Św. Elżbieta od Trójcy Przenajświętszej | Część 3: Karmelitanka
17 maja, 2018
Elżbieta jest w początkach życia zakonnego: choć obdarowana odczuwalną łaską Bożą, boryka się ze swoją naturą i na szczyt Karmelu czeka ją daleka droga.
2 sierpnia 1901 r. Elżbieta wstępuje do Karmelu. O bólu rozstania z matką i siostrą dowiadujemy się tylko z jej listów poprzedzających wstąpienie do Karmelu. Później żadnej wzmianki, żadnego gestu; wielki pokój i pogłębiające się ukojenie.
Powoli włącza się w życie zakonne. W pierwszy wieczór po wstąpieniu Elżbieta ułożyła sobie program życia: utożsamić się z wewnętrznymi uczuciami Mistrza, z wszystkimi poruszeniami Jego duszy, wyczerpać dla świata jej skarby.
W pierwszych miesiącach życia w zakonie Elżbieta odczuwała niemal dotykalnie miłość Bożą i „kosmiczny” zasięg modlitwy. Żyła jak na Taborze, wśród niezliczonych pociech. „Nie mogę unieść tego ciężaru łask” – mawiała swej mistrzyni. W chórze opanowywało ją niezwykłe skupienie; godzina modlitwy mijała jak chwila, ciągle odczuwała błogość i niedosyt. Przechodziła korytarzami pogrążona w Bogu, prace wykonywała dokładnie, ale nieobecna duchowo. Zamieszkiwanie w jej wnętrzu Trójcy Przenajświętszej z każdym dniem stawało się dla niej bardziej przejrzystą tajemnicą i nadawało piętno oraz kierunek jej duchowości. W świecie wciąż o tym mówiła, czuła potrzebę dzielenia się swoim olśnieniem; w Karmelu – umilkła; poddała się działaniu Ducha Świętego.
Życie w obecności Bożej jest świętym dziedzictwem tego zakonu; sięga czasów proroka Eliasza, czyniącego cuda „w imię Boga Żywego”. Milczenie, samotność, wyrzeczenie zmierzają do uwolnienia duszy po to, by mogła ona skupić wszystkie swoje władze psychiczne, umysłowe, duchowe, ażeby trwać w nieustannej obecności Boga. Cała duchowa doktryna wyłożona kiedyś Elżbiecie jasno przez o. Vallee, znalazła w Karmelu głębsze potwierdzenie i klimat sprzyjający wewnętrznemu rozwojowi. Osobowość i duchowość Elżbiety szybko dojrzewała, wspomagana atmosferą klasztoru oraz lekturą dzieł św. Jana od Krzyża. Postanowiła: „Wejść w siebie i zagubić się w Tych, którzy tam są”.
Elżbieta wyczuwała, że obecność Boża w człowieku jest w „ustawicznym rozwoju”. Każde nowe udzielenie łaski uświęcającej sprowadza nowy stopień obecności Trójcy Przenajświętszej. Dusza bliższa Bogu znajduje się w poufniejszych stosunkach z każdą Osobą Boskiej Trójcy. Elżbieta nieustannie do tego tematu powraca: „On pragnie, abyśmy byli tam, gdzie On jest, nie tylko w życiu przyszłym, wiecznym, ale już tutaj, w życiu doczesnym, które stanowi zaczątek wieczności, będącej jednak w ustawicznym rozwoju”.
Elżbieta jest w początkach życia zakonnego: choć obdarowana odczuwalną łaską Bożą, boryka się ze swoją naturą i na szczyt Karmelu czeka ją daleka droga. Wrażliwość sprawia jej nadmierny ból, przeczulona wyobraźnia drobne uchybienia wyolbrzymia w ciężkie winy, uczuciowość szuka podniet, a natura artystki dosytu i wyładowania energii. W czasie milczenia kanonicznego, po komplecie, przechadza się po tarasie; patrzy w rozgwieżdżone niebo. Kiedyś tak zadumaną zobaczyła Matka Germana. Przeszła w milczeniu, a nazajutrz powiedziała: „Nie po to przychodzi się do Karmelu, aby marzyć przy gwiazdach. Idź do Boga przez wiarę”. Bóg oczyszczał ten sentymentalizm w wydarzeniach lub radach życzliwych ludzi, którzy jej ukazywali ideały dojrzałej miłości, nie szukającej własnego zadowolenia, lecz ofiary. Tak umacniała się w niej wiara i wola; zbyt tkliwe usposobienie krzepło; Elżbieta dochodziła do równowagi.
