aktualności karmelu OCDS Gorzów Wlkp. wróć

Rekolekcje Wspólnoty OCDS pw. św. Teresy od Jezusa

14 sierpnia, 2023

W dniach od 10 do 13 sierpnia 2023 r. nasza wspólnota uczestniczyła w rekolekcjach w Klasztorze Karmelitów Bosych Zwoli. Prowadził je o. Roman Hernoga OCD a pomocą duchową towarzyszył nam także o. Grzegorz Góra OCD. Temat rekolekcji brzmiał: „Ludzka słabość i zranienia – szansa czy zagrożenie? Rekolekcje ze św. Teresą z Lisieux”. Odbywały się one w milczeniu, z możliwością spowiedzi oraz rozmowy z jednym z ojców.

Rekolekcje rozpoczęliśmy mszą wieczorną w czwartek, w święto św. Wawrzyńca, Diakona i Męczennika. Ojciec Roman wygłosił homilię nawiązując zwłaszcza do słów Jezusa z Ewangelii wg. św. Jana: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam:Jeśli ziarno pszenicy, wpadłszy w ziemię, nie obumrze, zostanie samo jedno, ale jeśli obumrze, przynosi plon obfity” (J 12, 24). Słowo to odnosi się do nas wszystkich, ale przede wszystkim – do samego Jezusa, którego śmierć przynosi plon nieskończony i daje życie nadprzyrodzone wszystkim, którzy narodzili się z Boga. O. Roman zauważył, że męczennicy nie umiłowali swojego życia za wszelką cenę, gdyż chociaż jest ono wartością, to jednak nie najwyższą. Najwyższą wartością jest Miłość, dlatego też dla niej byli gotowi je oddać. Równocześnie każde oddane Bogu życie jest powolnym męczeństwem: powolnym umieraniem starego „ja” aby mógł w nas zmartwychwstać nowy człowiek. Stare i nowe „ja” żyją obok siebie niczym kąkol z przypowieści rosnący wśród pszenicy. Chodzi o to, aby życie Boże „zdominowało” nas, a stary człowiek, grzech, w nas umarł.

W piątek rozpoczęliśmy cykl konferencji poświęconych głównemu tematowi rekolekcji. Na początku o. Roman nawiązał do słów św. Pawła: „Przechowujemy zaś ten skarb w naczyniach glinianych, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas” (2 Kor 4,7). W konsekwencji grzechu pierworodnego jesteśmy podatni na zranienia, choroby, cierpienia, śmierć. Nasza słabość może jednak być okazją, aby działała w nas moc Boża. Może nas uczyć szukania Bożej łaski. Ktoś, kto wie, że jest chory, szuka lekarza: „Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają” (Mt 9,12). Problem tkwi w tym, że niejednokrotnie wypieramy się swoich słabości. Chcemy je ukrywać, ukazywać się innym jako doskonali. Tkwi nas pokusa, która objawiła się już w raju – chęć bycia jak Bóg, odrzucenia swoich ograniczeń i prawdy o swojej kondycji.

Przyjęcie, a nawet umiłowanie swojej słabości jest kluczem do zrozumienia św. Teresy od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza. Poznanie swojej słabości uznaje ona za największą łaskę i uważa, że gdy widzi się swoją nędzę, nie chce się wpatrywać w siebie, patrzy się już tylko jedynie na Umiłowanego (List do Marii Guerin, Karmel, lipiec 1890, https://terezjanki.org/jezus-jest-wszystkim/, pobrano 26.08.2023 r.). W swojej postawie jest podobna do św. Pawła, który powiedział: „Najchętniej więc będę się chlubił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa” (2 Kor 12, 9b). Nie wszyscy jednak postępują w ten sposób. Niektórzy zadręczają się, „rozdrapują” swoją nędzę i sami siebie karzą, podobnie jak Judasz, który widział ogrom swojego grzechu, jednakże ze swoją słabością nie odważył się przyjść do Jezusa. Należy jednak równocześnie podkreślić, że uznanie prawdy o swoich ograniczeniach nie jest w życiu św. Teresy powodem do tego, aby zrezygnować z walki o swój postęp i rozwój. Wręcz przeciwnie – całe jej życie jest świadectwem zdeterminowanej pracy nad swoim charakterem.

