Czytelnia Kościół wróć

Dlaczego Bóg jest wspólnotą Osób?


22 marca, 2017

Droga wiary bierze początek z tajemnicy Trójcy i w niej znajdzie ostateczny kres, gdy nasze oczy dostąpią wreszcie wiekuistej kontemplacji oblicza Bożego – Jan Paweł II.

1. Bóg jest Miłością (1 J 4,16). A miłość jest zawsze odniesieniem, relacją, wspólnotą.

2. Miłość jest głównym, a może nawet najważniejszym biblijnym tematem. Dzieje się ona na kartach Pisma Świętego nieustannie i we wszelkich znanych Bogu i człowiekowi wersjach, w całej tej ogromnej przestrzeni, jaka rozciąga się pomiędzy „Bóg jest miłością” (1 J 4,8.16) a „winniśmy się wzajemnie miłować” (1 J 4,11). Jeśli człowiek chce wejść na szczyt nowotestamentalnego objawienia (naturą Boga jest miłość i z tej prawdy wynika wszystko: ja, ty, my, życie i jego kształt, nasze życie, jego źródło, cel) i z tej wysokości oglądać rzeczywistość i rozumieć życie, bezwzględnie musi oczyścić swoje dotychczasowe, ludzkie wyłącznie sposoby pojmowania miłości. Konieczne jest zrobienie miejsca (w sercu, rozumie, życiu) dla niepojętego według zasad wyłącznie ludzkiej logiki misterium miłości Boga. To ważne. Słowo „miłość” w ludzkim świecie oznacza bowiem całą gamę zróżnicowanych zjawisk: cielesnych i duchowych, spontanicznyci wyrozumowanych, poważnych i błahych, konkretnych dojmująco i nader realistycznie, a także abstrakcyjnych. Bywa miłość dobra i zła, życiodajna i niszcząca. Człowiek kocha przedmioty i zwierzęta, pory roku i miejsca, przyjaciół i rodziców, mężczyznę i kobietę. Biblia i jej bohaterowie znają to wszystko. Znają wspaniałość i gorycz miłości. Epika Księgi Genesis, niezrównane narracyjnie dzieje Dawida, liryka Pieśni nad Pieśniami, wstrząsające wersety proroków mówią o miłości we wszystkich jej odcieniach. Człowiek Biblii wie, co znaczy kochać, zna związane z miłością namiętność i grzech, zbrodnię i szlachetność, a wersety Księgi nad księgami mówią o miłości z głębią, sumiennością i kunsztem niespotykanymi w żadnym innym dziele literackim ludzkości. Jak podkreśla Xavier Léon-Dufour w Słowniku teologii biblijnej: „człowiek z Biblii potrafi ocenić wartość uczucia miłości, lecz nie lekceważy również ryzyka, jakie to uczucie w sobie kryje. Kiedy pojęcie miłości zaczyna przenikać całą psychologię religijną tego człowieka, wiąże się z nim cały ładunek doświadczeń ludzkich, bardzo rzeczywistych i konkretnych”. W każdym razie Biblia, próbując wyrazić swoją centralną prawdę, to znaczy odpowiedzieć na pytania: kim jest Bóg?, kim jest człowiek (ludzie, świat)? oraz: na czym polega istota ich wzajemnej relacji?, sięga odważnie po słowo „miłość”, hebrajskie ahab, greckie agapan.

