Czytelnia Karmel wróć

Teresa z Lisieux i miłość bliźniego. Droga świętości w rzeczach drobnych


25 lutego, 2025

Teresa ukazuje nam drogę, która nie jest dla czystych i świętych, ale dla grzeszników. Teresa z Lisieux przyniosła światło i nadzieję „tym wszystkim, którzy są zdesperowani z powodu swoich braków, swoich słabości lub poczucia bezużyteczności; tym wszystkim, którzy aż do najgłębszych zakamarków samych siebie są przeniknięci poczuciem absurdu kondycji ludzkiej

Jak Jezus kochał swoich uczniów i dlaczego ich kochał? Ach! To nie ich zalety naturalnie mogły Go pociągać, między nimi a Nim była nieskończona odległość; On był wiedzą, Mądrością Odwieczną, oni byli biednymi rybakami, nieukami, ludźmi pełnymi przyziemnych myśli. A jednak Jezus nazywa ich swoimi przyjaciółmi, swoimi braćmi. Chce widzieć, jak królują wraz z Nim w królestwie Jego Ojca, i żeby im otworzyć to królestwo, chce umrzeć na krzyżu, gdyż powiedział:  „Nie ma większej miłości, niż oddać życie za tych, których się kocha” (Rkp G 12r).

W chwili, gdy św. Teresa od Dzieciątka Jezus (1873-1897) pisze te słowa, ma przed sobą zaledwie kilka miesięcy życia. Wyniszczona przez gruźlicę – zarazę końca XIX wieku – jest świadoma, że nadzieje na jej wyleczenie są raczej znikome, by nie powiedzieć żadne. To samo podejrzewa jej rodzona siostra, s. Agnieszka od Jezusa, gdy zwraca się do przeoryszy – Matki Marii od św. Ludwika Gonzagi – z prośbą o pozwolenie Teresie na kontynuowanie opisu swojego życia, który rozpoczęła pomiędzy 1895 i 1896 rokiem, gdy funkcje przeoryszy pełniła właśnie s. Agnieszka. Matka Gonzaga zgodziła się na to. I tak powstał ostatni rękopis napisany przez Teresę. W tym ostatnim zeszycie refleksja duchowa dominuje zdecydowanie nad czysto biograficznym opisem zdarzeń. Młoda karmelitanka podejmuje w nim kilka ważnych dla niej tematów, obrazując je wspomnieniami ze swojego codziennego życia w klasztorze. Jednym z najważniejszych jest temat miłości.

Św. Tereska pragnąc ukazać swoje doświadczenia odnośnie do miłości bliźniego na tych stronach, będących czymś w rodzaju jej duchowego testamentu, spisuje swoje refleksje o nowym przykazaniu przekazanym przez Pana podczas Ostatniej Wieczerzy (por. J 13,34-35). To nowe przykazanie nie jest dla niej jedynie kolejną piękną sentencją, ani nawet tak po prostu nakazem Pana. Dla niej jest oczywiste, że jeśli Jezus poprosił nas, abyśmy miłowali się wzajemnie tak, jak On nas umiłował, to musi to być możliwe i musi w konsekwencji stać się podstawowym celem naszego chrześcijańskiego życia.

Pierwszym krokiem w refleksji św. Teresy jest rozważanie życia Jezusa, pozwolenie, aby to On w wewnętrznym milczeniu poprzez swoje dzieła i słowa nauczył ją tego. Następnie przechodzi Tereska do stawiania sobie pytań odnośnie do dokonywanych przez Jezusa wyborów, postaw, zachowań… Jak wynika z dalszego ciągu tego tekstu – tak właśnie rozumie to św. Teresa – owocem wspomnianego rozważania jest zrozumienie, że Jezus nie umiłował swoich uczniów dlatego, że na to zasługiwali, ale dlatego, że tego potrzebowali… I to właśnie będzie gorącym pragnieniem św. Tereski: miłować wszystkich niezależnie od zasług, aby mogli być miłowani.
Ten tok rozważania, refleksji i ten pozornie tak prosty wniosek praktyczny ilustrują to, co Teresa chce nam przekazać odnośnie do miłości: aby miłować w sposób chrześcijański, konieczne jest wpatrywanie się w Jezusa, ostateczne Słowo Ojca, wzór autentycznej miłości zgodnie z wolą Boga. Albowiem dla św. Teresy fundamentem miłości, w tym również miłości międzyludzkiej, jest Boska miłość. Św. Teresa dojdzie do tego stwierdzenia zasadniczo nie tyle wychodząc od spekulacji i rozumowania, ile od doświadczenia sercem miłości Boga, która ujawniła się w Chrystusie i kiełkuje w życiu każdego wierzącego, pobudzając nas do miłowania naszych bliźnich.