O. Roman zauważył także, że męka Chrystusa może nadać sens naszym zranieniom, których w rozmaity sposób doświadcza każdy z nas. Jezus nadał sens temu, co było całkowicie bezsensowne – zabicie niewinnego Baranka. Wziął na siebie wszystkie nasze słabości i ograniczenia, prócz grzechu. Nie ma w życiu takiego bólu, którego On by nie doświadczył. Co więcej, po zmartwychwstaniu Jezus ukazuje się ze śladami swojej męki, co oznacza, że my również jesteśmy powołani do świętości wraz z naszą, czasami bardzo trudną, historią. Chociaż obowiązkiem miłości jest zrobienie wszystkiego, co w naszej mocy, aby ograniczać cierpienie na świecie, to jednak nie jest w naszej mocy pozbyć się go całkowicie. Nie ma jednak takiego zranienia, z którego Bóg nie mógłby wyprowadzić jeszcze większego dobra.

O. Roman czyniąc refleksje nad ludzkim cierpieniem zauważył także, że trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że nie należy porównywać czyjegoś cierpienia do cierpienia drugiej osoby – nawet, jeśli z pozoru jest ono spowodowane tym samym. Każdy człowiek ma inną wrażliwość i ta sama sytuacja może być inaczej odczuwana przez różne osoby. Nie powinniśmy też koncentrować się na swoim „poczuciu krzywdy” lecz brać przykład z Jezusa, który nawet na Krzyżu modlił się za swoich prześladowców.

W dalszych konferencjach o. Roman zwracał uwagę na to, jak wiele zranień doświadczyła w swoim życiu św. Teresa z Lisieux: jako niemowlę musiała rozstać się z mamą Zelią, gdyż ta nie mogła jej karmić, później z kolei była zmuszona rozstać się ze swoją mamką, do której w czasie pobytu u niej bardzo się przywiązała. W wieku czterech lat przeżywa kolejną, ogromną stratę: jej mama Zelia umiera. W międzyczasie przeżywa kolejne rozstania: gdy ma 9 lat, jej siostra Paulina, którą po śmierci Zelii obrała na swoją „nową mamę”, odchodzi do klasztoru Karmelitanek Bosych. Dodatkowo, niedługo wcześniej Teresa zostaje zapisana do szkoły sióstr Benedyktynek. Uczy się bardzo dobrze, lecz jednocześnie ma ogromne problemy w relacjach z rówieśnikami. Nie zna dziecięcych gier i zabaw, jest lekceważona przez inne koleżanki, nic nikomu nie mówiąc płacze w milczeniu. Mówi o tym okresie: „Spędziłam tam pięć lat, które były najsmutniejsze w moim życiu (…)” (Teresa od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza, Rękopisy Autobiograficzne, Rękopis A, Kraków 2017, s. 74). 17-21 maja 1885 roku, podczas rekolekcji przygotowawczych przed rocznicą pierwszej Komunii Świętej nastąpił początek „choroby skrupułów”, podczas której nawet najprostsze myśli i czynności stają się dla niej przedmiotem lęku (tamże, s. 110-111). Jej jedyną ostoją jest wówczas jej siostra Maria, której mówi o wszystkich swoich rozterkach. Teresa w międzyczasie choruje też fizycznie i w marcu 1886 roku Teresa ze względu na stan zdrowia opuszcza opactwo i pobiera lekcje indywidualne u pani Papina (tamże, s. 111). 15 października Maria, jej jedyna powierniczka w temacie przeżywanych przez nią skrupułów, wstępuje do Karmelu. Teresa jest wówczas u kresu sił – dosięga granic swojej nędzy. W tej sytuacji szuka pomocy prosząc o wstawiennictwo swoje rodzeństwo w niebie. Z wielką ufnością i prostotą prosiła ich o uzdrowienie z duchowej choroby, które nadeszło bardzo szybko, wypełniając ją błogim uczuciem pokoju i doświadczenia bycia kochaną przez tych, którzy są w Niebie (tamże, s. 121). Zostaje uzdrowiona, chociaż sama skłonność do skrupułów pozostanie jeszcze długo. Uspokoją ją dopiero słowa o. Pichona, który na spowiedzi generalnej uroczyście oświadczy, że nigdy nie popełniła grzechu ciężkiego (tamże, s. 184).

