Asceza chrześcijańska. Przez śmierć do zmartwychwstania
24 marca, 2024
Asceza dla chrześcijanina jest przede wszystkim realnym wysiłkiem do podjęcia w życiu codziennym, wysiłkiem przyłączenia się do Chrystusa przez wiarę.
Asceza – termin aktualny czy przestarzały?
„Asceza” jest słowem, które może brzmieć dla nas trochę przestarzale i nieprzystająco do naszych czasów. W świecie rozwiniętym – przede wszystkim odwrotnie do tego, co działo się w przeszłości, nie zwykło się przyjmować praktyki ascetycznej z pobudek religijnych. Ale jest to wina tego, że z upływem czasu zatracano sens najprawdziwszego znaczenia ascezy, tak z punktu widzenia antropologicznego, jak religijnego i chrześcijańskiego. Pro-blem ten jest tutaj bezpośrednim przedmiotem mojego zainteresowania.
Słowo „asceza”, samo w sobie, oznacza „ćwiczenie”, „ćwiczenie się”. Czasami ascezę utożsamia się również z ideą „wyrzeczenia się”, by osiągnąć jakiś cel. Pewna asceza i ćwiczenie w celu doskonalenia osoby zawsze było i jest obecne we wszystkich religiach, doktrynach duchowych i ideologiach, chrześcijańskich i nie tylko tych.
Dlatego asceza jest czymś, co chrześcijaństwo podziela z innymi obszarami naszego świata. Jest zawsze pewnym ćwiczeniem, pewnym wysiłkiem podejmowanym w jakimś celu. Jednak, żeby ten cel osiągnąć, prawie w ogóle nie jest konieczne bycie religijnym, czy też posiadanie przekonań religijnych, chrześcijańskich. Jednak dziś ascezę nakładamy na siebie często z pobudek czysto estetycznych. Ktoś może wieść życie bardzo ascetyczne, pełne wyrzeczeń i wymagań osobistych, ale nie musi być chrześcijaninem.
W chrześcijaństwie dla ascezy, tak jak np. dla modlitwy czy apostolatu, fundamentalne jest odniesienie do osoby Jezusa Chrystusa, które nadaje rzeczom całkowicie odmienny kształt. Z punktu widzenia bardziej teoretycznego niż praktycznego, przyczyny, dla których w chrześcijaństwie asceza uległa dyskredytacji, można sprowadzić do trzech; przyjmując zawsze jasno, że właściwie, to, co się odrzuca, to określony sposób życia chrześcijańskiego, który my nazywamy ascezą.
Są to następujące przyczyny: brak łączności między życiem ascetycznym chrześcijanina i tym, co prawdziwie było życiem ascetycznym Jezusa, Jego drogą Krzyża, Śmiercią i Zmartwychwstaniem; brak łączności między rzeczywistością sakramentalną, chrzcielną i zaangażowaniem nowego życia w Chrystusie; i, na koniec – brak łączności w naszych założeniach pomiędzy elementem wyrzeczenia, negacji i śmierci, z jednej strony, i celem, do którego się dąży, a którym jest, lub winno być zmartwychwstanie i życie nowych synów w Synu – z drugiej.
Do tego wszystkiego można dodać jeszcze przyczynę zewnętrzną wobec chrześcijaństwa, a którą ono przyjmuje i dzieli ze społeczeństwem, w którym żyje: mianowicie „mieszczanienie” społeczeństwa i prawo minimalnego wysiłku. Nie chodzi o to, by ideałem było życie skomplikowane. Nie jest nim – przynajmniej z chrześcijańskiego punktu widzenia. W zasadzie im łatwiejsze byłyby rzeczy i im mniej braków byśmy mieli – tym lepiej. I właśnie do tego dąży rozwój: do zaofiarowania nam życia bardziej godnego i możliwie wygodnego dla ludzi, którzy są dziećmi Boga. Jednak nie powinniśmy pozwolić, by w jakimkolwiek momencie spowodowało to atrofię naszej zdolności wysiłku i wymagań osobistych.
Chrześcijańska perspektywa ascezy
W próbie wyjaśnienia tego, co dziś winno być ascezą chrześcijańską, moja refleksja pójdzie przede wszystkim w dwóch kierunkach, pozwalających odpowiedzieć na przyczyny deprecjonowania, niedoceniania wartości ascezy tutaj wskazywanej.
Chrześcijaństwo nie szuka, podobnie jak (sądzę) żadna inna religijna doktryna lub filozoficzna ideologia, śmierci dla samej śmierci, wyrzeczenia dla wyrzeczenia, ascezy dla samej ascezy, jeśli nie służą one jakimś celom. To jest to, co jest prawdziwie ważne, mimo że jesteśmy świadomi, iż w naszej aktualnej rzeczywistości ziemskiej, aby dotrzeć do niej, musimy przejść przez ascezę, śmierć, negację innych rzeczy, nie będących wyrazem tego życia, do którego dążymy, lub nie prowadzącym do niego.
