Koronawirus – kara Boża czy wezwanie do nawrócenia?
21 marca, 2020 o. Roman Jan Hernoga OCDKara czy łaska?
W sytuacji powszechnego zagrożenia wojną, kataklizmami czy groźnymi chorobami zakaźnymi, jak w obecnym czasie, budzą się w nas różne lęki, obawy, poczucie zagubienia i niepewności. To z kolei może prowokować do szukania przyczyn i winnych zaistniałej sytuacji, wzajemnego oskarżania czy straszenia karą Bożą. Czy rzeczywiście pandemia koronawirusa może być karą zesłaną przez Boga na grzeszną ludzkość?
Pismo święte w wielu miejscach mówi o Bożym karaniu. „Synu mój, nie lekceważ karania Pana, nie upadaj na duchu, gdy On cię doświadcza. Bo kogo miłuje Pan, tego karze, chłoszcze zaś każdego, którego za syna przyjmuje” (Hbr 12,5b—6). Jednak w tym przypadku kary nie można rozumieć jako formy odwetu czy mściwości Boga, ale jest ona wyrazem Jego miłości. Jest formą karcenia. „Ja wszystkich, których kocham, karcę i ćwiczę. Bądź więc gorliwy i nawróć się!” (Ap 3,19).
Bóg jest miłością
Bóg jest miłością i pragnie zbawienia wszystkich ludzi (por. 1 Tm 2,4). W tym swoim pragnieniu posługuje się różnymi środkami. Objawia człowiekowi swoją miłość i czułość na wszelkie sposoby. „Pociągnąłem ich ludzkimi więzami, a były to więzy miłości. Byłem dla nich jak ten, co podnosi do swego policzka niemowlę…” (Oz 11,4). Jego miłość jest niezmienna i nieodwołalna. „Bo góry mogą ustąpić i pagórki się zachwiać, ale miłość moja nie odstąpi od ciebie” (Iz 54,10). Dał nam największy dowód miłości umierając za nas na krzyżu. „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15,13). Tej miłości możemy doświadczyć, wręcz dotknąć, uczestnicząc w Najświętszej Ofierze.
Jednak w sytuacji, kiedy serce człowieka pozostaje zamknięte na czułe i delikatne gesty miłości, posługuje się mocniejszymi środkami. Jednak także te środki należy widzieć w świetle Bożej Miłości i Miłosierdzia. Bóg nie jest mściwy i nie pragnie naszej zguby. Mówi: “Nie chcę śmierci grzesznika, lecz aby się nawrócił i miał życie” (Ez 33, 11). Pragnie jedynie naszego zbawienia i prawdziwego szczęścia. Dlatego czasami jest zmuszony do użycia bolesnych środków, aby skłonić nas do opamiętania. Tak czyni każdy prawdziwie kochający ojciec wobec swojego dziecka idącego prosto do przepaści, kiedy wszystkie inne środki zawiodą.
Bóg nie cofa swojej miłości nawet wtedy, kiedy człowiek Go odrzuca, kiedy grzeszy. Wyrzucenie z raju było dziełem raczej Bożej opieki niż gniewu – tłumaczy św. Jan Złotousty. –
– Takie bowiem są obyczaje naszego Pana, że kiedy zsyła karę, okazuje nam nie mniejszą troskę, niż kiedy udziela dobra. Wymierza nam bowiem tę karę w celu upomnienia. Przecież gdyby wiedział, że bezkarność grzechu nie uczyni nas gorszymi, nigdy by nas więcej nie karał. Żeby jednak powstrzymać nasze staczanie się ku gorszemu i usunąć wzmagającą się przewrotność, jest wytrwały w swojej przyjaźni do człowieka i wymierza karę
“In Genesim”, 3, hom. 18, 3
Kara wypływa z samej natury grzechu
Kościół naucza, że grzech przynosi podwójny skutek. Grzech ciężki pozbawia nas komunii z Bogiem, a przez to zamyka nam dostęp do życia wiecznego, którego pozbawienie nazywa się „karą wieczną” za grzech. Każdy grzech, nawet powszedni, powoduje ponadto nieuporządkowane przywiązanie do stworzeń, które wymaga oczyszczenia, albo na ziemi, albo po śmierci, w stanie nazywanym czyśćcem. Takie oczyszczenie uwalnia od tego, co nazywamy „karą doczesną” za grzech. Obydwie kary nie mogą być traktowane jako rodzaj zemsty, którą Bóg stosuje od zewnątrz, ponieważ wypływają one jakby z samej natury grzechu. (KKK 1472)
Tak więc grzech sam w sobie niesie karę. Brak bowiem cierpienia utwierdzałby jeszcze bardziej grzesznika w jego grzesznej postawie. Stąd też kara, jako skutek grzechu, jest wyrazem miłości Bożej, który za wszelką cenę chce, abyśmy się opamiętali za życia i nie znosili kary wiecznej w piekle. Jest Bogiem «bogatym w miłosierdzie» (Ef 2,4). Stąd też Jego karcenie nie jest wyrazem odwetu, ale miłości i środkiem prowadzącym do przemiany…
W cierpieniu kryje się szczególna łaska
Każde cierpienie posiada aspekt wychowawczy. Pobudza do szukania Boga i powrotu do Niego. Cierpienie, choroba jest wezwaniem do nawrócenia. Jest kluczem do otwierania zatwardziałych serc. Ileż osób w wyniku jakiegoś wypadku czy ciężkiej choroby powróciło do Boga. Gdy człowiek leży przykuty do łóżka, w perspektywie śmierci, inaczej patrzy na życie. Przychodzi czas refleksji, rozrachunku z życiem i pytań o przyszłość. I wtedy zwykle rodzi się pragnienie przemiany, nawrócenie, głębsze przeżywanie życia.