W Karmelu, w swoim powołaniu, znalazła własną drogę na Golgotę. Przede wszystkim staranne wypełnianie wszystkich obowiązków. W heroizmie spraw małych naśladowała św. Teresę od Dzieciątka Jezus. Nie uprawiała nadzwyczajnych umartwień, wypełniała natomiast z nadzwyczajną ścisłością regułę zakonną. Znalazła w niej „formę swojej świętości” oraz tajemnicę, jak „oddać za Kościół wszystką krew, kropla po kropli”. Nie łudząc siebie urojoną świętością, z praktycznym realizmem świętych upatrywała w prostych aktach zwykłego życia zakonnego najlepszy środek dawania Bogu świadectwa miłości.
Elżbieta zrozumiała w lot odrębny niż w innych zakonach kontemplacyjnych charakter Karmelu: jego zadania, ducha, fizjonomię, jego szczególny charyzmat w misterium Kościoła. W Regule i Konstytucjach upatrywała bodźce, kryteria, zasady doktrynalne i duchowe służące nieustannemu wzrastaniu wewnętrznemu.
Terezjański ideał życia zakonnego zawiera praktykę rad ewangelicznych w totalnej miłości. Elżbieta całym sercem podjęła ten wymóg i nigdy, nawet w okresie bolesnych oczyszczeń, gdy uginała się pod ciężarem poczucia własnej grzeszności – nie uroniła nic z pełni swego oddania się Chrystusowi. Sens życia zakonnego widziała w doskonałej miłości, wyrażonej doskonałą praktyką rad ewangelicznych. Struktury Karmelu ograniczono do minimum, aby pozostawić siostrom jak najwięcej wolności dla osobistego rozwoju duchowego. Z tej przyczyny taka różnorodność świętych karmelitańskich, nawet żyjących w tym samym czasie i w podobnych warunkach. Św. Teresa od Jezusa miłość uczyniła „kamieniem węgielnym” uproszczonych struktur Karmelu, organizujących wspólne życie; zamierzała utworzyć z sióstr karmelitańską rodzinę w imię Pana zgromadzoną i cieszącą się Jego obecnością. Postulantka Elżbieta, studiując Konstytucje terezjańskie, przejmuje się do głębi duchem ich prostoty, otwiera więc szeroko serce wzajemnemu udzielaniu radości w klimacie pogody, pokoju i przeżywanej obecności Boga. Każdym listem Elżbieta zaświadcza, że w Karmelu wszystko ułożono z myślą o celu, o zjednoczeniu z Chrystusem przez poszukiwanie wiary i miłosną kontemplację oblicza Ojca. Naczelnym obowiązkiem jest – zgodnie z Regułą – nieustanna modlitwa. Jest ona także zasadniczym zajęciem. Elżbieta w modlitwie upatrywała czyn miłości, a we wzroście miłości – znak postępu w modlitwie.
Karmel utrwalił w niej ów osobliwy „klimat” biblijny, w jakim Bóg objawiał jej tajemnicę swego zamieszkania w duszy. Życie kontemplacyjne, całkowicie oddane modlitwie, wymaga gruntownej wiedzy teologicznej. Elżbieta z radością i zajęciem słucha w nowicjacie wykładów i nauk rekolekcyjnych głoszonych przez doświadczonych kaznodziejów. Z zapałem czytywała dzieła św. Rodziców – Teresy od Jezusa i Jana od Krzyża, pierwsze drukowane wydanie Dziejów duszy św. Teresy od Dzieciątka Jezus, a przede wszystkim Listy św. Pawła. Mogła dzięki temu bez zmęczenia czy zniechęcenia „czuwać dzień i noc”, Boga i Jego darów oczekując w pokorze, w duchu wiary, w zawierzeniu Bożemu słowu; z nadzieją wypełniała nakazy ubóstwa, także – ogołocenia, jakich wymaga troska o rozwój życia wewnętrznego. Całkowicie, z prostotą, miłośnie przylgnęła do Pana. Złączenie się z Bogiem, poddanie się Jego działaniu, przynosiło jej co dzień pełniejsze, bardziej też dręczące odczucie Jego wielkości, czystości i wszechmocy, zarazem – własnej małości, grzeszności i nędzy. Życie modlitewne, ten obowiązek i zadanie, było jej radością i bolesnym oczyszczeniem, a jednocześnie – wspólnym w tych dobrach duchowych udziałem wszystkich sióstr. Matka Germana powtarzała nieraz, iż Zgromadzenie nigdy nie żyje lepiej swą rzeczywistością „przyjaciół Boga” niż wtedy, gdy – zebrane wokół Jezusa – stanowi jedno z Nim serce i jedną duszę.
