Święty Józef prorokiem dla naszych czasów
26 listopada, 2018
Aby wzrastać w wierności swoim początkom, Kościół powinien nieustannie powracać do swoich korzeni, które wyrastają z głębi ziemi Nazaretu, gdzie Słowo Boże, które stało się ciałem, zechciało pozostawać przez trzydzieści lat.
Dwadzieścia lat temu, 15 sierpnia 1989 roku, papież Jan Paweł II kończył swoją adhortację apostolską o postaci i misji świętego Józefa w życiu Chrystusa i Kościoła, Redemptoris Custos, żarliwym wezwaniem, by święty Józef stał się „szczególnym nauczycielem uczestnictwa w mesjańskiej misji Chrystusa, która jest w Kościele udziałem każdego i wszystkich: małżonków i rodziców, ludzi żyjących z pracy rąk czy też z jakiejkolwiek innej pracy, osób powołanych do życia kontemplacyjnego, jak i do apostolstwa” (Redemptoris Custos [RC]nr 32). Kilka lat wcześniej kardynał Ratzinger w jednym ze swoich dzieł przedstawiał powody, dla których powrót do świętego Józefa jest konieczny dla odnowy Kościoła trzeciego tysiąclecia. Zadowolę się przytoczeniem fragmentu tego tekstu i jego krótkim skomentowaniem. Kościół nie może wzrastać ani pomyślnie się rozwijać, jeśli zapomina o tym, że jego ukryte korzenie wyrastają z atmosfery Nazaretu. Gdyż pracować z Jezusem robotnikiem, zanurzać się w „Nazarecie”, staje się punktem wyjściowym nowej koncepcji Kościoła ubogiego i pokornego, Kościoła rodziny, Kościoła nazaretańskiego. Nazaret kryje niezmienne przesłanie dla Kościoła. Nowe Przymierze bierze swój początek nie w Świątyni, ani nawet na świętej górze, lecz w ubogim domostwie Dziewicy, w domu rzemieślnika, w zapomnianym miejscu „pogańskiej Galilei”, z której nikt niczego dobrego nie oczekiwał. Kościół zawsze winien się odnawiać poprzez powrót do tego punktu wyjścia (J. Ratzinger, Le Ressuscit´e, DDB, Paris, 1986, s. 84). Aby wzrastać w wierności swoim początkom, Kościół powinien nieustannie powracać do swoich korzeni, które wyrastają z głębi ziemi Nazaretu, gdzie Słowo Boże, które stało się ciałem, zechciało pozostawać przez trzydzieści lat. Jeśli pojęcie ekklesia jako tłumaczenie kahal Yahv´e wskazuje na naród powołany przez Słowo Boże, to Święta Rodzina z Nazaretu może być słusznie nazwana „proto-Kościołem”, ponieważ Józef „wziął do siebie Maryję, swoją małżonkę” (Mt 1,20) wyłącznie z posłuszeństwa Bożemu wezwaniu i dla całkowitego oddania się na służbę wcielonego Słowa. Czyż to nie Świętą Rodzinę przede wszystkim możemy nazwać tym pięknym określeniem „Bożej rodziny” („domownikami Boga” – Ef 2,19), które ogólnie wskazuje na Kościół Chrystusa? Tak więc poprzez zgłębianie tego, co charakteryzuje rodzinę z Nazaretu, będziemy mogli odkryć specyfikę „rodziny Bożej”, czyli Kościoła. Otóż, w owej wyjątkowej rodzinie powierzonej ojcowskiej czujności świętego Józefa, dziecię, na którym skupia się cała uwaga i uczucie rodziców, „ani z krwi, ani z żądzy ciała, ani z woli męża, ale z Boga się narodziło” (J 1,13). Bez wątpienia jest ono na tym świecie, ale nie należy ono do niego; nie z niego bierze swoje pochodzenie. Żydom usiłującym zgłębić tajemnicę jego tożsamości, Jezus w sposób zasadniczy wyjaśnia: „Wy jesteście z niskości, a Ja jestem z wysoka. Wy jesteście z tego świata, Ja nie jestem z tego świata” (J 8,23). Wynika z tego, że Kościół jest rodziną, ale taką, która jednak nie zradza według ciała – gdyż „ciało na nic się nie zda” (J 6,63) – ale według „Ducha, który daje życie” (J, 6,63). W rozmowie z Nikodemem Jezus kładzie szczególny nacisk na zasadniczą nowość życia łaski: Jeśli się ktoś nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do królestwa Bożego. To, co się z ciała narodziło, jest ciałem, a to, co się z Ducha narodziło, jest duchem. Nie dziw się, że powiedziałem ci: trzeba wam się powtórnie narodzić (J 3,5-7). Określenie „ciało” pojawia się u świętego Pawła na określenie bytu naturalnego, który Apostoł określa jednocześnie mianem „psychicznego” – od psyche czy duszy będącej zasadą życia naturalnego. Jest ono jednakże nieadekwatne i niewystarczające, ponieważ życie naturalne kończy się śmiercią.