 

W szkole miłości

Teresa nauczyła się miłować w takiej mierze, w jakiej sama doświadczyła tego, jak Bóg ją miłuje. Nie ma innej formy życia miłością po chrześcijańsku. Mamy tu zatem do czynienia z zasadą uniwersalną, która zachowuje swoją ważność również w stosunku do nas: doświadczenie Boga, który umiłował nas jako pierwszy, staje się w nas źródłem naszej własnej miłości. Dlatego, że On objawił się nam jako taki, możliwe jest miłowanie Boga i miłowanie bliźnich.

Rozważając to nowe przykazanie, św. Teresa – jak widzieliśmy na początku – zrozumiała, że miłowanie bliźnich tak, jak Jezus ich umiłował, jest miłowaniem ich dlatego, że oni tego potrzebują, a nie dlatego, że na to zasługują. Jednakże św. Teresa rozumie również, że życie tą miłością, tak bezinteresowną, nie jest możliwe, jeśli to sam Jezus nie jest tym, który żyje nią w nas. Jedynie z perspektywy szczytu naśladowania Jezusa, którym jest całkowite utożsamienie się z Nim, możliwe jest życie w pełni tym przykazaniem miłości:

Ach! Panie, wiem, że nie rozkazujesz mi niczego niemożliwego, znasz lepiej niż ja moją słabość, moją niedoskonałość, wiesz dobrze, że nigdy nie mogłabym kochać moich sióstr tak jak Ty je kochasz, gdybyś Ty sam, o mój Jezu, nie kochał ich również we mnie. Właśnie dlatego, że chciałeś mi udzielić tej łaski, dałeś przykazanie nowe.
– Och! Jak bardzo je kocham, ponieważ daje mi ono pewność, że jest Twoją wolą kochać we mnie tych wszystkich, których mi przykazujesz kochać…! Tak, czuję to, kiedy jestem miłosierna, to sam Jezus działa we mnie; im bardziej jestem z Nim zjednoczona, tym bardziej również kocham wszystkie moje siostry (Rkp G 12v).

Św. Teresa wyjaśnia nam później, że wtedy, gdy odczuwa pokusę odrzucenia jakieś siostry, stara się zwracać uwagę nie na to, co w tej siostrze odbiera jako coś negatywnego, ale na jej cnoty, to znaczy stara się spojrzeć na nią z miłością, wpatrywać się w nią oczyma Jezusa.

 

Wielka miłość w drobnych rzeczach

Realizacja tej miłości nie może pozostać na płaszczyźnie czysto teoretycznej, co wydaje się rzeczą oczywistą. Tym niemniej nie należy również sądzić, że dla świętych zastosowanie w życiu codziennym tego doświadczenia dokonuje się bez wysiłku i trudu, w otoczeniu wolnym od trudności lub z niemal nadprzyrodzoną, dla nas niedostępną łatwością. Patrząc na to w ten sposób trzeba stwierdzić, że Teresa z Lisieux żyła w otoczeniu niezwykle złożonym, a pokonanie skłonności własnej natury stanowiło dla niej pierwszą wielką trudność. Teresa zdaje się mówić nam, że praktykowanie miłości nie dokonuje się bez wysiłku, jednak ten wysiłek staje się wykonalny z pomocą łaski.
Opowiadając o pewnej posłudze wobec starszej i schorowanej siostry, do wykonywania której sama się zaofiarowała – co omówimy bardziej szczegółowo poniżej – mówi nam o kilku wymownych sprawach w tym względzie:

Bardzo mnie to kosztowało, żeby zaproponować siebie do udzielenia tej drobnej posługi, gdyż wiedziałam, że nie było łatwo zadowolić tę biedną Siostrę od św. Piotra. (…) Co wieczór, gdy widziałam, że Siostra od św. Piotra potrząsa swoją klepsydrą, wiedziałam co to oznacza: „Chodźmy”. Niewiarygodne, ile mnie kosztowało przerwanie modlitwy, szczególnie początkowo, robiłam to jednak natychmiast, a potem zaczynał się cały rytuał (Rkp G 29r).

