Św. Elżbieta od Trójcy Przenajświętszej | Część 4: Ostatnie lata
29 sierpnia, 2018
Ofiarowanie się Elżbiety na „zdobycz” Trójcy Przenajświętszej ukształtowało ostatecznie jej ideał kontemplacyjny: szuka Boga w adoracyjnym milczeniu i zapomnieniu o sobie.
Po profesji Elżbieta nadal pozostawała – przez trzy lata – w nowicjacie, dla dokończenia formacji zakonnej. Wówczas nie stosowano obecnej formy ślubów czasowych składanych na trzy lata przed ostatecznym związaniem się z Bogiem i z zakonem w profesji wieczystej. Pełni teraz bardziej odpowiedzialne obowiązki, zwłaszcza „drugiej siostry kołowej”. Wprawdzie wciąż jeszcze szyje, łata, reperuje bieliznę i habity, przede wszystkim jednak obsługuje zgłaszających się do klasztornej furty przed tzw. „kołem” (obrotowym bębnem – szafką; urządzenie to umożliwia przekazywanie do klasztoru i odwrotnie przedmiotów codziennego użytku). Odpowiedzialność Elżbiety, jej skupienie i rozmodlenie oraz wielka miłość do sióstr i Zakonu nakłoniły przełożonych do powierzenia jej funkcji „anioła”, czyli pomocnicy mistrzyni; ma ona zaznajamiać wstępującą kandydatkę ze zwyczajami Zgromadzenia. Rano wstawała na pierwszy odgłos kołatki, pierwsza była w chórze. Klęczała w postawie adoracyjnej, całkowicie pogrążona w Bogu. Elżbiety nie można było wyprowadzić z równowagi. Gdy trzeba, reagowała jednak stanowczo.
W tym czasie siostra Elżbiety, Małgorzata wyszła za mąż. Elżbieta przyjęła rolę „duchowego kierownika” matki, ta natomiast otwiera się szerzej na sprawy Boże. Elżbieta stoi u początku nowego etapu swej drogi. W jej świadomości coraz bardziej harmonijnie łączą się porywające ją dotąd idee: Karmel jako apostolat kontemplacji; kontemplacja – służba miłości dla świata, obecność Boga w duszy, miłość do Jezusa Eucharystycznego i Ukrzyżowanego. Rozważa poważnie znaczenie swego imienia, zajmuje się dogmatem o Trójjedynym Bogu. Po profesji odkrywa niejako na nowo Pismo św., i ono powoli doprowadzi ją do scalenia wszystkich tych idei wokół jednego, skupiającego je centrum, z którego pochodzą i ku któremu zmierzają.
Elżbieta z poważnym zaangażowaniem powtarza wezwanie do wewnętrznego uciszenia się i milczenia, aby usłyszeć głos Chrystusa i to wszystko, „co śpiewa i dźwięczy w Jego duszy”, gdyż taka postawa przynagla Trójcę Przenajświętszą, aby nas włączyć w swoje boskie życie; natomiast nam pozwala wypełniać małe nasze obowiązki z prostotą i ufnością dziecka. Zawierzyć trzeba Bogu zwłaszcza naszą słabość i grzeszność. Wyraźnie ujawnia się w niej duchowy przełom: odwrócenie się od siebie i własnych upodobań ku Bogu – „przez Niego, z Nim i dla Niego”, aby żyć w nieustannej komunii z Trójcą Przenajświętszą. Działanie Ducha Świętego drążącego i oczyszczającego ją stale, wydaje się niemal dotykalne. Odpadają błahostki; jej modlitwa staje się bardziej prosta. Świętość jawi się przed nią jako dar przebaczającej łaski, zjednoczenie z Chrystusem w Jego Krwi. Wszystko sprowadza się do milczącego zawierzenia. Życie wewnętrzne Elżbiety znacznie się uprościło, skończyła się walka, aby zbierać stale rozpraszające się siły duchowe. Przestały ją też trapić niepotrzebne myśli i próżne pragnienia. Dusza scalała się, przechodziła w nową, nieporównanie wyższą sferę wewnętrznego życia; jedyną jej troską miała być odtąd troska o chwałę Pana.
Po profesji Elżbieta od Trójcy Przenajświętszej nie pragnęła niczego więcej jak urzeczywistnić treść swojego imienia zakonnego. Szukanie obecności Boga i znajdowanie jej w konkretnych, zwykłych sytuacjach życiowych, słowem – we wszystkim, jest istotą ducha karmelitańskiego i ma bogatą tradycję w praktyce świętych Zakonu. Współżycie z trzema Osobami Boskimi stanowi zasadniczą prawdę doktryny terezjańskiej. Elżbieta znalazła w tym potwierdzenie swoich intuicji.