Zrozumiałe są zatem przepisy Reguły i Konstytucji nawołujące do milczenia i skupienia, owej niezwykłej atmosfery łaski usposabiającej do przyjęcia bez obawy działania Boga. Należy tu również wymienić samotność, obwarowaną ścisłym przepisem klauzury wybranej dobrowolnie, a także umartwienie oraz pokutę czyli ascezę, nieodzowne w modlitwie kontemplacyjnej.
Karmel całkowicie oddaje się Panu, więc Kościołowi. Kontemplatyczki Pana powinny nosić sobą Kościół, ciężar wszystkich jego misji, konkretnych problemów, trosk… Niedopełnienie tego zadania byłoby równoznaczne z odstępstwem od powołania karmelitańskiego.
Charyzmat terezjański streszcza Elżbieta w liście do koleżanki, Germany de Gemeaux:
Karmelitanka – to dusza, która patrzy na Ukrzyżowanego, widzi jak oddaje się On swemu Ojcu w ofierze za dusze. Kontemplując tę wielką wizję Chrystusowej miłości, rozumie mękę miłości Jego duszy i chce się oddać jak On. Na Górze Karmel, w milczeniu, w samotności, w modlitwie, która się nigdy nie kończy, gdyż trwa poprzez wszystko, karmelitanka żyje jak w niebie swym Bogiem. On, który kiedyś będzie jej szczęściem i nasyci ją w chwale, już teraz się jej daje. Nigdy nie opuszcza, mieszka w jej duszy. Więcej! Oboje są jedno. Więc spragniona milczenia, zawsze chce słuchać, w Jego Byt nieskończony wciąż wnikać. Utożsamia się z Ukochanym. Znajduje Go wszędzie i widzi – promieniującego poprzez wszystkie rzeczy.
Całe życie Karmelu to: żyć w Nim. Wtedy wszystkie ofiary, wyrzeczenia doznają przebóstwienia. Dusza poprzez wszystko widzi Jego, którego kocha, wszystko ją ku Niemu pociąga. Jest to nieustanne trwanie „serca przy Sercu”. Modlitwa jest istotą życia w Karmelu.
Elżbieta była świętą milczenia i skupienia. W Regule najbardziej jej drogim jest przepis o milczeniu. Od pierwszych dni zachwyca się starą dewizą karmelitańską: „sola cum Solo – sama ze Samotnym”. Asceza jej oznaczała milczenie pojęte jako zasadniczy warunek zjednoczenia z Bogiem. Siostry, wiedząc, że Elżbieta kocha milczenie, często – przed nowenną, rekolekcjami lub wystawieniem Najświętszego Sakramentu – odzywały się żartując:
Milczenie, prawda? Milczenie! Uśmiechała się i przytakiwała bez słów. Karmel jest zakątkiem nieba. W ciszy i samotności żyje się w nim sam na sam z Bogiem… Cela… pełna Boga, spędzam w niej szczęśliwe godziny sama z Oblubieńcem. Milczę i słucham Go. Jak dobrze od Niego samego wszystko usłyszeć…
Postulat Elżbiety był okresem gruntownej formacji karmelitańskiej, wspomaganej odczuwalną łaską Bożą. Od chwili wstąpienia do Karmelu brązowy habit karmelitański oraz biały płaszcz chórowy stały się przedmiotami jej marzeń… Obłóczyny są widzialnym „znakiem” przemiany wewnętrznej, woli dokonania w sobie radykalnych zmian, godnych ideału życia ewangelicznego. W uroczystość Niepokalanego Poczęcia z rąk Matki Germany otrzymała Elżbieta habit.
Po obłóczynach nowicjuszka napisała do m. Marii od Jezusa: Wstąpiłam do duszy mojego Chrystusa (…) Niech Matka prosi Go za mnie, by mi udzielił łaski, ażebym już nie ja żyła, lecz On niech żyje we mnie; aby nasze zjednoczenie stawało się doskonalsze z każdym dniem. Obym zawsze pozostawała pod wrażeniem tej wielkiej wizji! Zdaje mi się, że tajemnica świętości polega właśnie na tym; to takie proste! O, Moja Dobra Matko, pomyśleć, że nasze niebo jest w nas; to Niebo, za którym nieraz tęsknię… Jak będzie dobrze, gdy opadnie kiedyś zasłona i twarzą w twarz ujrzymy Tego, którego jedynie kochamy! W oczekiwaniu tej chwili żyję miłością, w niej się zanurzam i gubię: to jest nieskończoność, której tak bardzo pragnie moja dusza.
Immakulata J. Adamska OCD
(1922-2007), karmelitanka bosa, autorka książek o karmelitańskich świętych, tłumaczka i znawczyni myśli św. Edyty Stein.