Na tym polega dramat ludzkości, od kiedy grzech pojawił się na świecie: człowiek z obumierającą swoją zasadą duchową tzn. swoją zdolnością do relacji z Bogiem, niewyczerpalnym Źródłem życia, skazany jest na śmierć. Święty Paweł z uporem poucza: Bracia: Przez jednego człowieka grzech wszedł do świata, a przez grzech śmierć, i w ten sposób śmierć przeszła na wszystkich ludzi, ponieważ wszyscy zgrzeszyli (…); przestępstwo jednego sprowadziło na wszystkich śmierć (…); przestępstwo jednego sprowadziło na wszystkich ludzi wyrok potępiający (Rz 5,12.15.18). Śmierć jest ujmowana tutaj zarówno duchowo, jak i fizycznie. Istotnie w Adamie wszyscy ponoszą (1 Kor 15,22) podwójną śmierć: śmierć duchową związaną z grzechem pierworodnym i śmierć fizyczną, która jest konsekwencją pierwszej. Ale „jeśli jest ciało zmysłowe [soma psychikon], jest też ciało duchowe [soma pneumatikon]” – stwierdza święty Paweł. „Tak też jest napisane: Stał się pierwszy człowiek, Adam, duszą żyjącą [psyche zosan], a ostatni Adam – Chrystus – duchem ożywiającym [pneuma zoopoioun]. Pierwszy człowiek z ziemi – ziemski, drugi Człowiek – z nieba” (1 Kor 15,44-45.47). Człowiek naturalny, spadkobierca pierwszego Adama, jest ziemski i śmiertelny; nowy Adam – Chrystus Jezus – jest nie tylko „duchem żyjącym”, ale i „ożywiającym”, tzn. zdolnym przekazać życie duchowe naszemu duchowi, umarłemu w konsekwencji grzechu. Słowo stało się ciałem, aby przekazać nam życie nadprzyrodzone, jakie posiada w obfitości, czyniąc z nas „nowego człowieka” (por. Kol 3,10) – „pneumatyka”. Otóż to właśnie w Kościele, poprzez wiarę i poprzez chrzest, dokonuje się owo powtórne narodzenie (por. J 3,7), zrodzenie do życia Bożego (Ga 4,19), porównywalne z „nowym stworzeniem” (Ga 6,15; 2 Kor 5,17): „Wszyscy przez wiarę jesteście synami Bożymi – w Chrystusie Jezusie. Bo wy wszyscy, którzy zostaliście ochrzczeni w Chrystusie, przyoblekliście się w Chrystusa” (Ga 3,26-27). W miarę jak „Chrystus w nas się kształtuje” (Ga 4,19), coraz bardziej przynależymy do „Bożej rodziny”, tzn. do Kościoła. Jednakże nie rodzimy się z „wody i z Ducha” (J 3,5) dorosłymi: „jesteście bowiem ponownie do życia powołani nie z ginącego nasienia, ale z niezniszczalnego, dzięki słowu Boga, które jest żywe i trwa” (1 P 1,23). Boże życie zostało nam dane w formie „zalążka” (sporas) i potrzebuje ono „wzrastać w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi” (Łk 2,52), aby mogło osiągnąć stan „człowieka doskonałego, do miary wielkości według Pełni Chrystusa” (Ef 4,13). Dla dokonania tego dzieła, jesteśmy zaproszeni, by jak Jezus „wrócić z Maryją i Józefem do Nazaretu i być im poddanymi” (Łk 2,51). Czyż nie byłoby zarozumialstwem rzucić się w życie publiczne bez przejścia przez etap życia ukrytego, podczas gdy Syn Boży, który stał się człowiekiem, nie zawahał się spędzić trzydziestu lat w owej galilejskiej mieścinie, aby tu przygotować się do swojej misji? Czyż Jezus nie jest dla nas „drogą, prawdą i życiem” (J 14,6) od pierwszej chwili swojego wcielenia? A zatem, czyż Jego długi pobyt w Nazarecie