Dwukrotnie Teresa podkreśla wysiłek, jaki kosztowało ją wypełnianie tego podjętego dobrowolnie zobowiązania: niemało kosztuje przebycie ścieżki miłości, ale zapłacenie tej ceny jest możliwe – mówi nam św. Teresa.
Z drugiej strony otoczenie, w którym żyła św. Teresa – pomimo że mówimy tu o wspólnocie zakonnej – nie było wolne od okazji do poważnych konfliktów, mając na uwadze trudny charakter niektórych sióstr. Świadectwa złożone podczas procesu beatyfikacyjnego Świętej przez karmelitanki, które żyły w klasztorze w Lisieux w tym samym czasie, co św. Tereska, ukazują nam z całym realizmem rzeczywisty obraz tej wspólnoty: duża liczba sióstr, podzielonych na będące ze sobą w konflikcie grupy, niski poziom intelektualny i ogólnoludzki, zawiść, zazdrość, małe poszanowanie dla reguły i milczenia.

W tym otoczeniu św. Teresa nie miała wielu opcji do wyboru: mogła ulec powszechnie dominującemu nurtowi i przeciwstawić się pozostałym siostrom tworząc własną grupę świętych stróżów gorliwości zakonnej… albo mogła z miłością apelować do wszystkich, aby zbliżyć się do tych najbardziej potrzebujących i starać się w ten sposób zmienić nieprzyjaciół w przyjaciół. Wybrała to drugie rozwiązanie, przykładając do wszystkich ran swojej wspólnoty uzdrawiającą miłość, będącą miłością Ukrzyżowanego, której ona sama doświadczyła. Tę Miłość, która tryska z Misterium Paschalnego, które Teresa przeżywa w Eucharystii i na modlitwie. Tę Miłość, która pobudza ją do działania w dwóch kierunkach. Wobec ubogich i przytłoczonych różnego rodzaju potrzebami jest to miłość, która wciela się w dążeniu do bliskości, zniżenia się. Tereska stara się podzielać bolesne doświadczenia innych, uczynić swoimi ich cierpienia, aby przynieść im ulgę w bólu i ich potrzebach. Wobec tych, którzy postępują źle, jest to miłość, która wciela się w zdolność stawiania czoła niesprawiedliwości, odpłacając dobrem za zło tak, aby serce, które prześladuje lub postępuje niesprawiedliwie, wzruszyło się i zwróciło się ku nurtowi życia.

Teresa w ciągu swoich lat życia w Karmelu będzie praktykowała zarówno tę pierwszą, jak i tę drugą formę ukrzyżowanej miłości własnej, i to z wielkim powodzeniem, jak będziemy mogli się o tym przekonać. I będzie to robiła w drobnych rzeczach, będąc przekonaną, że dla okazywania miłości nie potrzeba wielkich okazji, heroicznych okoliczności, a potrzeba jedynie danej nam rzeczywistości, życia każdego dnia:

Nasz Umiłowany nie potrzebuje naszych wspaniałych myśli, naszych wspaniałych dzieł; jeśli chciałby jakichś wzniosłych myśli, czyż nie ma swoich aniołów, legionów duchów niebiańskich, których wiedza przewyższa nieskończenie tę, którą posiadają najwięksi geniusze z tej naszej biednej ziemi? (List do Celiny z 25.04.1893).

Ostatecznie życie Teresy odkrywa przed nami drogę świętości w rzeczach drobnych, co najlepiej zobrazuje kilka epizodów z jej życia, które zebraliśmy poniżej.

 

