Modlić się życiem każdego dnia. Lekcja św. Teresy od Jezusa
7 kwietnia, 2017
Aby modlitwa była prawdziwa, musisz przyjmować to, co się dzieje i co przeżywasz – i tym się inspirować. Modlitwa więc niesie z sobą wszystkie momenty twojego życia.
Jeden z popularnych „kwiatków”, znanych w Hiszpanii głównie wśród prostego ludu, opowiada następującą historię: Teresa, będąc już w podeszłym wieku, udawała się na fundację klasztoru do Burgos. Podróż odbywała się w carromato (to dwukołowy wóz z budą) w pełni zimy, a Burgos jest regionem najzimniejszym w całej Hiszpanii. Trzeba było przekroczyć rzekę Arlazón, która wystąpiła z brzegów z powodu obfitych deszczów. Niebezpieczeństwo, iż wóz osunie się do rzeki i utonie, było duże. Święta i pozostałe mniszki udające się na fundację zmuszone były opuścić carromato i iść pieszo, grzęznąc w błocie i wodzie. Teresa, która zawsze miała modlitwę na ustach, zwróciła się do Boga, polecając Mu tę trudną sytuację: „Wspomóż nas, Panie, przecież robimy to dla Ciebie!”. Bóg odpowiedział jej: „Odwagi, Tereso, Ja tak właśnie traktuję swych przyjaciół!”. Na co ona, z charakterystycznym dla niej poczuciem humoru, odrzekła: „I dlatego masz ich tak mało!”. „Kwiatek” nie jest historią – jest popularną legendą. Zawiera jednak bardzo zrozumiałą dla zwykłych ludzi lekcję – iż Bóg czasami wymaga heroizmu od chrześcijanina, a tym bardziej od ludzi modlitwy. I że ludzie modlitwy modlą się zwyczajnie, podczas drogi, nawet w błocie. I że ten sposób modlitwy jest normalną rozmową z Bogiem. Rozmową pełną próśb, lecz także dobrego humoru. Dobry humor w modlitwie pomaga nie zginąć w błotach drogi. Ten „kwiatek” dobrze objaśnia jedną z podstawowych nauk św. Teresy dotyczącą modlitwy. Zapisała to swym zakonnnicom: „Tutaj, córki, ma być widoczna miłość: nie w zaciszu, lecz w wirze zdarzeń” (F 5,152). Nie tylko w sytuacjach trudnych, jak w błocie Arlanzón, lecz także w zwykłych, codziennych sprawach. Mówiła o tym swym zakonnicom z realizmem typowym dla kobiety obarczonej pracami domowymi: „Zrozumcie, że i w kuchni, gdzie pracujecie, pośród garnków jest obecny Bóg, pomagając wam w tym, co wewnętrzne, i w tym, co zewnętrzne” (F 5,8). Prawdziwa modlitwa – zapewniała je – nie polega na wielkiej koncentracji: prawdziwa modlitwa jest dynamiczna i łączy się bardzo dobrze z każdą posługą na rzecz innych. Powtórzyła to swoim zakonnicom, nie bez pewnej ironii, właśnie dlatego, że karmelitanki jako kontemplatyczki mogły myśleć, iż modlitwa góruje całkowicie nad miłością czy nad służbą chorym: „Gdy widzę dusze pełne starań, by zrozumieć własną modlitwę i w jej trakcie bardzo skrępowane, gdy wydaje się, że nie ośmielają się poruszyć ani myśleć, by nie stracić odrobiny przyjemności i pobożności, jaką odczuwają, widzę, jak mało rozumieją drogę, na której osiąga się zjednoczenie [tj. stopień najwyższy modlitwy]… Nie tak, siostry, nie tak! Bóg chce dzieł. I jeśli widzisz chorą, której możesz dać jakiekolwiek wytchnienie, nie bój się poświęcić dla niej swej pobożności i okaż jej współczucie; jeśli coś ją boli, niech boli i ciebie; jeśli będzie trzeba, będziesz pościć, by ona mogła coś zjeść… Twój Bóg chce tego” (T 5,3,11).
