Jak zdobyć poznanie samego siebie? Terezjańskie spojrzenie na rachunek sumienia
1 kwietnia, 2017
Zagadnienie poznania siebie zawsze było ważną kwestią w praktyce życia duchowego, której najbardziej znanym przejawem jest to, co określamy rachunkiem sumienia.
Problematyka poznania siebie samego jest sprawą bardzo istotną dla autentycznego wzrastania w życiu duchowym. Słowa Jezusa: „poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli”, wskazują na to, że szczerze poszukiwana i odkrywana prawda posiada moc wyzwalającą, wręcz zbawiającą człowieka – odsłaniając nowe perspektywy drogi ku Bogu i wyzwala nowe siły, byśmy mogli wiernie kroczyć ku Niemu. W życiu duchowym wyzwalająca wartość prawdy w dużej mierze dotyczy odkrywania prawdy o sobie samym, a zwłaszcza prawdy o własnej słabości i grzechu, a w konkretach – o różnych nieuporządkowanych pragnieniach i przywiązaniach do rzeczy, osób, a nawet praktyk religijnych czy ascetycznych. Jest to wreszcie prawda o doznanych w życiu zranieniach, lękach, które kierują naszymi reakcjami, zamykając nas na innych, a nawet na samego Boga. Wszystko to skutecznie podcina sam nerw życia duchowego, które z natury polega na wychodzeniu ze skorupy własnego zamknięcia i trudzie otwierania się na Boga, siebie i bliźniego w postawie teologalnej wiary, nadziei i miłości. Dostrzegamy zatem istotne znaczenie demaskowania grzechu i jego licznych przejawów dla wzrostu w zażyłej relacji z Bogiem. Stąd też zagadnienie poznania siebie zawsze było ważną kwestią w refleksji właściwej teologii duchowości, a jeszcze bardziej w samej praktyce życia duchowego, której najbardziej znanym przejawem jest chyba to, co określamy rachunkiem sumienia.
Praktyka rachunku sumienia Mówiąc o rachunku sumienia, należy rozróżnić dwa znaczenia tego pojęcia. Pierwsze dotyczy bezpośrednio sakramentu pojednania, w którym ów rachunek, rozumiany jako szczególny akt ascetyczny, stanowi jeden z warunków owocności tego sakramentu. W tym przypadku polega on na świadomym wysiłku poznania własnych grzechów i niedoskonałości dla wyznania ich następnie w sakramencie pojednania. Rachunek sumienia może jednak stanowić również szerzej rozumianą praktykę życia duchowego, niekoniecznie wprost związaną z sakramentem pojednania. Wtedy oznacza on „indywidualną praktykę ascetyczną, metodyczną i kontrolowaną, która pomaga człowiekowi w poznaniu siebie, w uświadomieniu sobie własnych braków, w podjęciu osobistych odpowiedzialności, w otwarciu się – poprzez szczery żal – na dar Bożego przebaczenia oraz w roztropnym ukierunkowaniu własnego życia na wzrost duchowy i moralny” (A. Delchard). Tak rozumiany rachunek sumienia stanowi zatem istotną podstawę duchowego zmagania o świętość życia. Stanowi on bowiem drogę do głębokiego poznania siebie – zarówno swoich darów, jak i wad, cnót i nieuporządkowanych skłonności – drogę do dostrzeżenia zwycięstw nad pokusą i grzechem, ale także doznanych porażek w tym względzie. Okazuje się jednak, że podejście do tego rodzaju praktyki może być różne. Istnieje niebezpieczeństwo, że zredukuje się ją jedynie do psychologicznej autoanalizy własnego wnętrza, bez otwarcia się na wymiar teologiczny, związany z objawioną prawdą o grzechu i jego negatywnych skutkach. Drugim zagrożeniem dla owocności praktyki rachunku sumienia, jakkolwiek uwzględnia się teologiczną prawdę o grzechu, jest pragnienie poznawania siebie poprzez nadmierne koncentrowanie się tylko na sobie i własnych słabościach, poddawanie swego wnętrza subtelnym analizom, jednakże bez praktycznego ich powiązania z całościową prawdą o Bogu i człowieku.