Asceza, dla chrześcijanina, jest przede wszystkim realnym wysiłkiem do podjęcia w życiu codziennym, wysiłkiem przyłączenia się do Chrystusa przez wiarę, przez którą staliśmy się Jego uczniami, rezygnując ze wszystkiego, co mogłoby zaszkodzić i byłoby przeciwne sprawie Jezusa: Królestwu Bożemu w nas i wśród nas.
Tymczasem Jezus nie tylko ukazał nam nową wizję świata, ale wskazał nam też możliwość nowego sposobu życia i polecił, abyśmy kontynuowali Jego dzieło i uczynili je rzeczywistością w nas i naszym świecie. Wszystko to wymaga Jego ascezy, walki, wysiłku, by uczynić rzeczywistą śmierć człowieka starego, aby żyć jako człowiek nowy w Chrystusie. Jest określonym wysiłkiem uczynienia rzeczywistym tego, co już symbolicznie i w zarodku zostało zrealizowane podczas chrztu: śmierć z Chrystusem po to, by z Nim zmartwychwstać.
Rozdziały drugi i trzeci Listu do Kolosan są dobrymi, chociaż nie jedynym, przykładami nauki Pawłowej w tej kwestii. Przedstawmy niektóre z jego wersów:
Jak więc przyjęliście naukę o Chrystusie Jezusie jako Panu, tak dalej w Nim postępujcie: zapuśćcie [w Nim] korzenie i na Nim dalej się budujcie, i umacniajcie się w wierze… Jeśli więc razem z Chrystusem powstaliście z martwych, szukajcie tego, co w górze, gdzie przebywa Chrystus, zasiadający po prawicy Boga. Dążcie do tego, co w górze, nie do tego, co na ziemi. Umarliście bowiem i wasze życie jest ukryte z Chrystusem w Bogu. Gdy ukaże się Chrystus, nasze Życie, wtedy i wy razem z Nim ukażecie się w chwale. (…) Nie okłamujcie się wzajemnie, boście zwlekli z siebie dawnego człowieka z jego uczynkami, a przyoblekli nowego, który wciąż się odnawia ku głębszemu poznaniu Boga, na obraz Tego, który go stworzył (Kol 2,6; 3,1-4.9-10).
Zatem jeśli chcemy być zawsze żywi z Nim i zmartwychwstali do tego nowego życia, musimy umieć umierać z Nim, i tak jak On w każdej chwili, aby żyć tylko dla Boga (por. Rz 6).
Powiedzieć, że nie potrzebujemy określonej ascezy, określonej walki, aby żyć jak chrześcijanie, aby żyć tym nowym życiem z Chrystusem, jest zwykłym, wielkim oszukiwaniem samego siebie. Do postrzegania tego jako konieczne i nieodłączne dla życia chrześcijańskiego prowadzi nas, z jednej strony, świadomość i rzeczywistość naszej grzesznej kondycji, której doświadczamy każdego dnia.
Nieustannie musimy przezwyciężać samych siebie, by pokonać tę rzeczywistość zła, które gnieździ się w sercu każdego człowieka, by nie pozwolić dać się zwieść złu, które może nas spotkać na naszej drodze, i aby nie deprawować samego siebie, nie używać źle rzeczy dobrych, które Bóg postawił w naszym świecie, lub do nich nie przylgnąć, lecz by używać je według Niego (por. Gaudium et Spes 37; św. Jan od Krzyża, Droga na Górę Karmel [D]1,3,4).
Z drugiej strony, prowadzi nas do tego – o czym była mowa wcześniej – również stałe pragnienie, które winno zagnieździć się w sercu człowieka, każdego chrześcijanina, by ten przystosował pozytywnie swe życie do wymogów Ewangelii, woli Bożej wobec Niego (nie tylko przez unikanie grzechu). Byt osób, które żyją i „przepuszczają” Boga przez wszystkie „pory” swego bytu, jest czymś, co wymaga także wysiłku, ascezy.
To, co było wymiarem ascetycznym życia Jezusa, może pomóc nam teraz lepiej wyjaśnić idee dotyczące wymiaru ascetycznego w życiu chrześcijanina. Przede wszystkim po to, by nie utożsamiać bez zastanowienia wymiaru ascetycznego naszego życia z praktykami ascetycznymi. To pierwsze będzie wymagać tych drugich, aby być prawdziwym, jednak praktyki nigdy nie powinny być całkowicie identyfikowane z ascetycznym życiem. Powiedziałbym, że w Jezusie to, co jest najbardziej widoczne, ponad jakikolwiek szczegół, to generalnie ascetyczna postawa całego Jego życia. Konkrety w istocie rzeczy nie są niczym więcej jak tylko konkretami, oderwane od wymiaru podstawowego nie znajdują swego prawdziwego znaczenia.