Biografia Teresy jest żywym przykładem jej sposobu rozumienia modlitwy jako rzeczywistości w pełni włączonej w życie. Przyjrzyjmy się temu. Doświadczenie modlitewne św. Teresy Jak wiadomo, Teresa w pełni wchodzi w życie modlitwy dopiero po swym nawróceniu, mając prawie 40 lat. Dlatego bycia w pełni człowiekiem modlitwy doświadcza w ciągu dwóch ostatnich dekad swego życia. To wtedy Teresa nie tylko odbiera modlitwę jak coś naturalnego, lecz przeżywa najwyższe stopnie kontemplacji mistycznej. Te właśnie lata są czasem jej największej aktywności – jako fundatorki, jako pisarki, podróżniczki przemierzającej drogi Kastylii i Andaluzji, zdobywającej ponad setkę przyjaciół we wszystkich warstwach społecznych, od króla i biskupów aż po woźniców i biednych oberwańców (jak sławny Andrade, który wspomaga ją w fundacji klasztoru w Toledo). Interesujące jest, że dopóki Teresa nie stała się prawdziwym chrześcijańskim człowiekiem modlitwy, nie dokonywała ważnych rzeczy: nie napisała książki, nie ufundowała klasztoru, nie podjęła wielkich działań. Dla Teresy części dyptyku „módl się i pracuj” – lub dwa bieguny: „modlitwa i działanie” – nie pozostają rozdzielone, lecz się splatają i wzajemnie uzasadniają. Gdy Święta musi wyruszyć w drogę lub podjąć trudną fundację, mocniej odczuwa intensywność swej relacji z Bogiem. Taki jest sens „kwiatka”, który streściliśmy na początku: w błocie trzeba przede wszystkim powiedzieć lub zawołać: „Panie, pomóż nam, potrzebujemy Ciebie!”. Dla niej więc znaczące jest stwierdzenie: większe zadanie – więcej modlitwy. I odwrotnie: więcej modlitwy – więcej zaangażowania w pracę. Tę relację zwrotną między owymi dwiema współrzędnymi życia chrześcijańskiego można by zilustrować całą gamą anegdot przytaczanych przez Teresę w Księdze fundacji. Tych dotyczących fundacji ubożuchnego klasztoru w Medina, jak i tych o przejściu przez rzekę Guadalquivir lub o gwałtownym sprzeciwie arcybiskupa Burgos podczas fundacji Karmelu w tym mieście. Teresa postrzega zawsze modlitwę w dwóch płaszczyznach: po pierwsze, modlitwa zbliża nas do Boga, prowadzi do zjednoczenia z Nim; po drugie zaś, jest ona siłą pobudzającą do działania i służby czy to na rzecz braci (np. chorych), czy to na rzecz Kościoła. Stąd wynika jej oryginalne traktowanie modlitwy chrześcijańskiej.
Czym według Teresy jest modlitwa? Studenci teologii znają niemal na pamięć definicję modlitwy według św. Teresy. Zapisała ją w swej Księdze życia, w rozdziale 8, punkcie 5: „Nie jest inną rzeczą modlitwa – według mnie – jak relacją przyjaźni, częstym przebywaniem sam na sam z Tym, o którym wiemy, że nas miłuje”. Bardzo ważne są dla niej dwie ostatnie przesłanki: wiemy, że nas miłuje. „Wiemy” jest stwierdzeniem wiary, zaś „nas miłuje” zawiera drugą przesłankę podstawową: miłość, jaką On ma dla nas, będącą podstawą naszej miłości. Zaimek wskazuje na nas jako tych, których On miłuje. I właśnie na fundamencie tych danych podstawowych opiera Święta swoją koncepcję modlitwy jako „przyjaźni”: modlitwa jest „przyjacielską relacją” w wierze i miłości. Modlitwa jest relacją między przyjaciółmi. Lecz jakimi przyjaciółmi! I – oczywiście – przyjaźń jest czymś, co angażuje osobę i życie. Jeśli to naprawdę przyjaźń, przyjaciółmi jesteśmy nie „na chwilę”, lecz na całe życie – lub nie jesteśmy nimi wcale. Przy czym ta wzajemna relacja miłości i pewności niezachwianej jest kwintesencją życia chrześcijańskiego. Dlatego modlitwa jest normalnym oddechem chrześcijańskiego życia. Dla Teresy nie do pomyślenia jest