Droga dziecięctwa duchowego. Cz. 4: Owoce. Próba wiary
2 maja, 2024
Czasem czyniono karykaturę z małej drogi, mówiąc, że jest to droga dla małych dzieci, dla kogoś niedojrzałego. Ale przecież jest tylko jedna świętość, polegająca na podążaniu za Jezusem Chrystusem aż na Kalwarię.
Owoce drogi dziecięctwa duchowego
Próba wiary
Radość i pokój – w takiej perspektywie wszystko staje się dla Teresy wyrazem obecności Boga. Jest już bardzo chora i przebywa w infirmerii, codziennie kaszle krwią i nie może już przyjmować Komunii świętej. W tamtych czasach obrzęd Komunii św. dla chorych był bardzo skomplikowany. Teresa przestaje przyjmować Komunię od 19 sierpnia i to gorszy niektóre karmelitanki. Ona sama wyznaje: „Nie mogę już przyjmować sakramentu, ale oznacza to, że jeśli wszystko jest łaską, to żadna przeszkoda nie przeszkadza działać Bogu”. Jest to dla Teresy źródło pokoju i wolności wewnętrznej np. w odniesieniu do życia wspólnotowego – niektóre ją krytykują, a niektóre prawią jej komplementy i chwalą ją. „To na mnie nie wpływa, nie ma dla mnie większego znaczenia; wiem, kim jestem, a to, kim jestem naprawdę, to to, kim jestem w oczach Boga”.
Próba wiary i nadziei, która trwa 18 miesięcy, wywołuje wiele różnych interpretacji, nawet fałszywych. Niektórzy uważają, że Teresa pod koniec życia straciła wiarę, ale często są to ci sami, którzy twierdzą, że Chrystus na krzyżu stracił wiarę. Teresa wiary nie straciła i sama twierdzi, że: „w ciągu tego okresu uczyniłam więcej aktów wiary niż w przeciągu całego swojego poprzedniego życia”. Twierdzi się również, że Teresa doświadczała w tym okresie trudności w wierze, oschłości. Jest to interpretacja ludzi bojących się różnych specyficznych, głębokich i trudnych do zinterpretowania doświadczeń. Jeszcze inna interpretacja mówi, że ta próba wiary Teresy to ciemna noc ducha według św. Jana od Krzyża. Ściśle rzecz biorąc, mamy tylko jeden tekst na ten temat, znajdujący się na pierwszych stronach rękopisu C. Sama nie chciała wiele mówić o swej próbie, nie jest przyzwyczajona relacjonować każdemu swojego życia wewnętrznego, a także obawia się, że opowiadanie o tym może być pewnego rodzaju kuszeniem dla innych sióstr.
Na przełomie 1895 i 1896 roku Teresa przeżywa okres wielkich łask, świateł Bożych, które są jej udzielane. Wchodzi na drogę dziecięctwa duchowego, oddaje się Miłości Miłosiernej i pisze Rękopis A, który jest pełen światła i radości. Odczytuje ponownie całe swoje minione życie w świetle Bożym, które otrzymała. Pisze spontanicznie poemat Żyć miłością, który wyraża jej duchowość. Nadchodzi Wielki Tydzień 1896 roku, Teresa ma wówczas 23 lata. W Wielki Czwartek oraz w Wielki Piątek, wracając do swojej celi, kaszle krwią. Zamiast się lękać czy przerażać, jest wewnętrznie zadowolona, gdyż sądzi, że już wkrótce umrze, aby pójść do nieba.
Ma ogromne pragnienie zobaczenia Boga i ponieważ bardzo miłuje daty liturgiczne – odpowiada jej to załamanie zdrowia w Wielki Piątek. Po Wielkanocy Teresa wchodzi w noc wiary. Zaznała już w swoim życiu trudnych chwil, np. w 1891 roku napisała, że zadawała sobie pytanie, czy w ogóle jest kochana przez Boga. Ale to były jedynie epizody, teraz ta próba wewnętrzna trwa długo i kiedy pisze o tym w czerwcu 1895 r., stwierdza: „To trwa już 14 miesięcy”. Mówi o tym przeoryszy, ale nie wiemy, co Matka Gonzaga odpowiedziała Teresie.