Przed profesją nadmiernie nieraz skupiała się na sobie, nie umiała przezwyciężyć swojej słabości i bezradności. Bóg powoli uwalniał ją od nieuporządkowanej miłości własnej. Jeszcze nieraz przechodzić będzie przez ciemność, porazi ją bezradność, ale nie są to teraz udręki i miotania, jakie przeżywała w okresie kanonicznego nowicjatu. Zaczęło się jej „niebo w wierze”. Uczucia, rozum, wola uciszyły się, wzrok zatrzymywała ponad zmysłami, ponad naturą, na Tym, którego miłowała; On ofiarował jej „pokój otchłani”. Elżbieta napisze później: „On mieszka w nas, by nas zbawić, oczyścić i przemienić w Siebie”. Pod wpływem daru mądrości Ducha Świętego, nowym oczyszczonym widzeniem zaczęła spostrzegać całą rzeczywistość Bożą i ludzką, osądzać ją w nadprzyrodzonym świetle. Teraz dopiero w pełni pojęła, iż musi się stać świętą przede wszystkim dla Boga, gdyż „chwała majestatu” Trójcy Przenajświętszej łączy się ściśle z jej świętością. Bóg jest uwielbiony w tej mierze, w jakiej piękno Jego doskonałości odbija się w stworzeniu. Jej obecne życie opiera się na pogłębionej i umocnionej wierze, na przebywaniu z Bogiem „twarzą w twarz w ciemnościach”. Zmienia się także właściwy jej dotąd sposób myślenia, pogłębia się psychika, zespalają uczucia; życie duchowe, prawdziwie trynitarne, zdecydowanie koncentruje się na Chrystusie. Dzięki specjalnej łasce Bożej, Elżbieta przebywa skupiona wewnątrz duszy, włączona w życie Trójcy Przenajświętszej. W nim przeżywać będzie swoje powołanie „uwielbienia chwały”: „Skoro dusza moja jest niebem, w którym żyję w oczekiwaniu Jerozolimy niebieskiej, niebo to powinno również głosić wyłącznie chwałę Przedwiecznego”.
W listopadzie 1904 r., przed świętem Ofiarowania Najśw. Maryi Panny, karmelitanki w Dijon odprawiają wspólne dziesięciodniowe rekolekcje. Do czasu wspomnianych rekolekcji idee Elżbiety nie są jeszcze scalone, nie mają swego ośrodka. Scalenie dokonuje się nagle w dniu ostatnim, po odnowieniu ślubów. Zapisuje modlitwę do Trójcy Przenajświętszej, w której łączy wszystkie elementy i ogniwa swej duchowości. Ofiarowanie się Elżbiety na „zdobycz” Trójcy Przenajświętszej ukształtowało ostatecznie jej ideał kontemplacyjny: szuka Boga w adoracyjnym milczeniu i zapomnieniu o sobie. Uczennica św. Jana od Krzyża obiera teraz za mistrza św. Pawła. Na początku 1905 r. wytycza sobie program: uwielbiać Miłość.
Choroba Elżbiety, zamiast ustąpić, nasila się. Jej pierwsze oznaki, później rozpoznanej jako choroba Addisona, pojawiły się już w czerwcu 1903 r. Medycynie była wówczas prawie nieznana i uchodziła za nieuleczalną. Chora coraz bardziej słabła. Lekarze byli bezradni. Dokuczliwe bóle głowy i żołądka nasunęły podejrzenie, że Elżbietę zaatakowała choroba nowotworowa, jakaś odmiana raka lub gruźlicy. Każda praca wymagająca ruchu zdawała się przerastać jej siły. W połowie października odprawiła samotne dziesięciodniowe rekolekcje. Po nich „zauważyłyśmy u Elżbiety szybki postęp duchowy – wspomina m. Germana – Nasze młode siostry nie mogły nadążyć za nią po drodze doskonałości: była już istotą z drugiego świata. Głębokie życie wewnętrzne nadawało jej ruchom skromność i powagę. Jedna z nowicjuszek, spotykając ją na krużganku, nie śmiała jej zatrzymać widząc, jak bardzo była zatopiona w Bogu. Myślałyśmy – Bóg chce uczynić z niej świętą: albo przeznacza ją do wielkich czynów, albo ją szybko uświęci i zabierze do siebie”.
W styczniu 1906 r. Elżbieta, po ukończeniu formacji nowicjackiej, przeszła do zgromadzenia, co zwiększyło zakres jej obowiązków i wpływów. W połowie Wielkiego Postu zachorowała ciężko na żołądek. Śmiertelnie chorą s. Elżbietę zaraz po święcie św. Józefa przeniesiono do infirmerii klasztornej (rodzaj szpitalika dla ciężko chorych sióstr). Na początku maja Elżbieta pisze w liście: „Żyję niebem wiary w mojej duszy i staram się być szczęściem mego Mistrza, stając się już tu, na ziemi, „uwielbieniem chwały”. Ideę „Uwielbienia chwały” przyjmuje za swoje imię własne i podpisuje się tym mianem w listach. Chce jak najwięcej osób „zapalić” swym odkryciem. Sądzi, że znalazła wreszcie najlepszy sposób przeżywania nieba na ziemi. Sama pragnie umierać przemieniona w Ukrzyżowanego. Pogodnie i spokojnie poddawała się cierpieniom, mimo iż – według orzeczeń lekarzy – postępująca choroba musiała również osłabiać psychiczną odporność chorej. Nie zauważono jednak u Elżbiety żadnych objawów zniecierpliwienia, lęku czy depresji. Poproszona przez m. Germanę, by powiedziała jeszcze siostrom, co poczytuje za sprawę w życiu najważniejszą, wyszeptała: „Wszystko przemija! Miłość tylko pozostaje. Trzeba wszystko czynić z miłości, nieustannie o sobie zapominać.” Rozpoczęła się dziewięciodniowa agonia. Umierała z głodu w ostatecznym wyniszczeniu. 9 listopada 1906 roku przeszła do wieczności.
Immakulata J. Adamska OCD
(1922-2007), karmelitanka bosa, autorka książek o karmelitańskich świętych, tłumaczka i znawczyni myśli św. Edyty Stein.