3. W Biblii nie pojawia się oczywiście pojęcie osoby, ale Bóg ma imię, jest wzywany po imieniu, może mówić, słuchać, odpowiadać. Komunikuje się z człowiekiem, ma świadomość, jest wolny, kocha. Tak więc według chrześcijańskiej teologii w Bogu obecne są wszystkie istotne elementy, które łączymy z pojęciem osoby: świadomość, poznanie, miłość. Osobowość chrześcijańskiego Boga sprawia, że w konsekwencji we wszechrzeczywistości – stwórczym dziele osobowego Boga – prymat należy do wolności, a nie do niewoli determinizmu, czyli praw konieczności kosmiczno-przyrodniczej. Wszelkie odmiany panteizmu są obce chrześcijańskiej doktrynie i duchowości. Rzeczywisty Bóg jest czymś – Kimś! – bardziej niż natura. Jest tym, który ją poprzedza, bo stwarza. Jest odniesieniem. I dlatego też może stwarzać istoty, które są odniesieniem: mogą się odnosić do Niego, mogą się odnosić do siebie nawzajem, ponieważ On jako pierwszy odniósł je do samego siebie. Tak mówi o tym w rozmowie z Peterem Seewaldem Bóg i świat. Wiara i życie w dzisiejszych czasach kard. Joseph Ratzinger: „Bóg jest (…) jednością, która powstaje dzięki dialogowi miłości. Jeden Bóg jest zarazem sam w sobie relacją, dlatego może też stworzyć relację. (…) W jakiś sposób czujemy, że ma to sens, nawet jeśli zupełnie nie potrafimy rozwikłać tej zagadki”. Skoro osoba jest czymś więcej niż jednostką, wielość zaś jest czymś istotnym, a nie drugorzędnym, to „jedność nie jest czymś jedynym i ostatecznym, lecz także wielość ma swe własne i określone prawa. To stwierdzenie, wynikające z wewnętrzną koniecznością z chrześcijańskiego wyboru, prowadzi nas do przekroczenia wyobrażenia Boga jako wyłącznie jedności. Wewnętrzna logika chrześcijańskiej wiary w Boga zmusza do przekroczenia prostego monoteizmu i prowadzi do wiary w Trójjedynego Boga” – jak pisał we Wprowadzeniu w chrześcijaństwo kard. Ratzinger.

4. „Bóg jest miłością” znaczy więc: Ojciec jest darem dla Syna (stworzył wszystko ze względu na Niego), Syn jest oddaniem się Ojcu (oddał Mu doprowadzone do doskonałości królestwo świata), Duch Święty jest ich miłością (czyli twórczym darem Obydwu). Ta „struktura Boga” jest obecna w stworzeniach – nie może być inaczej, one są z Niego. Instynkty, tęsknota, a przede wszystkim ontologiczna i etyczna „prawda bytu” całego stworzenia dotyczy miłości. Jak powiada Hans Urs von Balthasar w Medytacji chrześcijańskiej: „grzeszny egoizm stworzenia może ten obraz zniekształcić i zamazać, a nawet przeobrazić w demoniczną antytezę, ale pomimo tych wszystkich deformacji da się on zawsze rozpoznać we właściwej mu strukturze istnienia darowanego: być sobą znaczy być dla drugiego”. I to jest z Boga. Oto istota sprawy, istota przejścia – łącznika – podobieństwa Stwórcy do stworzenia. W chrześcijańskim rozumieniu struktury świata „być sobą” znaczy „być dla drugiego”, a źródłem tego fenomenu jest Bóg pojmowany nie jako samotna monada, ale jako wspólnota miłujących się Osób. Dlatego też – w najgłębszym sensie – istnieć znaczy kochać, a kochać znaczy naprawdę żyć. Bo: Ten, Który Jest (Wj 3,14), jest Miłością (1 J 4,8.16). Oto oryginalnie chrześcijański klucz do Tajemnicy Życia.