Zwierza się również spowiednikom i kapelanowi klasztoru, który jest bardzo przerażony tym, co mówi Teresa: „Moje dziecko, to coś okropnego, strasznego, lepiej w ogóle o tym nie myśleć”. Teresa notuje: „Nie było to zbyt pocieszające”. Rozmawiała również o tym z jednym ze spowiedników nadzwyczajnych, który głosił rekolekcje, z o. Madelaine – przeorem norbertanów w Mondaye. Składał on zeznania w procesie, potwierdzając, że Teresa mówiła mu czasem o tych doświadczeniach w słowach wskazujących na to, że czasami czuła się potępioną, ale jednocześnie zewnętrznie – co bardzo go zdziwiło – była pełna radości. Pytał ją: „Jak, mając tak straszne doświadczenia, możesz być tak pełna radości?”. Teresa odpowiadała: „Nie chcę, aby moje siostry nosiły te same doświadczenia, dlatego ukrywam to przed nimi, aby się nie przeraziły i nie były wystawione na kuszenie”.
Święta wyznaje, że znajduje się w jakimś tunelu otoczonym mgłą i słyszy głos, który do niej mówi: „Zginiesz, nie zobaczysz Dobrego Boga, zostaniesz potępiona”. Teresa ma wrażenie, że: „między niebem a mną wyrósł jakiś wielki mur, który mnie zupełnie oddziela od Boga”. W pewnej swojej modlitwie mówi, że czuje, jakby zasiadła wspólnie do stołu grzeszników, niewierzących i ma wrażenie, że w sobie samej odczuwa beznadzieję i rozpacz niewierzących. W ich imieniu modli się do Boga: „Panie! My jesteśmy biednymi stworzeniami. Ty sam poślij nam usprawiedliwienie. Ty sam przyjdź i poślij kogoś, kto by nas usprawiedliwił”.
To zasiadanie do stołu grzeszników przywołuje obraz z Ewangelii Mateusza, gdzie Jezus zasiada do stołu grzeszników. Teresa mówi: „Panie, przyjmuję to, że trwam w ciemności, aby niewierzący otrzymali światło. Panie wybacz mi to, że nie przestanę czynić aktów wiary”. O. Madelaine zwraca się do niej: „Napisz swoje wyznanie wiary i trzymaj je na sercu”. Teresa idzie dalej niż rada tego ojca i pisze wyznanie wiary własną krwią. W swojej celi, na kawałku drewna, wykonuje napis: „Jezus jest moją jedyną miłością”. Ten kawałek drewna stał się przyczyną pewnych trudności po jej śmierci. Kardynałowie odwiedzający celę Teresy, zauważając ten napis, zadawali pytanie: „Dlaczego ona to napisała?”. Karmelitanki były skonsternowane, że ich współsiostra, która ma być kanonizowana, wypisuje coś na ścianie swojej celi, postępując przeciwko ubóstwu.
Siostry, aby ukryć ten napis, przymocowały inny kawałek drewna w tym miejscu. Także to wzbudziło zainteresowanie kardynałów, siostry więc musiały usunąć i tę deseczkę. Dziś pozostały w ścianie, jako pamiątka, cztery otwory po gwoździach. Jest to coś wyjątkowego i wzruszającego, ponieważ wyraża wielkość kuszenia, przez które przechodziła Teresa i jednocześnie jej ogromne pragnienie, aby się temu oprzeć. Nie lękała się tego uczynić, nawet przeciwko ówczesnej mentalności ubóstwa zakonnego i wyryła na desce w swojej celi to zdanie.
Innym sposobem walki z tym doświadczeniem było pisanie małych poematów. Kiedy siostry czytają i śpiewają te lekkie i radosne utwory, mają wrażenie, że Teresa nie ma żadnych problemów. Ona natomiast mówi do Matki Gonzagi: „Gdy wyśpiewuję szczęście nieba, wieczne posiadanie nieba, nie odczuwam z tego powodu żadnej radości, ponieważ wyśpiewuję tylko to, w co chcę wierzyć, w co pragnę wierzyć”. Teresa kończy, dziękując Panu za to, że żyje i cytuje Psalm 91: „Pomimo tego doświadczenia, które zabiera mi całą radość i rozkosz, mogę powiedzieć «Panie! Ty napełniasz mnie radością przez wszystko to, co czynisz»”. To jest właśnie sens i głębokie znaczenie tego doświadczenia jej życia.
Próba wiary była wzmocniona chorobą – gruźlicą, trawiącą ją od dłuższego czasu. Kiedy Teresa słyszy wewnątrz słowa, które jej mówią: „Umrzesz, nigdy nie dojdziesz do nieba, zginiesz, będziesz potępiona”, trzeba dobrze zrozumieć jej sytuację. W czasie tego doświadczenia podlega pokusom samobójstwa i mówi: „Jakże wielką łaską jest mieć wiarę. Gdybym nie miała wiary, już dawno w tej sytuacji zadałabym sobie śmierć w tym samym momencie, w którym ta pokusa mnie zaatakowała”.
