów; odpowiadają na pytanie zupełnie sensownie: „Skąd nam na pustkowiu chlebów tak wiele, aby nasycić tłum tak wielki?”. Litość Jezusa i chęć nakarmienia tysięcy, uczniowie wyraźnie odbierają do siebie: „skąd nam” – czyli: skąd mamy wziąć tu tyle chleba? Na to Jezus pyta: „Ile chlebów macie?”. Oni odpowiedzieli „siedem i trochę rybek”. W tym to momencie jest czas na ufność. Jezus chciał, by uczniowie zaufali i powierzyli Mu to te „niemające znaczenia” 7 chlebów i kilka rybek, które im samym wystarczyłyby w zupełności, natomiast podzielone na tysiące nie oznaczałyby nawet okruszyny dla każdego, która i tak jedynie spowodowałaby większy głód, nie wspominając o możliwych kłótniach i sporach przy podziale… Po ludzku rozwiązanie zatem zupełnie nieracjonalne i zdawałoby się bezsensowne. A jednak przy zaufaniu Jezusowi, gdy uczniowie podzielili się z potrzebującymi tym, co mieli dla siebie, oddając w ręce Jezusowi swe chleby, okazało się, że nasyciło się 7 bochenkami kilka tysięcy ludzi („I jedli wszyscy i nasyceni zostali”). Jezus ani nie odesłał swych uczniów do miasta, by zakupili chleba, ani nie agitował za zreformowaniem państwa i jego urzędów (jak Barabasz), by sprawiedliwie był dzielony chleb… A w tym czasie głodni pozostawaliby głodni… Chciał jedynie, by jego uczniowie oddali mu, powierzyli tę niewielką ilość pożywienia, jaką mieli, stając się świadkami cudu (jak w Kanie). Postawa ufności wobec Boga, jak podpowiada Izajasz (przepiękne odwrócenie porządków interpretacyjnych, zwykle to Nowy Testament uzupełnia Stary), wyraża się bowiem działaniem będącym naszą odpowiedzią na Jego słowa. Mamy zaufać, powierzając Jemu, jak „bankierowi” z 25 rozdz. Mateusza (nomen omen – scenie opisującej rozliczenie naszego życia na sądzie ostatecznym…), „talenty” – „wszystko, co można puścić w ruch”, by On je pobłogosławił i rozmnożył.
Jaką postawę przyjąć dziś, kierując się ufnością do Boga, na przykład wobec tzw. „pandemii”? I co w niej jest, może być talentem? Czy postawę „racjonalności” – nic nie możemy zrobić wobec tej sytuacji, jesteśmy zupełnie bezradni, nie jesteśmy lekarzami, ani NFZ czy WHO, lepiej zostać w domu, nie zarażając siebie i innych… Czy kompletnie wydawałoby się „nieracjonalną” – puszczeniem w ruch talentów, tym razem nie „nic nie znaczących 7 chlebów”, lecz dzielenie się tym, co mamy i najbardziej jest dziś potrzebne: naszym czasem i obecnością dla i wobec tych, którzy są dziś szczególnie potrzebujący – samotni, opuszczeni przez swe rodziny, zalęknieni… To są prawdziwie ubodzy dziś, pozostawieni sami sobie, łaknący obecności innych – nic więcej i nic mniej; nie potrzebna im plazma, tysiąc kanałów w telewizji, prezenty pod choinkę, nowoczesne gadżety (por. sytuację osób starszych w PDS-ach opisaną przez p. Elżbietę Morawiec). Nie wszyscy pracujemy w służbie zdrowia i nie my ją zreformujemy (nie sądzę, by ktokolwiek kiedykolwiek tego dokonał…) i sam Jezus tego od nas nie oczekuje. On nigdy do tego nie zachęcał, nie przyszedł, aby dokonać rewolucji w świecie (ten będzie taki sam do końca), przeszedł do nas, byśmy dokonywali rewolucji we własnym sercu i ufni zauważali i pomagali tym, obok nas… Chce byśmy, jak uczniowie, zaufali Mu, że jest w stanie pomnożyć nasze niewiele, uwierzyli w to, co mamy i puścili to w ruch…
Jako rodzaj „satysfakcji” z takiej postawy „nieracjonalnej”, mamy możliwość uznania za swój (swoją modlitwę) psalm 23 znajdujący się pomiędzy środowymi czytaniami: Pan jest moim pasterzem – „wiedzie mnie po właściwych ścieżkach…”, „dobroć i łaska, pójdą w ślad za mną”… Słowa te podpowiadają postawę wiary, w której wierzący w Chrystusa serio traktuje to, co wypowiada w codziennym pacierzu: „bądź wola Twoja, jako w niebie, tak i na ziemi”. Tylko wtedy bowiem Bóg może nam pasterzować gdy na to się zgodzimy, co nie oznacza bezczynności – na co wskazują dwie uczty w środowych czytaniach: spożywanie chleba cudownie rozmnożonego, dokonane przez Jezusa, w której przygotowaniu możemy jednak partycypować, i uczta wieczna w niebie, którą przygotowuje wyłącznie Bóg, a na którą my możemy się przygotować, by w niej uczestniczyć…
o. Antoni Rachmajda OCD
ur. 1961, kapłan, dr duchowości, wieloletni redaktor Zeszytów Karmelitańskich, prowadzący Instytut Duchowości Karmel we Wrocławiu