Trudny obowiązek pomagania furtiance

Siostra Rafaela od Serca Maryi była córką pewnego normandzkiego tokarza-bednarza. Wstąpiła do Karmelu w wieku dwudziestu ośmiu lat i w czasach św. Tereski była furtianką klasztoru w Lisieux. W 1893 r. św. Tereska została wyznaczona do pomocy furtiance i cierpliwie znosiła wszystkie jej kaprysy oraz dziwactwa. Furtianka nie będąc zadowolona z dyspozycyjności młodej pomocnicy, zaczęła wymagać od niej wykonywania innych obowiązków, które nie były przypisane do powierzonej jej funkcji i usiłowała narzucić jej swoje własne kryteria odnośnie do tego, jak należy dbać o zdrowie. Teresa znosiła te ekscesy z heroiczną obojętnością. Zawsze miała w odpowiedzi uśmiech, jakiś miły gest, pełne akceptacji spojrzenie tak, aby siostra nie poczuła się upokorzona, zdemaskowana czy urażona. W towarzystwie Teresy s. Rafaela była zwykle spokojna, czuła się wysłuchana i miłowana. Dlatego też wobec zarzutów ze strony s. Marii od Trójcy Świętej, furtianka bez wahania stwierdziła: „Och, moja siostrzyczko! Teresa od Dzieciątka Jezus nigdy nie rozmawiała ze mną w taki sposób, jak to robi Wasza Miłość”. Opinię Teresy na ten temat znamy dzięki świadectwu samej siostry Marii: „Bądź dla niej bardzo miła, gdyż ona jest chora, tak więc wyrazem miłości jest pozwalać jej wierzyć, że wyświadcza nam dobro, a to daje nam sposobność do praktykowania cierpliwości” (Oświadczenie s. Marii od Trójcy Świętej podczas procesów beatyfikacyjnych).

Teresa nie myliła się uważając, siostrę Rafaelę za chorą. Na krótko po śmierci Świętej, u s. Rafaeli rozpoznano objawy zaburzeń umysłowych, które po kilku latach doprowadziły ją do kompletnego obłędu. Zatopiona w tym żałosnym stanie przeżyła resztę swoich lat, aż do śmierci w 1918 roku.

 

Nikt nie szuka towarzystwa osób, które mają wady

We wspólnocie św. Tereski – jak mówiliśmy – było wiele sióstr, których ubóstwo w zakresie cnót ludzkich graniczyło z chorobą. Teresa dostrzega, z jaką łatwością przychodzi nam szukanie towarzystwa osób o miłym usposobieniu, natomiast unikamy towarzystwa tych wszystkich, których zewnętrzne formy zachowania wydają nam się ubogie lub przykre. Łatwiej przychodzi nam praktykowanie aktów miłości bliźniego wobec tych, którzy są chorzy na ciele: być przy nich, przynosić im ulgę w ich bólu. To wszystko daje nam poczucie wewnętrznej radości i zadowolenia. Sytuacja wygląda całkiem inaczej w przypadku osób chorych na duszy. Teresa dzięki swojej psychologicznej przenikliwości dostrzega, że w jej wspólnocie nie cieszą się szacunkiem te siostry, u których widoczny jest „brak rozsądku, wykształcenia, drażliwość niektórych charakterów, i wszystkie rzeczy, które nie uprzyjemniają nazbyt życia” (Rkp G 28r). Unika się ich towarzystwa, gdyż istnieje obawa przed nieprzyjemną, obraźliwą reakcją z ich strony. Teresa nie ma wątpliwości:

Dobrze wiem, że te moralne ułomności są chroniczne, nie ma nadziei na wyzdrowienie, ale równie dobrze wiem, że moja Matka nie przestałaby mnie pielęgnować, starać się przynosić mi ulgę, gdybym pozostała chora przez całe życie.

I dalej przyjrzymy się praktycznym wnioskom, które ona z tego wszystkiego wyciągnęła:

Powinnam szukać podczas rekreacji, podczas pozwolenia na odwiedziny, towarzystwa sióstr, które są mi najmniej miłe, spełniać przy tych zranionych duszach zadanie dobrego samarytanina. Jedno słowo, jeden miły uśmiech często wystarczają, żeby rozradować duszę smutną (Rkp G 28r).

W ten sposób Teresa bardzo szybko stała się pomocnicą sióstr zajmujących się schorowaną siostrą od św. Piotra, o której wspominaliśmy już wcześniej. Ta zakonnica, dotknięta postępującym artretyzmem, nie mogła chodzić bez pomocy innych, a doprowadzenie jej do refektarza było dla sióstr zajmujących się chorymi bardzo uciążliwym zadaniem. Św. Teresa dobrowolnie zgłosiła się do wykonywania tego obowiązku i nie bez trudu – jak wiemy – codziennie doprowadzała chorą aż do jej miejsca przy stole, bez narzekania znosząc wymówki z jej strony.
Jednakże św. Tereska nie poprzestała na tym:

Biednymi, zniekształconymi dłońmi, tak jak umiała, drobiła sobie chleb w miseczce. Szybko to spostrzegłam i co wieczór nie zostawiałam jej, zanim jej nie oddałam jeszcze tej drobnej przysługi. Ponieważ nie prosiła mnie o nią, była bardzo wzruszona moją życzliwością i to dzięki temu sposobowi, o który wcale nie starałam się umyślnie, całkowicie pozyskałam sobie jej względy a szczególnie (dowiedziałam się o tym później) dlatego, że pokroiwszy jej chleb, zanim odeszłam, posyłałam jej mój najładniejszy uśmiech (Rkp G 29v).