Po otrzymaniu za wstawiennictwem swojego rodzeństwa łaski uzdrowienia ze skrupułów, wrażliwe serce Teresy potrzebuje jeszcze jednego uzdrowienia, by zostać całkowicie uwolnioną z dziecinnych niedoskonałości i słabostek. Trzynastoletnia wówczas Teresa żyła pragnieniem wstąpienia do Karmelu i podejmowała różne praktyki – modlitewne i pokutne, lecz nie mogła poradzić sobie ze swoją nadwrażliwością i płaczliwością (tamże, s. 122). Z dziecięcych ograniczeń uwalnia ją dopiero łaska Bożego Narodzenia (tamże, s. 122-124). Bóg usunął jej przewrażliwienie, pozostawił jednak zdrową wrażliwość, która budowała piękną osobowość świętej (por. tamże – przypis, s. 122). Jezus dokonał cudu w jednej chwili, zadowalając się samą jej dobra wolą, której jej nigdy nie brakowało (tamże, s. 124). Teresa pisze o tym wydarzeniu: „W tę noc, kiedy z miłości do mnie sam siebie uczynił słabym i cierpiącym, sprawił, że stałam się silna i odważna, przyodział mnie w swoją zbroję i począwszy od tej błogosławionej nocy, nie zostałam pokonana w żadnej walce, wręcz przeciwnie, szłam od zwycięstwa do zwycięstwa i zaczęłam, jeśli tak można powiedzieć, „bieg olbrzyma” … (tamże, s. 123).

Gdy Teresa w wieku 15 lat wstępuje do klasztoru Karmelitanek Bosych nikt nie obchodzi się z nią delikatnie. Mistrzyni nowicjatu stwierdza, że pracuje za wolno. Przeorysza często ją upokarza. Siostry pochodzą z różnych środowisk i mają rzecz jasna odmienne charaktery. Dodatkowo, mimo, że w klasztorze są także jej rodzone siostry i jej serce naturalnie do nich lgnie, walczy ze swoją skłonnością i unika ich (zob. Teresa od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza, Rękopisy Autobiograficzne, Rękopis C, Kraków 2017, s. 311). Będąc w zakonie przeżywa także inne bardzo ciężkie doświadczenie – chorobę swojego ojca Ludwika, który na trzy lata trafia do zakładu psychiatrycznego a później – jego śmierć. Jest to dla niej źródłem ogromnego cierpienia (zob. tamże, s. 219-220).

Teresa, chociaż wstępując do Karmelu nie miała wielu złudzeń co do życia zakonnego, szybko zdaje sobie także sprawę z własnych ograniczeń (por. tamże, s. 270-271). Przysypia na modlitwie, jest powolna i niezdarna w pracy (zob. tamże, s. 289) a także nieśmiała w trakcie spotkań z rodziną w rozmównicy. Źle znosi nawet lżejsze formy pokuty. Widzi dysproporcję między sobą a ideałem świętości (zob. tamże s. 270). O. Roman zauważył, że w takiej sytuacji można by popaść w zniechęcenie, zgodzić się na przeciętność, łatwo się usprawiedliwić. Jednakże Teresa nie rezygnuje ze swoich nieskończonych pragnień. Wie, że są wpisane w jej serce przez samego Boga, co znaczy, że mogą one być spełnione. Szuka więc swojej drogi i nie zniechęca się. Znajduje wielkie pocieszenie w Księdze Izajasza: „Jak kogo pociesza własna matka, tak Ja was pocieszać będę” (Iz 66, 13a). Mówi swoje słynne słowa: „Windą, która mnie uniesie aż do Nieba, są twoje ramiona, o Jezu! Dlatego nie potrzebuję rosnąć, przeciwnie, muszę pozostać mała, muszę się stawać coraz mniejsza” (tamże, s. 272). Słowa te nawiązują do słowa Jezusa: „Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego” (Mt 18,3). Nie chodzi tutaj oczywiście o to, aby być infantylnym, lecz odnosi się to do uznania swojej zależności od Boga, pamiętania o tym, że dziecko łatwiej jest podnieść w ramionach niż tego, który za wszelką cenę chce być „dorosłym”.

O. Roman przypomniał nam, że sednem świętości jest miłość. Dlatego też Jezus mówi o doskonałości właśnie w kontekście podsumowania mowy o miłości nieprzyjaciół (zob. Mt 5, 43-48). W innym miejscu Ewangelii nauka Jezusa o miłości nieprzyjaciół jest podsumowana właśnie z użyciem słowa „miłosierni”: „Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny” (Łk 6, 36; zob. też Łk 6, 27-36). O. Roman zauważył także, że drogę św. Teresy z Lisieux można przedstawić jako dwie otchłanie: otchłań ludzkiej nędzy i otchłań bezmiaru Bożego Miłosierdzia, które łączy ze sobą moc ufności. Bez poznania bezmiaru swojej nędzy nie można poznać bezmiaru Bożego Miłosierdzia. U podstaw każdego grzechu jest pycha i chęć odrzucenia własnych ograniczeń. Swoją wielkość możemy natomiast znaleźć jedynie w Bogu. Dokonuje się to paradoksalnie – przez uniżenie. Pokora to właśnie akceptacja prawdy o sobie i swojej kondycji.