W związku z tym poniżej przedstawimy propozycję praktyki właściwego i owocnego poznania siebie, jaką podaje św. Teresa od Jezusa, uznany autorytet w tym względzie, zwracając także uwagę na niewłaściwe sposoby zgłębiania swojej osoby i własnych grzechów, które sprawiają w człowieku więcej zamieszania i szkód niż pożytku. Właściwe i niewłaściwe poznanie siebie Św. Teresa od Jezusa poleca przede wszystkim, aby człowiek poznawał siebie nie przez bezpośrednią autoanalizę, lecz w świetle Bożym. Według Świętej to najlepszy sposób, aby dobrze poznać siebie, swoje grzechy, zranienia oraz nieuporządkowane pożądania: Zdaniem moim to rzecz pewna, że nigdy nie dojdziemy do poznania samych siebie, jeśli nie staramy się poznać Boga. Wpatrując się w wielkość Jego poznamy nicość naszą, czystość Jego nieskończona ukaże nam nasze zmazy, patrząc na Jego pokorę ujrzymy, jak nam daleko do tego, byśmy byli pokornymi. Dwojaka z tego dla nas korzyść wynika: pierwsza ta, że gdy rzecz czarną przyłożysz do białej, oczywiście białość tej ostatniej wyda się bielsza, a czarność tamtej czarniejsza; po wtóre zaś, przez takie na przemian zapatrywanie się na Boga i na siebie, umysł i wola nasza uszlachetniają się i stają się sposobniejsze do wszystkiego, co dobre. Ciągłe zaś zanurzanie się myślą w błocie naszych nędz nie jest pożyteczne. Teresa zachęca więc, by wiedzę o sobie zdobywać w zgłębianiu Boga – poprzez dostrzeżenie „kontrastu”, różnic między Nim a nami.
Odkrywanie Jego świętości, miłości, czystości, miłosierdzia o wiele bardziej daje poznać i doświadczyć człowiekowi własnej grzeszności, egoizmu, nieczystości intencji i braku miłości wobec bliźnich. Wydaje się, że ten sposób skutecznego poznania siebie obserwujemy u Piotra apostoła w ewangelicznym opisie cudownego połowu ryb (por. Łk 5,4-11). Piotr doświadcza Boskiej wszechmocy Jezusa, a jednocześnie Jego miłości i dobroci; wie, że Jezus czyni ten cud dla niego – Piotra. W konfrontacji z mocą i dobrocią Jezusa apostoł z przenikliwością odkrywa prawdę o własnej niegodności i słabości, do której zapewne nigdy by nie doszedł przez własne analizy swego wnętrza. Tym bowiem należy tłumaczyć niezwykłą reakcję Piotra na owo wydarzenie: „Widząc to Szymon Piotr przypadł Jezusowi do kolan i rzekł: «Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny»” (Łk 5,8). Poznanie własnej grzeszności w Bożym świetle i konfrontacji z Jego miłością ma również tę cechę, że nie przygnębia człowieka i nie prowadzi do rozpaczy, lecz zawsze podnosi i wskazuje drogę wyjścia. Widać to również w reakcji Jezusa na Piotrowe rozpoznanie i wyznanie własnej grzeszności: „Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił” (Łk 5,11). Prawda, o której mówimy, pokazuje, że poznanie siebie powinno być zawsze związane z poznaniem Boga. W Niego się trzeba przede wszystkim wpatrywać, Jego poznawać, w Nim utkwić spojrzenie. Jest to również ważna wskazówka dotycząca modlitwy i posługiwania się w modlitewnym kontakcie z Bogiem rozważaniami i wyobraźnią, aby wiedzieć, co przede wszystkim ma być tematem tych rozważań. Nie potrzeba zatem zbyt przedłużających się badań samego siebie, rachunków, grzebania w swoim sumieniu, koncentrowania się na sobie, bo to mogłoby się stać pożywką dla naturalnej skłonności do melancholii, a jednocześnie mogłoby stanowić „furtkę” dla wpływu złego ducha i pozwolić mu pod pozorami pokory podsuwać myśli pognębiające i paraliżujące człowieka.
Św. Teresa pisze, że w takiej sytuacji: „poznanie samego siebie zostanie wypaczone. I nie ma się czemu dziwić, bo kto nigdy się nie wznosi wyżej ponad siebie, ten może obawiać się jeszcze gorszych rzeczy. Dlatego mówię wam, córki, podnoście wasze oczy na Chrystusa, nasze najwyższe Dobro… tam znajdziemy prawdziwą pokorę… a wtedy poznanie siebie nie będzie już małoduszne i trwożliwe” (T 1,2,11). Wpływ złego ducha na proces poznawania siebie jest oczywisty. Złemu zależy na utrzymaniu człowieka w grzechu, w nieznajomości siebie – po to, by trwał w duchowej izolacji i nieufności wobec Boga. Właściwy i niewłaściwy żal za grzechy Zły duch działa przy tym bardzo przebiegle, skłania do postawy, która na pierwszy rzut oka przybiera wrażenie pokory, w istocie jednak jest jej zupełnym zaprzeczeniem: Strzeżcie się pewnej fałszywej pokory, którą diabeł wciska nam do serca, strasząc nas ciężkością naszych grzechów i wzniecając w nas z tego powodu tysiące niepokojów i wątpliwości… Lęki te dochodzą nieraz do tego stopnia, że dusza z powodu tych nędz i grzechów swoich ma się już jakby za odrzuconą od Boga i niemal traci nadzieję w Jego miłosierdzie. We wszystkim co czyni widzi same tylko niebezpieczeństwa i pewne zatracenie; choć modli się, choć wiernie spełnia swoje obowiązki, wszystko to wydaje się jej daremne i bez pożytku. Takie ogarnia ją zniechęcenie, że ręce jej opadają dla wszelkiej dobrej sprawy, bo co w innych uznaje, że jest dobrem, to w sobie poczytuje za zło (D 39,1). Tutaj pojawia się pytanie: jak w swoich dążeniach do samopoznania rozróżnić Boże światło od światła szatana? Święta podaje nam również praktyczne kryterium, pomagające nie tylko w rozpoznaniu Bożego światła, ale i w odróżnieniu pokory autentycznej od fałszywej, a także prawdziwego żalu za grzechy od żalu fałszywego: Pokora, choćby największa, nie sprawia w duszy niepokoju… przeciwnie przynosi jej pokój, słodycz i uciszenie. Chociażby kto na widok swoich grzechów jasno uznał, że zasłużył na piekło, i smucił się i poczytywał siebie za godnego wzgardy i obrzydzenia od wszystkich i ledwo śmiał błagać miłosierdzia – ból ten jednak i smutek, jeśli towarzyszy mu prawdziwa pokora, taką ma w sobie słodycz i ukojenie dla duszy, iż kto ich raz zakosztował, chciałby ich zawsze doznawać. Tak więc żal za grzechy przy pokorze nie trwoży duszy ani nie przeraża, ale przeciwnie, rozszerza ją i czyni sposobną do gorliwszej służby Bożej.