Interpretacja sugerująca, że Teresa straciła wiarę, nie jest dokładna i precyzyjna, ponieważ, jak widzimy, właśnie w tym doświadczeniu Święta mnoży w nieskończoność akty wiary. Nie mając odczucia wiary, posiada ją przez pragnienie i właśnie akty wiary. Natomiast interpretacja wskazująca, że to oczyszczenie wiary, a szczególnie, że to ciemna noc wiary, o której mówi św. Jan od Krzyża, jest tylko połowicznie prawdziwa, nie tu należy upatrywać istoty tego doświadczenia. Po umiarkowanym i powściągliwym wyjaśnieniu doznania, Teresa notuje: „Nie chcę pisać dalej, ponieważ boję się, że mogę zbluźnić”. Kończy w ten sposób opis, ale jednocześnie dodaje, że nigdy wcześniej nie doświadczyła, jak bardzo Pan jest dobry i słodki: „On podarował mi tę próbę, równocześnie umacniając mnie od wewnątrz, abym mogła ją znieść i przetrzymać, inaczej pogrążyłabym się w zniechęceniu.
To doświadczenie usunęło ze mnie wszelkie egoistyczne zadowolenia, jakie mogłam mieć na swój temat”. Jest to więc oczyszczenie jej samej, jak również jej myśli – idei, jaką miała na temat nieba. W tej chwili zdaje sobie bardzo mocno sprawę, że wiara jest naprawdę łaską. Sądziła wcześniej, że niewierzący, negując istnienie nieba, mówią kłamliwie przeciwko sobie. Całe środowisko, w którym Teresa żyła – katolicka rodzina, katolicka szkoła, Karmel – uczyło ją, że wszystko to, co nas otacza, mówi nam o istnieniu Boga. Ludzie niewierzący mają więc fałszywe spojrzenie na rzeczywistość wiary, kłamią przeciwko samym sobie, negując istnienie Boga.
Apologetyka ówczesna mówiła, że ci, którzy nie mają wiary, są ludźmi fałszywej wiary, ale w sensie wewnętrznego nastawienia serca są obłudni wobec siebie samych, gdyż negują rzeczy oczywiste. Zakładano, że mają złą wolę w podejściu do sprawy, nie chcą uwierzyć w to, co jest oczywiste.
Teraz, kiedy Teresa przeżywa noc wiary, kiedy nie jest jej łatwo wierzyć, zaczyna rozumieć tego typu ludzi. Pojmuje, że do tej pory niebo było dla niej naturalnym postrzeganiem i przeżywaniem, a nie czymś nadprzyrodzonym. Teresa uznaje, że Pan, dopuszczając tę próbę, pozwala jej solidarnie zasiadać do stołu razem z grzesznikami. Przez analogię jest to coś podobnego do postawy Jezusa Chrystusa, który przyjmuje na siebie grzechy świata i który zasiada do jednego stołu razem z grzesznikami.
W ostatnich spotkaniach i rozmowach Teresy widać, jak bardzo kładzie ona akcent na to, że jej życie upodabnia się dzięki temu doświadczeniu do życia cierpiącego Jezusa Chrystusa. Gdy była młodsza, dużo i często czytała O naśladowaniu Chrystusa Tomasza á Kempis. W miarę jak postępuje naprzód, myśl o naśladowaniu Chrystusa zastępuje ideą upodobnienia się do Niego. Pragnie upodobnić się, wręcz utożsamić się z Jezusem Chrystusem.
Pewnej nocy, gdy Teresa budzi się ze snu, widzi przy sobie śpiące trzy swoje siostry, które przyszły czuwać przy chorej Teresie. Nazywa je Piotrem, Jakubem i Janem. To przywodzi nam na pamięć Getsemani. Teresa, która bardzo cierpi (bolą ją plecy i barki), mówi: „To tutaj, na tym ramieniu Jezus niósł krzyż”. Gruźlica sprawia, że oddycha połową jednego płuca. Teresa zawsze życzyła sobie i pragnęła umrzeć z miłości (wg św. Jana od Krzyża). Jej siostry, szczególnie jej siostry rodzone, które są przy niej, czekają na jakiś znak, że będzie to śmierć z miłości. Taka śmierć według św. Jana miała polegać na tym, że intensywność miłości, jaką dusza posiada względem Boga, jest tak wielka, że w pewnym momencie, na skutek tego nadmiaru miłości, dusza odłącza się od ciała.