nie jest wezwaniem, abyśmy my również zbudowali nasze życie na tajemnicy Świętej Rodziny? Pomijając pewne etapy, zwiększa się ryzyko, iż zasada nowego życia, tzn. ogień Ducha Świętego, zostanie na nowo stłumiona przez ciało, z powodu niepoświęcenia odpowiedniego czasu, jaki pozwoliłby nowemu człowiekowi w nas na osiągnięcie dojrzałości. To właśnie przytrafiło się chrześcijanom z Galacji, do których Paweł pisze: „Czyż jesteście aż tak nierozumni, że zacząwszy duchem, chcecie teraz kończyć ciałem?” (Ga 3,3). Pytanie to jest trafne nie tylko na płaszczyźnie osobistej, jako rachunek sumienia odnośnie do tego, czym się kierujemy wewnętrznie w naszych wyborach i w naszym działaniu, ale jest ono trafne również na poziomie eklezjalnym: co jest źródłem naszych inspiracji; na jakim wzorze kształtuje się nasz Kościół? Na wzorze „ubogiego domostwa Dziewicy”, w domu rzemieślnika, w zapomnianym miejscu „pogańskiej Galilei”, z której nikt niczego dobrego nie oczekiwał, czy na wzorze tego świata, który stara się organizować siebie w celu coraz to większej skuteczności, mając za cel optymalną rentowność, nie wahając się sięgać po komercyjne strategie – rozwiązania, które dowiodły swojej skuteczności? Pokusa posiadania, władzy i chwały zawsze będzie grozić zarówno pojedynczym osobom, jak i zbiorowościom, niezależnie od ich pochodzenia czy celu. Tymczasem święty Jan surowo nas przestrzega: Nie miłujcie świata, ani tego, co jest na świecie. Jeśli ktoś miłuje świat, nie ma w nim miłości Ojca. Wszystko bowiem, co jest na świecie, a więc: pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pycha tego życia, pochodzi nie od Ojca, lecz od świata. Świat zaś przemija, a z nim jego pożądliwość; kto zaś wypełnia wolę Bożą, ten trwa na wieki (1 J 2,15-17). Ze względu na swoją bosko-ludzką naturę Kościół zawsze będzie rozdzierany przez tę podwójną przynależność: do starego świata, z którym jest związany poprzez swój wymiar cielesny, oraz przynależność do nowego świata, który stał się jego ojczyzną, z chwilą gdy Chrystus „go uświęcił, oczyściwszy obmyciem wodą, któremu towarzyszy słowo” (Ef 5,26). Dlatego właśnie koniecznym jest, by Kościół nieustannie rozeznawał, na każdym ze szczebli swojej działalności, począwszy od Kościoła powszechnego, aż po najmniejsze wspólnoty lokalne, czy „postępuje według ducha, a nie spełnia pożądania ciała. Ciało bowiem do czego innego dąży niż duch, a duch do czego innego niż ciało, i stąd nie ma między nimi zgody, tak że nie czyni tego, co chce” (Ga 5,16-17). Jedynie wtedy gdy Kościół pozwoli się prowadzić Duchowi, staje się „naprawdę wolny” (Ga 5,13) i zdolny do tego, by „miłością ożywiony, służyć” (Ga 5,13) tym, do których posyła go Pan. Otóż miejscem takiego rozeznania, wzorem odniesienia, jest właśnie Nazaret: „Kościół zawsze winien się odnawiać poprzez powrót do tego punktu wyjścia”. Jak powiedział papież Paweł VI w homilii wygłoszonej w Bazylice Zwiastowania, w Nazarecie, 5 stycznia 1964 roku: „Nazaret jest szkołą, w której zaczynamy rozumieć życie Jezusa: jest szkołą Ewangelii”.