Ten prosty gest, uśmiech zainspirowany Miłością, okazał się być zdolny do dokonania przemiany serca pełnego roszczeń w serce przyjaciela, i odtąd siostra od św. Piotra stała się mniej drażliwa w swoich oczekiwaniach wobec Teresy.

 

Trudna nowicjuszka

Siostra Marta od Jezusa, która odbywała nowicjat razem ze św. Tereską, nie była osobą łatwą w relacjach. Sierota od ósmego roku życia, przeszła przez kilka normandzkich sierocińców. Być może właśnie dlatego reagowała tak agresywnie i potrzebowała tyle czułości. Podczas nowicjatu nie mogła uwolnić się od uczucia wielkiego podziwu dla swojej współnowicjuszki, ale równocześnie wykorzystywała każdą okazję, aby jej dokuczyć za pomocą ironicznych, złośliwych komentarzy. Gdy Teresa została dopuszczona do złożenia ślubów piętnaście dni wcześniej niż ona, fakt ten stał się kroplą, która przelała czarę goryczy.

S. Marta, podobnie jak Teresa, po złożeniu ślubów pozostała w nowicjacie i co roku prosiła o możliwość odprawiania swoich rekolekcji w tym samym czasie co Teresa. W konsekwencji Teresa była zmuszona przerywać swoje milczenie, aby wysłuchiwać s. Marty i doradzać jej w problemach. W relacji s. Marty do Teresy przeplatały się – jak się wydaje – dwa uczucia: miłość i nienawiść. Z jednej strony siostra Marta nie chciała stracić kontaktu ze Świętą, z drugiej zaś nie przepuściła żadnej okazji, aby jej przy wszystkich nie skrytykować lub nie dokuczyć zgryźliwymi komentarzami, a często brakiem delikatności.

Postawa Teresy wobec s. Marty jest taka sama jak ta, którą widzieliśmy wcześniej. Zrozumienie, umiejętność wysłuchania, uśmiech, miły gest… Te wszystkie ziarna dobra będą musiały czekać na swój rozkwit aż do roku 1897. Wsłuchajmy się w świadectwo s. Marty złożone podczas procesów:

Wiele wycierpiała z powodu mojego trudnego charakteru. Jednakże mogę stwierdzić z całą prawdą, że zawsze zachowała tę samą łagodność, tę samą niezmienność charakteru. Co więcej, powiedziałabym, że wtedy, gdy więcej cierpiała z mojego powodu, zdawała się jeszcze bardziej potęgować dowody swojej życzliwości i otwartości.
Nigdy nie odmówiła mi rozmowy, pomimo znacznej częstotliwości moich wizyt. Gdy przychodziłam do niej, nigdy nie okazała mi najmniejszego poirytowania. Te jej zdumiewające cnoty sprawiały, że bardzo ją pokochałam. Pomimo to, doświadczałam niekiedy pokusy obrażenia się na nią. Wówczas odsuwałam się od niej i nie chciałam już więcej z nią rozmawiać. Jednakże ona, w swojej wielkiej miłości, zawsze szukała mnie, aby dopomóc mojej duszy i, dzięki swojej łagodności, zawsze udawało jej się mnie zjednać.
Pewnego dnia, gdy byłam bardzo niezadowolona, powiedziałam jej kilka słów, które musiały sprawić jej wielką przykrość. Ona jednak nie dała tego po sobie poznać. Dalej rozmawiała ze mną spokojnie i z dobrocią, i błagała mnie usilnie, abym pomogła jej w pewnej pracy. Przystałam na jej prośbę, ale szemrząc pod nosem, gdyż było mi to bardzo nie na rękę. Przyszła mi wówczas taka myśl, aby przekonać się, jak wiele zniesie jej cierpliwość, i aby wypróbować tę jej cnotę postanowiłam, że w ogóle nie będę jej odpowiadać. Ale nie zdołałam nie ugiąć się wobec jej łagodności i ostatecznie poprosiłam ją o wybaczenie za moje zachowanie.
S. Teresa od Dzieciątka Jezus nie zrobiła mi żadnego wyrzutu, nie powiedziała mi żadnego upokarzającego słowa i, choć wskazała mi na irracjonalność moich zachowań, to i tak pobudziła mnie do bycia bardziej uległą, gdy chodziło o wyświadczanie innym różnych przysług (Oświadczenie s. Marty podczas procesów).