życie chrześcijańskie bez tej wymiany miłości: Jego do nas i naszej do Niego. Inne dane definicji – „często” i „sam na sam” – są faktami uzupełniającymi przyjaźń. Uzupełnienie pierwsze („wiele razy, często”) nawiązuje do struktury życia codziennego: miłość kładzie niezbędny fundament świadomościowy i afektywny: jesteśmy przyjaciółmi, nie zapominaj! Uzupełnienie drugie natomiast wskazuje na atmosferę konieczną dla rozwoju przyjaźni: atmosferę intymności, spotkania sam na sam dwojga zakochanych. Prawdziwa modlitwa jest apostolska, jest wspólnotowa: przypomina nam o tym liturgia, podczas której oracje rozpoczynane są słowami „módlmy się”. Niemniej jednak zasada „módl się i pracuj” wymaga też chwil „czystej” modlitwy: pozostawania „sam na sam z Nim”. Jest to niezbędne szczególnie wtedy, gdy modlitwa intensyfikuje się aż do prawdziwego zakochania: wówczas intymność bycia „sam na sam” jest nie do uniknięcia. W tym sposobie rozumienia modlitwy chrześcijańskiej istnieje specjalne przesłanie dla codziennego życia: jeśli własnej przyjaźni z Bogiem nie czynisz autentyczną, modlitwa staje się dla ciebie czymś bardzo trudnym. Staje się modlitwą niezrozumiałych słów, monosylab. Interesująca jest relacja między „tobą i Chrystusem”, np. przejście z płaszczyzny czysto poznawczej do praktyki – tak, by owa relacja stała się składnikiem twej religijnej świadomości. Albo jesteśmy przyjaciółmi, albo nimi nie jesteśmy. Jeśli bowiem naprawdę nimi jesteśmy, sprawy zmieniają się – przede wszystkim, jeśli żyję przekonany, iż Jego miłość rzutuje na mnie i mocno mnie dotyka. Nie jest łatwo określić, jaka była reakcja apostołów – np. Jana – gdy Jezus powiedział im: „jesteście moimi przyjaciółmi”, „już was nie nazywam moimi sługami, lecz przyjaciółmi”.
Teresa rozumie to dobrze, dlatego swoją naukę przekształca w pedagogię modlitwy dla swych zakonnic czy dla czytelników, którymi my jesteśmy. Terezjańska pedagogia modlitwy Bez wątpienia jej elementem podstawowym jest wpajanie czytelnikowi – nam – że kto wchodzi w modlitwę, wchodzi w przestrzeń przyjaźni psychologicznej, teologicznej (lub chrystologicznej) i praktyki: przyjaźni na całe życie. Lecz Teresę interesuje przede wszystkim to ostatnie: życie! Musisz kształtować życie, abyś mógł przeżywać je w przyjaźni z Bogiem transcendentnym. I jeśli twoje życie ma złą kondycję, musisz je zmienić! Niezbędna jest zgodność z fundamentalnym założeniem. To tu właśnie Teresa mówi o cnotach chrześcijańskich. Jakich? Po prostu trzech lub czterech cnotach czysto ewangelicznych. Wystarczy je przypomnieć, nie ma konieczności ich komentowania. Odwołamy się do wyjaśnienia, które Teresa daje w Drodze doskonałości. Pierwsza cnota: miłość jednych do drugich. Jeśli nie miłujesz braci, nie myśl sobie, iż będzie dla ciebie możliwa miłość Boga. Zgodnie z Ewangelią, miłość na poziomie horyzontalnym jest niezbędna, aby budować miłość wertykalną. Druga: ubóstwo ewangeliczne, które Teresa pojmuje jako wolność ducha. Posiadaj rzeczy, lecz nie bądź ich niewolnikiem. Pomiędzy rzeczami, które nie powinny cię zniewalać, znajdują się wartości dla twego istnienia najbardziej podstawowe, jak zdrowie, życie, talenty, honor, twój autorytet, etc. Trzecia: pokora. Teresa rozumie ją jako funkcję prawdy. Pokora jest życiem w prawdzie. Przed Bogiem nie graj roli dobrego. Bądź wobec Niego taki, jaki jesteś. I podobnie wobec innych. Także wobec siebie samego. Zaakceptuj siebie takiego, jakim jesteś, bez udawania. Uznaj swoją wartość, lecz nie przypisuj sobie fikcyjnych