Siostry Martin widzą tymczasem, że Teresa jest często pogrążona w jakiejś udręce, co je zadziwia i zbija z tropu. Teresa zaś mówi: „Największa śmierć z miłości to śmierć z miłości – tak jak Jezus na krzyżu. A my wiemy, że Jezus umierał w udręce. Wyczuwam, że dzięki temu również w tym upodabniam się do Niego”. Jest więc to upodobnienie upragnione, którego Teresa sobie życzy, upodobnienie do Jezusa na krzyżu, Jezusa cierpiącego. Jest to doświadczenie współodkupicielskie (Teresa nazywa siebie Teresą od Najświętszego Oblicza – w sensie cierpiącego Sługi Jahwe). Celem całego życia Teresy jest miłowanie Jezusa i sprawianie, aby Go miłowano.
Przypomnijmy sobie, że w wieku 14 lat otrzymuje łaskę pragnienia trwania u stóp Krzyża Chrystusa i zbierania Jego Krwi, by ją rozlewać na świat. W wieku 24 lat Teresa naprawdę znajduje się u stóp Krzyża, podobnie jak na Kalwarii Maryja, której Syn przeżywa mękę. Matka przeżywa współmękę, współcierpienie Krzyża (jeśli chodzi o Maryję, nie można oczywiście mówić o próbie wiary, w sensie oczyszczenia wiary). W poemacie na Jej temat Teresa pisze o Maryi współcierpiącej z Jezusem i medytuje to doświadczenie Matki Chrystusa: „Matko, wiem, że Twój Syn zechciał, abyś była przykładem duszy, która szuka Boga w ciemności wiary. Król nieba chciał, aby Jego Matka była pogrążona w udręce. Wobec tego Maryjo, jest czymś dobrym w ten właśnie sposób cierpieć na ziemi.
Tak, cierpieć miłując to wielkie szczęście, największe szczęście. Wszystko, co Jezus mi dał, Jezus może zabrać. Nigdy się nie krępował wobec mnie, może się ukryć, a ja będę Go wyczekiwać, aż do ostatniego dnia, kiedy zasnę”. Rozważając doświadczenie Maryi, Teresa przeżywa to w sobie analogicznie, współdoświadczając tego samego.
Próba wiary jest doświadczeniem, które – jak sama Teresa mówi – nie jest łatwo zrozumieć, nie jest możliwe zrozumieć. Można powiedzieć, że ta próba dotyka istnienia Boga, istnienia nieba i wiedzie do rozważania problemu nieba. Dla Teresy największą próbą w tym doświadczeniu jest to, że po śmierci mogłaby pójść nie do nieba, ale w kierunku nicości. Każdego dnia próbowała żyć całkowitą, totalną ufnością wobec Ojca. Wśród tej nocy ponawia swoją całkowitą ufność, ale to wszystko nie jest dla niej zbyt racjonalne, zbyt oczywiste. Mówi, że w tej próbie trwa jednak w pokoju. W ostatnich rozmowach widać, że Teresa pozostaje bardzo siostrzana, pomaga swoim siostrom, które są wręcz nieszczęśliwe z tego powodu, że ona tak bardzo cierpi. Ma nawet poczucie humoru i od czasu do czasu żartuje.
Próbując określić sens tej próby, możemy przytoczyć słowa o. Emanuela, który napisał: „Trzeba było, aby ta mała droga dziecięctwa duchowego stawiła czoło takiemu doświadczeniu wiary. Czasem czyniono karykaturę z małej drogi, mówiąc, że jest to droga dla małych dzieci, dla kogoś niedojrzałego. Ale przecież w Ewangelii nie ma dwóch świętości, nie ma wielkiej świętości Wielkiej Teresy z Avila, a potem małej świętości Małej Teresy z Lisieux. Jest tylko jedna świętość, polegająca na podążaniu za Jezusem Chrystusem aż na Kalwarię, aż do Zmartwychwstania. Mała droga dziecięctwa duchowego musi stawić czoła doświadczeniu paschalnemu w aspekcie negatywnym, dramatycznym, mocnym i tragicznym. Przed śmiercią Małej Świętej jedna z jej sióstr pyta ją, jak będzie się nazywała, a ona odpowiada: «Wy będziecie mnie nazywać Małą Teresą»”.