Kiedy święty Benedykt w prologu swojej Reguły porównuje klasztor do „szkoły służby Panu” (Prol. 45), to co innego ma on na myśli, jeśli nie Nazaret, gdzie Maryja i Józef uczą nas właśnie służyć Bogu w Chrystusie nie według ciała, ale według Ducha? To „w tej szkole pojmuje się konieczność duchowej dyscypliny, jeśli się pragnie pójść za nauczaniem Ewangelii i stać się uczniem Chrystusa”. A Paweł VI dorzuca z nostalgią: „O, jak bardzo pragnęlibyśmy powrócić na nowo do lat dziecinnych i poddać się tej pokornej, a wzniosłej szkole nazaretańskiej! Jak byśmy chcieli pod okiem Maryi uczyć się na nowo prawdziwej wiedzy o życiu i najwyższej mądrości praw Bożych!”. To właśnie świętemu Jozefowi Boża Opatrzność powierzyła prowadzenie tej szkoły, w której uczymy się życia jak uczniowie. On i tylko on może wprowadzić nas w pełną światła zażyłość z Tą, która jest Pełna Łaski, i z jej Bożym Synem. Na długo przed ogłoszeniem światu błogosławieństw – tej karty życia chrześcijańskiego – Jezus żył nimi w „ubogim domostwie Dziewicy, w domu rzemieślnika, Józefa”. A ponieważ tylko poprzez wejście w zażyłość z Chrystusem możemy odnajdywać Jego tożsamość, jesteśmy zaproszeni do tego, by pracować z Jezusem robotnikiem, zanurzyć się wraz z Nim w „Nazarecie”, powierzyć się jak On opiece świętego Józefa i abyśmy jak On mogli „czynić postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi” (Łk 2,52). Tak więc Pan poprzez wszystkie czasy zaprasza swój Kościół do lekcji pokory. Jeśli On, który, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz przeciwnie – ogołocił samego siebie (Flp 2,6-7), przyjąwszy los zwykłego rzemieślnika, żyjącego na łonie skromnej rodziny, to po to, abyśmy i „my tak czynili, jak On nam uczynił”, tak bardzo prawdziwym jest, że „Sługa nie jest większy od swego pana ani wysłannik od tego, który go posłał” (J 13, 14-16).
Specyficzną dla świętego Józefa misją w sercu Kościoła, tak jak i w naszym życiu osobistym, jest nawracanie naszych spojrzeń i naszych serc w taki sposób, aby odwracać je od pokus tego świata, który przemija, a ku którym kieruje się nasze ciało, a następnie kierować je ku „temu, co w górze” (Kol 3,1-2), ku czemu dąży nasz duch. W tym znaczeniu Józef jest „postrachem duchów piekielnych” (patrz: litania do świętego Józefa), gdyż poprzez ujawnianie jego podstępów i poprzez uczenie nas życia w świetle Niepokalanej i jej Boskiego Syna, naszego umiłowanego Odkupiciela, uwalnia nas od ich złowrogich wpływów i uzbraja nas do walki duchowej (por. Ef 6). Z tego też powodu święty Józef jest wzorem dla kierowników duchowych: zwracając nas ku Pełnej Łaski, umożliwia nam ponowne odkrycie piękna życia całkowicie powierzonego Duchowi Świętemu; prowadząc nas do Jezusa, „przyobleka nas w nowego człowieka, który wciąż się odnawia ku głębszemu poznaniu [Boga], według obrazu Tego, który go stworzył” (Kol 3,10). To prawdziwe poznanie (epignosis) nie jest niczym innym jak veritas in caritate (Ef 4,15), ale także caritas in veritate, której Benedykt XVI niedawno poświęcił swoją encyklikę. Poznania takiego nie można odnaleźć w świątyniach uczynionych ludzką ręką, ani nawet na świętej górze, na której Bóg przemawiał do Mojżesza pośród płomieni i drżenia ziemi; jest ono skarbem ukrytym w skromnym, codziennym życiu Najświętszej Rodziny, w której Słowo Boże zechciało „rozbić swój namiot” (J 1,14). W tym miejscu święty Józef naucza nas codziennie „wyzwalania się od pokładania złudnej nadziei w bogactwach materialnych i kierowania naszych pragnień przede wszystkim do dóbr duchowych i religijnych” (Paweł VI, homilia). Będziemy błogosławieni, jeśli odnajdziemy ubóstwo serca, które pozwoli nam na odkrycie oblicza Chrystusa w