Ten ogólny wymiar ascetyczny, który naznacza Jego życie i samą Jego śmierć, w Jezusie posiada znaczenie tylko w świetle tego, co pozytywne: w świetle jego posłannictwa, Jego miłości do Ojca, który Go posłał i którego wolę pragnie realizować minuta po minucie, i w świetle Jego miłości do ludzi, do których został posłany. I to za cenę jakiejkolwiek ofiary, nie ustępując innym ludzkim względom. Za cenę własnego życia. Krzyż nie ma znaczenia jako taki, sam w sobie, ale ma znaczenie poprzez to, co oznacza. Jest on dla nas, którzy wierzymy w Chrystusa, najwyższym symbolem Jego życia, które osiągnęło szczyt w Jego oddaniu życia za ten ideał i posłannictwo.
Od tych, którzy mają Jezusa za nauczyciela, nie wymaga się innej ascezy, jak tej, która pochodzi stąd. To znaczy – życia jako rezygnacji ze wszystkiego, bycia gotowym do jakiegokolwiek poświęcenia, dla Ewangelii. To jest to, co winno być zawsze na pierwszym planie wszelkich naszych motywacji ascetycznych (por. Mt 16,24-26.19; Łk 14,25-33).
W tym sensie św. Paweł radzi, byśmy patrzyli na siebie przez pryzmat życia i tajemnicy Chrystusa, aby móc w ten sposób upodobnić się do Niego (por. Flp 2; 2 Kor 4,10-11). Tylko w tym świetle, tak misterium paschalnego Chrystusa, jak i nowego życia w Nim, które zostało nam dane na chrzcie, można zrozumieć także inne refleksje św. Pawła na temat konieczności wysiłku duchowego, walki toczonej w nas przeciw wszelkiemu zalążkowi zła, postępując w zgodzie z życiem nowym Ewangelii, będąc synami w Synu (por. 1 Kor 9,24-27; Gal 5; Ef 6).
O tej radykalności mówi nam św. Jan od Krzyża w całym swym dziele, lecz przede wszystkim w formie bardzo wyraźnej – w całym rozdziale siódmym II księgi Drogi na Górę Karmel. Tekst klasyczny w tym znaczeniu przedstawia się następująco:
O! Któż by mógł skutecznie to wyłożyć, pokazać i dać zasmakować w tym, co zawiera w sobie owo wskazanie o zaparciu samego siebie, dane przez naszego Zbawiciela, by osoby duchowe ujrzały, jak właściwy sposób dążenia po tej drodze jest inny od tego, jaki wiele z nich uważa za dobry! Jedni bowiem myślą, że wystarczy jakikolwiek rodzaj skupienia i poprawy życia.
Inni znowu zadowalają się pewnym stopniem ćwiczenia się w cnotach, praktyki modlitwy, umartwienia i nie dochodzą do zalecanych przez Zbawiciela: ogołocenia, ubóstwa, oderwania się i czystości duchowej, wszystko to jest jednym. Dzieje się tak dlatego, ponieważ wciąż jeszcze karmią i odziewają swą naturę pociechami i uczuciami duchowymi, zamiast oderwać się i wyzbyć tego dla Boga. Inni jeszcze sądzą, że wystarczy oderwać się od rzeczy tego świata, a nie wyniszczają się i nie oczyszczają z tego, co dotyczy ducha (D 2,7,5).
Jak przeżywać ascezę dziś?
Z tego, co powiedzieliśmy do tej pory, jasno wynika, że, przynajmniej dla chrześcijanina, ważne jest nie obciążanie się pokutami zewnętrznymi, coś, co może być zewnętrzną formą danej osoby, lecz życie umartwione, co niesie ze sobą określoną postawę wewnętrzną. Umrzeć dla wszystkiego, by w ten sposób żyć dla Ewangelii. To jest pierwsze umartwienie, w którym chrześcijanin powinien usiłować żyć, i jest ono obowiązujące zawsze, i dla wszystkich.
Może być tak, że dla kogoś taki sposób pojmowania ascezy, będzie wydawał się ustąpieniem życia współczesnej wygodzie. Osobiście uważam jednak, że takie postawienie sprawy jest tak wymagające, jak każde inne, jako że nie ogranicza się do jakiegoś momentu dnia lub jakiegoś aspektu naszego życia, lecz rozciąga się na wszystko i dotyka całą osobę, włącznie z tym, co najgłębsze i najintymniejsze w naszym ja.