5. Rozumiemy to dzięki Wydarzeniu Chrystusa: Bóg jest wewnętrznie miłosną relacją, udzielającym się życiem. To z wnętrza Trójcy wydobywa się miłość, która jednocześnie wkracza w nasz świat, w nasze życie, w nas. Jest ona niezwykłym miejscem spotkania tajemnicy człowieka z tajemnicą Boga – w Synu, który stał się człowiekiem – pisze Massimo Serretti w Bóg człowiekiem. Dlaczego? na kanwie agapetologii Jana Pawła II. I dalej: „Przynależność trynitarna stanowi causa et ratio wszelkiej przynależności, wszelkiej miłości stworzonej. Oderwana od przynależności trynitarnej przynależność osób stworzonych nie ma fundamentu i stanowi «ryzyko». Przyjęcie człowieczeństwa przez Jednorodzonego Syna Ojca jest też przyjęciem ryzyka miłości, ryzyka, które ciąży nad miłością z powodu naruszenia pierwotnej przynależności. Jezus Chrystus odnawia w sobie pełną przynależność i w ten sposób we własnej osobie przekracza przepaść «ryzyka miłości»”. Takie jest sedno wszelkiego bytu – być odniesieniem do drugiego, miłosnym współistnieniem na wzór wewnątrztrynitarnej perychorezy. Bycie w sobie i bycie z drugim są do siebie nie odwrotnie, ale wprost proporcjonalne. Tym bardziej jestem sobą, im bardziej jestem „ty” dla innych. Gisbert Greshake w Wierzę w Boga Trójjedynego wyjaśnia: „nie potrzebuję się obawiać tego, że moje ja, moja autonomia znajdą się w niebezpieczeństwie z powodu moich odniesień do innych. Jeśli te relacje będą autentycznie osobowymi relacjami (a nie jakimś zdradzającym niedojrzałość szukaniem oparcia w innych czy ucieczką w symbiozę z nimi, podobną do sytuacji dziecka w łonie matki), to właśnie w tych odniesieniach osiągnę dojrzałą, osobową autonomię. (…) Wynika stąd również, że nowotestamentowe podwójne przykazanie miłości stanowi w gruncie rzeczy tylko «zdynamizowaną formę wiary w Trójcę Świętą». (…) W ten sposób wiara w Boga Trójjedynego, w Boga, który w sobie samym jest miłością i jej międzyosobową wymianą, pozwala przyjąć jako coś rozumnego i uzasadnionego to, że całe stworzenie (a w ramach niego również ja) zostało powołane do istnienia dobrowolnie, z miłości i do miłości”. Miłość jest podstawową matrycą życia i źródłem istnienia: miłować, być miłowanym i współmiłować. Jak w Trójcy. Raz jeszcze Greshake: „ostatecznie dopiero wiara w Boga, który jest sam w sobie miłością, procesem miłości, może uczynić człowieka zrozumiałym jako stworzenie, które zostało z miłości i do niej przeznaczone”.

6.
Mówią, że najgorsza ze wszystkiego
jest rozłąka. Że kto jej nie doświadczył,
ten nie wie co mówi, kiedy mówi
że boli.
To były nieszpory w XII-wiecznym opactwie,
koło Montalcino.
Z wnętrza szarego kościoła wybuchła muzyka,
nagle, bez ostrzeżenia:
Deus in adiutorium meum intende
wstęga dźwięku wirowała ku kamiennemu
sklepieniu. Przebiła je, uleciała.
Przez otwarte drzwi kościoła wdzierało się lato.
Trwało w harmonii: zawodzenie cykad, woń ziół.
migotanie świec, kadzidlane dymy, głosy.

Myślałem o poranionym Bogu,
o rozłące w Nim,
o opuszczonym przez Ojca Synu.
Myślałem o mojej miłości,
wiedząc, że z moich spraw tylko ona jest Go godna.
I że jesteśmy do siebie podobni,
Bóg i my. (J. Szymik, Cierpliwość Boga)

7. Jeżeli miłość ma być przedmiotem nadziei, owa przepaść musi zostać przekroczona; człowiek wraz ze swoją miłością musi zostać wrócony Bogu – pierwotna przynależność musi zostać przywrócona. Dlatego my – ludzie – potrzebujemy Chrystusa, Boga i człowieka. Chrystus spodziewa się po nas „trwałego owocu” (por. J 15,16), przykazuje nam naśladowanie Go w Jego miłowaniu, w sposobie kochania (do końca, do oddania życia). Takie jest prawo przyjaźni, na tym polega „podobieństwo” wynikające z bliskości przyjaciół – Boga i człowieka. Jestem potrzebny Bogu: On spodziewa się po mnie owocu, którym jest miłość wzajemna, tzn. takie miłowanie drugiego, które wyzwala w nim również miłość, które go „prowokuje” do kochania. We wzajemności zamyka się koło ludzkich pragnień – kochać i być kochanym.

ks. Jerzy Szymik

(1953) kapłan, teolog, poeta, profesor dogmatyki na UŚ i KUL, Katowice