Przytoczyliśmy tutaj to długie świadectwo z procesów beatyfikacyjnych, gdyż pozwala nam ono uzasadnić w sposób jednoznaczny, że postawa św. Tereski nie zakłada odrzucenia tych słabych, najtrudniejszych w relacjach z innymi, a zakłada jedynie przyjęcie na siebie konfliktów w nowy sposób, który wymagał o wiele większej siły wewnętrznej i wytrwałości niż metody zakładające gwałtowne reakcje. Bezwarunkowa miłość do Ukrzyżowanego zobowiązuje do dostrzegania we wszystkich obrazu Tego, który zechciał przyodziać się w nędzę tych najuboższych spośród swoich braci – w tym również w nędzę moralną związaną z chorobami psychicznymi lub brakiem odpowiedniej formacji. W tym doświadczeniu Boga znajduje swoje źródło konkretne zaangażowanie się św. Tereski na rzecz tych wszystkich, których uważa za słabych i chorych, tych samych, których my, słowem lub czynem, odrzucamy, gdyż nie należą do grupy tych, których uważamy za dobrych.

Poprzez to przyjmowanie na siebie konfliktów – jak widzieliśmy w przypadku siostry Marty lub siostry od św. Piotra – Teresa zamierza za pomocą pełnych miłości bliźniego gestów i słów przyciągnąć do siebie tę drugą, wrogo do niej nastawioną osobę. Okazuje się to o wiele skuteczniejszą metodą niż wszelkie inne próby gwałtownego wykluczenia drugiej osoby z naszego kręgu. Albowiem w ten sposób Teresa włącza we wspólnotę, w nurt życia, tych wszystkich, których my uznaliśmy już za straconych. Ta sama gorąca troska o innych, która kieruje całym życiem św. Teresy od Dzieciątka Jezus, dzięki modlitwie i ofierze rozszerza się również na tych, którzy są daleko. Jednakże mimo to nie przestaje ona być w najwyższym stopniu konkretna i bliska.

 

Przy stole grzeszników

Podczas straszliwej nocy wiary owo rozszerzenie się tej jej pełnej miłości troski na tych, którzy są daleko, staje się szczególnie intensywne w odniesieniu do grzeszników. Teresa czuje wówczas, że jest ich siostrą i towarzyszką. W tym czasie ciemności, ewangelia Teresy osiąga swój szczyt. W rękopisie „G”, gdzie Święta zdaje się przelewać na papier całą siłę miłosierdzia, które dojrzewało w niej w ciągu tych lat samotności, cierpień i radości, poucza nas, że prawdziwa miłość nie wyklucza nikogo.

Mała Tereska, dzięki światłu Ewangelii Jezusa, której doświadczała w sposób tak intensywny, zrozumiała w swoim sercu i w swoim ciele, że nawet najbardziej ukryte życie nie może być zrozumiane po chrześcijańsku, jeśli nie zakładamy w nim zamiaru współuczestniczenia w życiu nam współczesnych. W dziewiętnastowiecznej Francji, będącej polem walki pomiędzy ultranacjonalistycznym katolicyzmem a republikańskim ateizmem, nikomu nieznana zakonnica, w mało znanym Karmelu w Normandii, pragnie uczynić ze swojego życia obraz miłosierdzia, które Ojciec okazuje wobec wszystkich swoich dzieci. Pragnie wyśpiewywać Dobrą Nowinę o Miłości do wszystkich ludzi, gdyż do wszystkich – łącznie z tymi, którzy są grzesznikami – jest ona skierowana.