„Mała Teresa” nie dlatego, że zawsze ją tak nazywano (również w domu rodzinnym), ale dlatego, że ona sama chce pozostać „Małą Teresą” na poziomie duchowym. Teresa doznała przemiany z Małej Teresy w planie naturalnym na Małą Teresę w planie duchowym i dlatego Urs von Balthasar mówił, że należy ją nazywać „Wielką Małą Teresą”.
Ta próba wiary Teresy bardzo pomogła wielu osobom traktować ją bardziej poważnie, bardziej na serio. Jeśli Teresa nie mówiła wiele na ten temat swoim siostrom w Karmelu, to tylko dlatego, że wiedziała, iż nie będzie dobrze zrozumiana.
W tym czasie we Francji trwała jeszcze bardzo ostra walka między klerykałami i antyklerykałami, katolikami i frankomasonami oraz niewierzącymi. Stryj Teresy, Izydor Guérin, sprzedał swoją aptekę, aby założyć czasopismo o zabarwieniu społeczno-religijnym, czasopismo walczące.
Teresa, która zasiadała przy stole grzeszników, jest solidarna z grzesznikami i niewierzącymi. Z tego właśnie punktu widzenia, na tle ówczesnej mentalności siłą rzeczy nie byłaby zrozumiana przez swoje siostry.
Ta próba wiary, gdy patrzymy na nią z perspektywy czasu, wydaje się być czymś profetycznym. Teresa nie znała ani Marksa, ani Freuda, ani elementów dechrystianizujących, ale słyszała, jak przy niej rozmawiano na temat pozytywizmu czy też filozoficznego materializmu. Jest to doświadczenie profetyczne w tym sensie, że Teresa zwiastuje, niejako zapowiada dechrystianizację społeczeństwa. Jeden z kardynałów francuskich, który był przez trzy lata biskupem Lisieux, gdy został mianowany arcybiskupem Paryża w latach 40., przechadzając się po dzielnicy robotniczej stolicy Francji, zapytuje: „Kto ma ewangelizować te tłumy, te masy?”.
Założył seminarium misyjne w Lisieux. Jest to pierwsze seminarium Misji Francuskiej pod patronatem św. Teresy z Lisieux. Kardynał ten pisze w liście do żyjącej jeszcze Matki Agnieszki, że powierza to seminarium opiece Teresy, przede wszystkim ze względu na jej doświadczenie wiary. I dlatego Teresa od 1927 roku jest nie tylko patronką misji zewnętrznych ad extra – zagranicznych, ale także misji ad intra – wewnętrznych, które moglibyśmy dzisiaj nazwać Nową Ewangelizacją. Odkrywamy, że misje to nie tylko zwiastowanie Ewangelii ludom, które nigdy o niej nie słyszały, ale także przepowiadanie Ewangelii w naszych rodzinach, w naszych miejscach pracy, w naszej codzienności, w tych środowiskach, wśród których żyjemy.
W 1990 roku na synodzie poświęconym formacji kapłańskiej stwierdzono, że: „W formacji seminarzystów niezbędne jest spotkanie z Małą Teresą, ponieważ ona sama wydała swoje życie za kapłanów; jest konieczne ze względów teologicznych, aby ona stała się Chrystologiczna, Eklezjologiczna i Mariologiczna; jest niezbędne ze względów misjologicznych, a szczególnie dla teologii życia wewnętrznego. Święci w swoim świadectwie i w swoich pismach są locus theologicus – miejscem teologicznym”.
Próba wiary w życiu Teresy dodaje powagi i głębi wędrowaniu z nią, które jest uczestnictwem w Misterium Paschalnym Jezusa Chrystusa. Świadectwa osób niewierzących, na których Teresa miała ogromny wpływ, dowodzą, że była ona dla nich przede wszystkim Małą Świętą potrafiącą stawić czoła doświadczeniu, które było również ich udziałem. Potrafiła sprostać, ponieważ złożyła się w darze ofiarnym na rzecz nawrócenia niewierzących. Dlatego może zwrócić się takimi słowami do Matki Gonzagi: „Uważam, że ta próba była największą łaską mojego życia”. Również dzięki doświadczanym cierpieniom fizycznym i duchowym mogła powiedzieć: „Wszystko jest łaską”.
tłum. Serafin Tyszko OCD
bp Guy Gaucher OCD
(1930-2014) - Karmelita Bosy z prowincji paryskiej, został biskupem de Meaux, a następnie biskupem pomocniczym Bayeux-Lisieux. Po zakończeniu posługi biskupiej zamieszkał w klasztorze karmelitańskim w Venasque (Notre-Dame de Vie). Był jednym z wielkich znawców i propagatorów życia i doktryny św. Teresy z Lisieux.