każdym człowieku, a przede wszystkim w najuboższych. W swojej niedawnej encyklice o integralnym rozwoju ludzkim w miłości i prawdzie Caritas in veritate (29 czerwca 2009) papież Benedykt XVI przypomina nam, że „jedną z najgłębszych odmian ubóstwa, jakich człowiek może doświadczyć, jest samotność. W gruncie rzeczy także inne formy ubóstwa, łącznie z materialnymi, rodzą się z izolacji, z tego, że nie jest się kochanym albo z trudności kochania. (…) Rozwój narodów zależy przede wszystkim od uznania, że stanowią jedną rodzinę, współpracującą w prawdziwej komunii i składającą się z podmiotów, które nie żyją po prostu jeden obok drugiego” (Caritas in veritate nr 53). Gdzie chrześcijanie i cały Kościół będą mogli odnaleźć niezbędne natchnienie dla podjęcia się tej proroczej misji, jeśli nie w przykładzie Świętej Rodziny z Nazaretu? To tam w oczywisty sposób okazuje się, że człowiek stworzony na obraz Trójjedynego Boga w pełni realizuje się tylko w relacjach międzyosobowych, w ramach których jego tożsamość może dojrzewać, a jego człowieczeństwo może się rozwijać. Nie, „miłość pełna prawdy, caritas in veritate, z której wywodzi się autentyczny rozwój, nie jest naszym wytworem, ale zostaje nam przekazana w darze”. (Caritas in veritate, zakończenie). Właśnie dlatego potrzebujemy, aby święty Józef prowadził nas do Ojca, będącego źródłem wszelkiej miłości, którego łaska spływa na nas przez Syna w Duchu i którego miłość jest nam ofiarowana w Najświętszym Sercu Jezusa i przekazana poprzez niepokalane Serce Maryi.
„Będziemy błogosławieni, jeśli uformowani łagodnością silnych, będziemy umieli wyrzec się zgubnej mocy nienawiści i mściwości i nabędziemy mądrości, by w miejsce obaw, jakie wywołują zbrojenia, wybrać szlachetność przebaczenia, przymierze w wolności i w pracy, podbój poprzez dobro i pokój. Będziemy błogosławieni, jeśli nie uczynimy z egoizmu podstawowej zasady naszego życia, a z przyjemności jego celu, ale przeciwnie, będziemy umieli odkryć w umiarkowaniu źródło energii, w bólu narzędzie odkupienia, w ofierze szczyt wielkości” (Paweł VI, homilia). Tak, jesteśmy błogosławieni, kiedy w szkole świętego Józefa zgodzimy się „zadać śmierć temu, co jest przyziemne w naszych członkach: rozpuście, nieczystości, lubieżności, złej żądzy i chciwości, bo ona jest bałwochwalstwem” (Kol 3,5) i jeśli „obleczemy się w serdeczne miłosierdzie, dobroć, pokorę, cichość, cierpliwość” (Kol 3,12). Odnowieni na obraz Chrystusa, będziemy wówczas świadkami pięknej miłości, pracownikami cywilizacji życia i miłości, nosicielami nadziei, której nasz świat życiowo potrzebuje. Kościół trzeciego tysiąclecia będzie piękny, jeśli w szkole Józefa z Nazaretu zechce on, aby obumarło w nim to wszystko, co wyobcowuje go z jego dziedzictwa poprzez przywiązywanie go do spraw ziemskich, i jeśli w szkole Maryi pozwoli prowadzić się jedynie Duchowi, który go ożywia. Wówczas pokój Chrystusowy, do którego zostaliśmy wezwani, by tworzyć w nim jedno ciało, będzie królował w naszych sercach (por. Kol 3,14), tak jak królował w sercu Jezusa, Maryi i Józefa. „W miłości wkorzenieni i ugruntowani, wraz ze wszystkimi świętymi zdołamy ogarnąć duchem, czym jest Szerokość, Długość, Wysokość i Głębokość, i poznamy miłość Chrystusa, przewyższającą wszelką wiedzę, wtedy zostaniemy napełnieni całą Pełnią Bożą. Temu zaś, który mocą działającą w nas może uczynić nieskończenie więcej, niż prosimy czy rozumiemy, Jemu chwała w Kościele i w Chrystusie Jezusie po wszystkie pokolenia wieku wieków! Amen” (por. Ef 3,17-21)
tłum. Andrzej Graboń
Joseph-Marie Verlinde FSJ
(ur. 1947), mnich, kapłan, wykładowca, autor książek z duchowości, założyciel wspólnoty Monastyczna Rodzina św. Józefa