zalet. Jeśli ich potrzebujesz, proś o nie i troszcz się o nie. Święta dodaje jeszcze czwartą postawę ewangeliczną. Jezus powiedział w Ewangelii: Jeśli przykładasz ręce do pługa, nie odwracaj wzroku. Teresa interpretuje te słowa jako to, co filozofowie nazywają „opcją fundamentalną” i co ona sama proponuje nazywać „zdeterminowaną determinacją”. Jeśli zaczynasz przyjaźń z Nim, wszedłeś na ścieżkę, z której nie ma odwrotu. Będzie to podstawowa droga twego życia. Już nie porzucisz postawy chrześcijańskiego oranta – „niech się dzieje, co chce”, „chociażby się walił świat”. Lecz terezjańska pedagogia modlitwy posiada jeszcze inny środek podstawowy. W zasadzie opiera się ona na dewizie: nie mówić o modlitwie bez praktykowania jej. Dlatego w książkach Teresy nieustannie wtrącane są „słowa do Boga”, „wołania i monologi wewnętrzne”, „przerwy modlitewne” – zarówno wtedy, gdy Święta opowiada wydarzenia, jak i wówczas, gdy mówi o modlitwie czy cnotach. Nie obawia się obecności czytelnika i nie ignorując go, inne słowo kieruje do drugiego Czytelnika, zawsze obecnego, jakby przechodziła od czytelnika-przyjaciela do boskiego Przyjaciela. Zwykło się to nazywać nie tylko pedagogią, ale i mistagogią terezjańską.
Teresa, podobnie jak Edyta Stein, posiada wielką wiarę w empatię. Wie, że jeśli się prawdziwie wzrusza, jakiś blask tego wzruszenia dociera do serca czytelnika. Jest przekonana, iż jeśli ona modli się prawdziwie do Przyjaciela, bez konwencji i wybiegów, ta przyjacielska modlitwa wciąga i powołuje innych przyjaciół. Jest to typowe „módlmy się!” mistyków. Posiadają oni szczególne „doświadczenie Boga”. Doświadczenie zarażające. Wiedzą, że ten blask rozprzestrzenia się i wciąga. Teresa posiada głębokie doświadczenie Boga i postanawia upowszechniać je za wszelką cenę. Jednym z powodów, dla których podejmuje się pisania – jak sama o tym mówi – jest pragnienie „rozsmakowania w Bogu” tego, kto będzie czytał. Chce obudzić zmysł Boga w czytelniku. Uczynić go świadomym, iż „potrzebuje Boga”. Dlatego jeśli dzisiejszy czytelnik chce dowiedzieć się, o czym jest terezjańska doktryna o modlitwie, nie wystarczy, by zajrzał do fragmentów teoretycznych lub do tekstów, w których Teresa wykłada swoją naukę. Trzeba się przekonać, jak ona sama się modli, co ją motywuje i jakie są typy jej modlitwy: gdy prosi lub gdy uwielbia, gdy woła lub gdy współcierpi z Chrystusem w Jego męce, gdy wychwala Go i gdy Mu dziękuje. Nie są to modlitwy do naśladowania. Są to raczej „prowokacje”. Służą wzbudzeniu spontaniczności i oryginalności u modlącego się. Twoja przyjaźń z Bogiem jest bowiem absolutną nowością; nie ma innego wzoru, niż Chrystus i Ojciec lub Maryja modląca się z „pokorą służebnicy”. Empatia z modlącą się Teresą służy wzbudzeniu naszej oryginalności, uruchomieniu naszej przyjaźni z Bogiem.
Zdaniem Teresy nie ma w życiu chwili, która nie domagałaby się jakiegoś podstawowego gestu skierowanego ku Niemu. Oto typowa rada, jakiej udziela początkującemu: naucz się „patrzeć na Niego” z wewnętrzną uwagą. To nie rozproszy cię w żadnej pracy, niezależnie od tego, jak byłaby angażująca. Niemniej jednak, aby ta modlitwa była prawdziwa, musisz przyjmować to, co się dzieje i co przeżywasz – i tym się inspirować. Modlitwa więc niesie z sobą wszystkie momenty twojego życia.
tłum. Antoni Rachmajda OCD
Tomás Álvarez OCD
Karmelita bosy, największy współczesny znawca życia i doktryny św. Teresy od Jezusa, autor wielu książek i publikacji z teologii duchowości oraz duchowości karmelitańskiej.