Dzięki rekolekcjom mogliśmy także uświadomić sobie, że każdy z nas, tak jak św. Paweł, ma swój „oścień”, dany nam, aby nie popaść w pychę (zob. 2 Kor 12, 7) i nie czuć się sprawcą własnej świętości: „Cóż masz, czego byś nie otrzymał? A jeśliś otrzymał, to czemu się chełpisz, tak jakbyś nie otrzymał?” (1 Kor 4, 3b). O. Roman zwrócił nam także uwagę, że wartości modlitwy nie mierzy się pięknymi myślami, a tym bardziej słowami, ale głębią, z której wypływa. Trzeba do tego doświadczyć swoich granic, dna swojej niemocy. W takim momencie człowiek uczy się prawdziwiej modlitwy, płynącej z głębi serca, tak ja zawołanie św. Piotra: „Panie, ratuj mnie!” (Mt 14, 30).

W ostatnim dniu rekolekcji, w ramach podsumowania przedstawionych wcześniej rozważań, o. Roman przytoczył jeden z najpiękniejszych obrazów współpracy Boga z człowiekiem, wypowiedziany słowami św. Teresy skierowanymi do zniechęconej swoimi niedoskonałościami nowicjuszki: „Przypominasz mi malutkie dziecko, które zaczyna wstawać o własnych siłach, ale jeszcze nie umie chodzić. Chcąc wyjść na piętro do mamy, podnosi nóżkę, by wejść na pierwszy stopień. Daremny trud! upada za każdym razem, nie może zrobić ani kroku. Zgódź się być małym dzieckiem; pełniąc wszystkie cnoty, ty podnoś tylko stale nóżkę, aby wejść na pierwszy stopień świętości. Nie uda ci się wejść nawet na niego, ale Bóg wymaga od ciebie tylko jedynie dobrej woli. Wkrótce zwyciężony twymi daremnymi wysiłkami, zejdzie sam, weźmie cię w ramiona i uniesie na zawsze do swego Królestwa” (Rady i wspomnienia zebrane przez nowicjuszki św. Teresy od Dzieciątka Jezus, pobrano 26.08.2023 r.). Słowa te można uznać za wspaniałą kwintesencję tego, na czym polega współpraca człowieka z Bożą łaską.

Dziękujemy Bogu, że poprzez o. Romana przedstawił nam głębię duchowości św. Teresy z Lisieux. Obraz świętej jaki nam przybliżył był pozbawiony przesadzonej „cukierkowatości”, która, jak wielu z nas zauważyło, niejednokrotnie utrudniała nam dostrzeżenie dalekiej drogi, jaką przeszła Teresa w swoim życiu duchowym. Analizując jej niełatwe doświadczenia, zranienia i słabości, każdy z nas może odnaleźć w swoim życiu podobne trudy i przeszkody jak te, z którymi zmagała się święta. Jej postawa wobec własnych ograniczeń i odkrycie „małej drogi”, drogi ufności miłosiernemu Jezusowi, niosą dla nas nadzieję, inspirację i zachętę do niepoddawania się w chwilach zwątpień.
Cieszymy się, że mogliśmy spędzić nasze doroczne rekolekcje w otoczeniu pięknej przyrody oraz ciszy umożliwiającej wsłuchiwanie się w głos Boga, zwłaszcza w trakcie chwil przeznaczonych na modlitwę myślą i adorację. Każdego dnia mogliśmy karmić się Słowem Bożym i Eucharystią oraz doświadczać radości wspólnej modlitwy brewiarzowej. Dziękujemy także za przepyszne posiłki, które przygotowano dla nas z wielką miłością i starannością. Jesteśmy wdzięczni za duchowe towarzyszenie ojców, w tym, oprócz o. Romana i o. Grzegorza także o. Bogusława, o. Serafina i o. Placyda. Bogu niech będą dzięki za ten błogosławiony czas.

Natalia Harewska OCDS