Tę rzeczywistość umartwienia wewnętrznego (umrzeć z Chrystusem, aby żyć z Nim nowym życiem dzieci Bożych) i wszystko, co temu pomaga, można przeżywać na tysiąc sposobów. Te są dowolne. Jednak, by być ważnymi, wszystkie muszą spełniać jeden warunek: muszą prowadzić nas do życia Ewangelią lub pomagać nam kroczyć w tym kierunku. W przeciwnym razie, umartwienie będzie czystym sportem duchowym, czymś, co pozostaje bardzo daleko, na zewnętrznym marginesie życia chrześcijańskiego. Ktoś może wieść życie bardzo ascetyczne, w umartwianiu się, poddane tysiącu poświęceń i dobrowolnych wyrzeczeń, i nie posiadać żadnej intencji życia chrześcijańskiego. (por. 1 Tm 4,7-10).
Trzeba zatem uważać na postawę, w której umartwienie służy własnej doskonałości i spokojowi wewnętrznemu. Jest to perspektywa, która przekonuje dziś niektórych, lecz niekoniecznie jest prawdziwą perspektywą chrześcijańską. Asceza chrześcijańska dąży do czegoś więcej, niż celu czysto antropologicznego, lub, co byłoby jeszcze gorsze, czysto antropocentrycznego.
Osiągnięcie całkowitego przeobrażenia wewnętrznego jest konieczne, jednakże dla chrześcijanina największą motywacją winna być zawsze motywacja ewangeliczna; w zapomnieniu o sobie samym. To znaczy – szuka się czegoś więcej aniżeli własnej doskonałości i równowagi wewnętrznej, nawet więcej niż własnego poczucia czystości moralnej.
To istotne odniesienie ascezy chrześcijańskiej do Ewangelii pozwala nam zrozumieć także, dlaczego ona nie odnosi się koniecznie i wyłącznie do reformy naszego życia, a rozciąga się ponadto na wszystkie te wymagania i wyrzeczenia dla Ewangelii, które ktoś narzuca sobie dobrowolnie, lub które przychodzą do niego nałożone z zewnątrz, gdy chce on pracować dla uczynienia rzeczywistością przesłania ewangelicznego w naszym świecie, pomiędzy ludźmi, naszymi braćmi (por. Gaudium es Spes 38).
Zatem czym będzie sens praktyk tak tradycyjnych, jak post, wstrzemięźliwość lub jakiekolwiek dobrowolne pozbawienie się czegoś? Można je usprawiedliwić wychodząc wyłącznie z dwóch punktów widzenia chrześcijańskiego, nigdy przez nie same. Uczynimy to, aby wychować samych siebie do skoncentrowania naszej uwagi i naszego życia bardziej na tym, co jedynie istotne, tzn. na Bogu, lub pozbawimy się dóbr na rzecz naszych braci. O tym podwójnym wymiarze ascezy nie powinniśmy nigdy zapominać, jeśli chcemy, by była ona prawdziwa, a nie była tylko czystym masochizmem lub narcyzmem, w zależności od przypadku.
Z innej strony, chodzi przede wszystkim nie o wymyślanie jakichś abstrakcyjnych umartwień, lecz o ścisły ich związek z życiem, by one z naszego życia wypływały; i o wykorzystywanie ich raczej w okazjach, które to życie nam przynosi, aniżeli wynajdywanie innych rzeczy. Poza wyrzeczeniem się zła lub akceptowaniem i znoszeniem wszystkiego, co negatywne, co nam przypadnie w udziale, z powodu Ewangelii i służby braciom, dziś w świecie narzucającego się poniekąd konsumpcjonizmu, istnieje pewna forma wystarczającej aktualności.
Jest to umiejętność rezygnacji i wyboru pomiędzy wielką różnorodnością rzeczy, jakie nam się oferuje, aby zostać tylko z tym, czego prawdziwie możemy potrzebować. Jest to coś, co można uczynić jedynie w miarę stawania się świadomymi tego, że Bóg jest naszym prawdziwym bogactwem.
tłum. Antoni Rachmajda OCD
Photo by Mohamed Nohassi on Unsplash
José Damián Gaitán OCD
(ur. 1948) obronił doktorat w Theresianum (Rzym) w 1993 r. na temat San Juan de la Cruz: Ascesis y comunión con Dios. Wykłada teologię i historię duchowości na Wydziale Teologicznym San Dámaso w Madrycie oraz w Instytucie San Esteban w Salamance. Oprócz licznych artykułów w czasopismach, opublikował Negación y plenitud en San Juan de la Cruz, 1995.