Natomiast ten drugi, fałszywy rodzaj żalu rzeczywiście wtrąca duszę w odmęty niepokoju i trwogi, wzburza ją całą i gnębi niewypowiedzianym udręczeniem. I to miotanie się diabeł podaje nam za pokorę, abyśmy, uwierzywszy mu, stracili wszelką ufność w Bogu (D 39,2). Wydaje się, że dobrym biblijnym przykładem potwierdzającym intuicje św. Teresy od Jezusa na temat niewłaściwego i właściwego żalu za grzechy jest sytuacja zła popełnionego przez dwóch apostołów: Judasza i Piotra, i żalu za nie. Judasz po zaparciu się Jezusa na pozór uznaje swój grzech przed arcykapłanami i starszymi: „zgrzeszyłem, wydawszy krew niewinną” (Mt 27,4), wykazuje nawet pewne elementy zadośćuczynienia, rzucając im pod nogi pieniądze otrzymane za wydanie Jezusa, jednakże w tym wszystkim zapatrzony jest w siebie i swój grzech. Zabrakło mu prawdziwej pokory, która by go powiodła do Jezusa prosić o przebaczenie. Zamknięty w sobie i swej udręce, popełnia samobójstwo. Zupełnie inaczej natomiast Piotr żałuje za grzech zaparcia się Jezusa. Uznawszy swoją winę, nie zamyka się w sobie, lecz natychmiast ze skruchą kieruje wzrok na Jezusa, odnajdując w Jego spojrzeniu przebaczenie, które wywołuje w nim łzy żalu (por. Łk 22,61). Jest to przykład prawdziwego żalu za grzechy, a jednocześnie przebaczającej miłości Chrystusa, która po Jego zmartwychwstaniu powoła Piotra na księcia apostołów i powierzy mu zadanie umacniania innych w wierze.
Właściwe poznawanie siebie nie jest zatem bezpłodnym egocentryzmem, nie polega na subtelnych analizach, trwożliwej introspekcji, czynionej ostatecznie po to – choć często podświadomie – by wyeksponować swoją osobę. Św. Teresa chce poznać samą siebie przede wszystkim po to, by móc bardziej kochać Boga i lepiej Mu służyć. To poznanie rozwija się w miarę poznawania Boga. Łączy się z pokorą i – zarówno wtedy, gdy odsłania małość człowieka wobec wielkości Boga, jak i wówczas, gdy przedstawia jego nędzę i grzeszność wobec Bożej świętości i miłości – zawsze dąży do tego, aby w duszy panowało światło i prawda. Kiedy nawet wywołuje w człowieku bolesną skruchę, to zawsze jednocześnie budzi miłość, adorację, wielkie pragnienia i dobre postanowienia. Wtedy dopiero można stwierdzić, że poznanie siebie jest prawdziwe, a więc pochodzące od Boga. Takie poznanie staje się potężnym bodźcem do walki z grzechem i wadami, umacnia wolę w dobrym, pogłębia miłość do Chrystusa i rodzi pragnienie głębszej komunii z Nim. Staje się także ważnym środkiem do owocnego przeżywania sakramentu pojednania, a także korzystania z praktyki duchowego kierownictwa oraz współpracy z łaską w codziennym życiu.
Andrzej Ruszała OCD
(ur. 1961) Karmelita Bosy, teolog duchowości, były rektor Wyższego Seminarium Duchownego Karmelitów Bosych w Krakowie, były przełożony Krakowskiej Prowincji Karmelitów Bosych. Opublikował między innymi: W dobrych zawodach; Ze świętym Janem od Krzyża ku zjednoczeniu z Bogiem.