„W cierpieniu kryje się szczególna moc przybliżająca człowieka wewnętrznie do Chrystusa, jakaś szczególna łaska. Tej łasce zawdzięcza swoje głębokie nawrócenie wielu świętych, jak choćby św. Franciszek z Asyżu, św. Ignacy Loyola i wielu innych…”
św. Jan Paweł II
Cierpienie jest tajemniczym skutkiem działającego w świecie zła. Jednak cierpienia czy choroby konkretnego człowieka nie możemy uważać jako prosty skutek jego złego życia czy kary za grzechy. Ten pogląd Jezus dementuje w Ewangelii według św. Jana, kiedy spotyka niewidomego od urodzenia. Uczniowie Jego zadali Mu pytanie: „Rabbi, kto zgrzeszył, że się urodził niewidomym – on czy jego rodzice?” (J 9, 1-2). Jezus jednak wyraźnie podkreśla: „Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego” (J 9, 3).
Wiemy, że ani choroba ani śmierć nie wybiera. „[Każdy] bowiem widzi: mędrcy umierają, tak jednakowo ginie głupi i prostak” (Ps 49,11). Podobnie nie stwierdzono, aby poziom życia moralnego wpływał na podatność zakażenia koronawirusem.
Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię
Jak w takim razie mamy odczytywać obecną sytuację? Wskazówką mogą być dla nas słowa Pana Jezusa z Ewangelii według św. Łukasza:
„W tym samym czasie przyszli niektórzy i donieśli Mu o Galilejczykach, których krew Piłat zmieszał z krwią ich ofiar. Jezus im odpowiedział: „Czyż myślicie, że ci Galilejczycy byli większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Galilei, że to ucierpieli? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie. Albo myślicie, że owych osiemnastu, na których zwaliła się wieża w Siloam i zabiła ich, było większymi winowajcami niż inni mieszkańcy Jerozolimy? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie”
Łk 13, 1-5
Jezus nie roztrząsa przyczyn tragedii, nie zatrzymuje się na fatalnych w skutkach działaniach okupantów rzymskich, ani nie czyni z Poncjusza Piłata czarnego bohatera. Wręcz przeciwnie – przechodzi ponad sprawami, na które jego słuchacze nie mieli już wpływu i zatrzymuje się nad tym, co jeszcze zmienić mogą – a mogą zmienić samych siebie – czyli nawrócić się.
W obecnej sytuacji pojawia się wiele spekulacji i opinii na temat powstania koronawirusa. Snuje się różne hipotezy i teorie co do tego, komu i jakiemu celowi miałaby służyć obecna pandemia. Jezus mówi Ci: nie zajmuj się tym, na co nie masz wpływu. Nie trać czasu i energii na to, czego nie możesz zmienić. Zrób to, co możesz w danej sytuacji zrobić. Wykorzystaj czas sposobny, aby czynić dobro, aby się nawrócić!
Zachęcamy także do przeczytania refleksji:
o. Roman Jan Hernoga OCD
karmelita bosy, były prowincjał warszawskiej prowincji karmelitów bosych, przełożony klasztoru w Zwoli, rekolekcjonista