W najtrudniejszych momentach swojego życia duchowego, gdy otacza ją noc wiary i ma wątpliwości nawet odnośnie do tego, co dotyka samego fundamentu jej wiary, Teresa potrafi uczynić z tej próby uprzywilejowany sposób zrozumienia i umiłowania również tych najbardziej jej odległych ludzi, grzeszników, którzy negują istnienie Boga:

Ale Panie, twoje dziecko zrozumiało Twoje boskie światło, przeprasza Ciebie za swoich braci, zgadza się jeść tak długo, jak będziesz chciał, chleb boleści i wcale nie chce przed dniem, który wyznaczysz, wstawać od tego stołu napełnionego goryczą, przy którym jedzą biedni grzesznicy… Ale dlatego też, czyż nie może mówić w swoim imieniu, w imieniu swoich braci: Zmiłuj się nad nami, Panie, gdyż jesteśmy biednymi grzesznikami!… (por. Łk 18,13) Och! Panie, spraw, byśmy odeszli usprawiedliwieni… Aby wszyscy, którzy nie są wcale oświeceni świetlaną pochodnią Wiary, wreszcie zobaczyli, jak ona świeci… (Rkp G 6r).

Wraz z pogłębianiem się nocy wiary, Teresa coraz mocniej solidaryzuje się z grzesznikami, coraz lepiej rozumie, co oni czują, i dlatego może wołać za nimi przed Ojcem, z zamiarem poruszenia Jego pełnego współczucia serca. Nie jest już „matką dusz” (por. Rkp M 2v), ale obecnie jest jedynie ich siostrą. Nie ma tu żadnych przejawów wyższości, żadnych śladów fanatyzmu czy integryzmu, żadnych irracjonalnych przekonań. Teresa Martín pragnie jedynie orędować za swoimi braćmi, opierając się na poczuciu pewności, które daje jej świadomość tego, co sama przeżywa w tym czasie.

W ten sposób św. Tereska zaprasza nas, abyśmy wpatrywali się w Tego, który wziął na siebie nędzę potrzebujących, na ubogiego Chrystusa, który nie zachował swojej kondycji Boga, ale przyjął tę niewolnika, stając się jednym z wielu (por. Flp 2,6-11). Ukazuje nam drogę, która nie jest dla czystych i świętych, ale dla grzeszników. Teresa z Lisieux przyniosła światło i nadzieję

„tym wszystkim, którzy są zdesperowani z powodu swoich braków, swoich słabości lub poczucia bezużyteczności; tym wszystkim, którzy aż do najgłębszych zakamarków samych siebie są przeniknięci poczuciem absurdu kondycji ludzkiej, poczuciem rozpadu i bezsensu wszechświata i ludzkości […]. Ona wierzy w miłość, wierzy przede wszystkim w ten słaby impuls miłości, który rodzi się, który w każdej chwili może zrodzić się w sercu każdego, nawet tego uznanego za straconego i w każdym życiu, nawet tym opuszczonym przez wszystkich” (J. F. Six).

To jest najpiękniejszy deszcz róż, zadanie, którego Teresa z Lisieux podjęła się po swojej śmierci: w każdym człowieku, w kobietach i mężczyznach wzbudzać nadzieję pośród nocy i nawałnicy; wskazywać drogę obejmującej wszystkich miłości, zdolnej przywrócić radość chrześcijaństwu i całej ludzkości ożywiając je światłem Ewangelii, doświadczonej przez Świętą w jej życiu. Wierzymy, że Teresa nadal pozostaje punktem odniesienia dla tych wszystkich, którzy nie chcą wierzyć, że narzucanie swojej woli innym, zemsta, wyrównanie rachunków, prawo silniejszego itp., nie mogą stanowić norm rządzących światem i relacjami między ludźmi.

tłum. Dariusz Wandzioch

 

O. Emilio J. Martinez Gonzalez OCD

Ur. w 1964 roku, był profesorem teodycei i filozofii religii w Instytucie Teologicznym San Esteban w Salamance, duchowości i moralności w Wyższym Instytucie Nauk Moralnych w Madrycie oraz teologii duchowości, teologii modlitwy i duchowości religii na Wydziale Teologicznym z Papieskiego Uniwersytetu Comillas w Madrycie. Obecnie jest profesorem nadzwyczajnym na Papieskim Wydziale „Teresianum” w Rzymie, gdzie prowadzi zajęcia z teologii duchowości. Znawca św. Jana od Krzyża, św. Teresy od Jezusa i św. Teresy od Dzieciątka Jezus.