blog Karmel

Serce karmelu sercem Kościoła

4 maja, 2017 o. Sergiusz Rafał Niziński OCD

Tajemnica, którą ciągle na nowo winniśmy zgłębiać jest Kościół. Kościół, który jest moim domem. Stąd rodzi się pytanie, co ja wnoszę do tego domu? Nie zawsze mogę poświęcić czas dla pracy na rzecz Kościoła. Czy zatem nic mu nie mogę ofiarować? W udzieleniu odpowiedzi z pomocą przychodzi duchowość karmelitańska.

Każdy ze świętych karmelitów i karmelitanek przechodził własną drogę, która go zaprowadziła do odkrycia swojego miejsca w Kościele. Powołanie karmelitańskie, a w szczególności karmelitanki bosej polega na tym, iż całe swoje życie ofiarowuje za Kościół. Karmelitanka żyje wg ślubów zakonnych, modląc się, pracując i przebywając we wspólnocie razem z siostrami. Część karmelitanek dodatkowo, aby podkreślić swoje powołanie jeszcze wyraźniej ofiarowuje się Bogu w bardzo osobistych aktach. Święta Teresa od Dzieciątka Jezus żyje w czasach, gdy rozumienie Boga jest silnie naznaczone błędem jansenizmu. W tym czasie postawa wobec Boga jest zdominowana przez lęk przed grzechem śmiertelnym, który można bardzo łatwo popełnić. Chrześcijanie obawiają się najmniejszych błędów, gdyż Bóg jest przede wszystkim sprawiedliwym sędzią i odda każdemu wg jego zasług. Janseniści uważali, że zbawienie osiąga się własnym wysiłkiem, a Boga prawie że się przekupuje ofiarami w postaci modlitw i cierpienia. Niektóre karmelitanki żyjące w ówczesnej epoce w swoich dodatkowych aktach oddania się Bogu ofiarowują się boskiej sprawiedliwości ściągając boski gniew na siebie zamiast na grzeszników. Trzeba jednak pamiętać, iż jeśli chcemy zrównoważyć grzech bliźniego, który nieskończenie obraża Boga, musimy zapłacić za to nieskończenie wielką cenę. Ta forma szczególnego ofiarowania się Bogu w czasach Teresy była jednak mało popularna, gdyż taka karmelitanka jest dotykana wieloma chorobami i umiera w wielkich cierpieniach. Jak wiele bowiem trzeba zapłacić, aby Bogu „zrekompensować” to, co zostało mu zabrane? Siostry w Liesieux, gdzie żyła  Teresa, znały przykłady sióstr, które wydały się sprawiedliwości Boga i umierały w wielkich cierpieniach i niepewności co do własnego zbawienia.

Teresa nie czuje się zdolna do tego typu ofiary, choć uważa ją za piękną i wielkoduszną. Sama siebie uznaje za bardzo słabą a dodatkowo „wszelka sprawiedliwość nasza jest skażona” – pisze. Taka ofiara ją przerasta. Jej rozumienie Boga jest zgoła inne. Któż bowiem jest w stanie zapłacić Bogu za te wszystkie krzywdy? Kto pragnie bożej sprawiedliwości, ten będzie ją miał! Zawsze będziemy dłużnikami Boga i nigdy nie będziemy w stanie mu wynagrodzić krzywd, jakich od nas doznał. Teresa zna innego Boga, bardziej ewangelicznego. „Cechą właściwą miłości jest pochylać się” – powie. Dla niej Bóg jest przede wszystkim miłosierny. Wielkim pragnieniem Boga jest to, aby się dawać innym i być kochanym. Dlatego jest on najpierw miłością. Miłością miłosierną, która od razu przebacza temu, kto żałuje. W Bogu najpierw jest miłosierdzie, gdyż Bóg nieustannie pragnie się dawać ludziom, więc bardzo szybko im wybacza– twierdzi Teresa.

Wraz z odkrywaniem, że Bóg jest miłością szukającą ludzi, którzy by ją przyjęli Teresa poznaje, jak może pomóc tej miłości, aby znalazła odpowiedź w ludzkich sercach. Już w dzieciństwie chciała być „rybakiem dusz”. Wówczas sprawą bardzo znaną we Francji był proces Pranziniego, słynnego zabójcy, który odrzucał możliwość pojednania się z Bogiem. Wtedy też Teresa postanowiła, że będzie się modlić za niego. Mimo, iż ojciec nie pozwalał swoim dzieciom, jeszcze zbyt młody – jego zdaniem, na czytanie gazet, Teresie udało się przypadkiem przeczytać, iż Pranzini przed wykonaniem wyroku poprosił o krzyż, który ucałował. To było jej pierwsze zwycięstwo dla Boga i Kościoła a jednocześnie pokazało jej, jak ważna jest modlitwa za grzeszników. Takie były jej początki modlitwy za chore członki Kościoła jeszcze przed wstąpieniem do karmelu. Nigdy już więcej nie będzie prosić Boga, aby jej potwierdził, że jej modlitwa za grzesznika została wysłuchana. Odtąd tę sprawę zostawia zupełnie jemu.

W swoich próbach zrozumienia miłości Boga Teresa analizuje – „Nieustannie rozbrzmiewało w mym sercu wołanie Jezusa na Krzyżu: pragnę. Te słowa rozpaliły mnie żarem nie znanym mi dotąd i gwałtownym… Chciałam dać pić memu Umiłowanemu i czułam równocześnie, że mnie pali pragnienie dusz…”. Teresa odkrywa, że ta miłość, która pragnie się wlewać w ludzi, nie znajduje wielu osób, które by chciały tę miłość przyjąć, stąd mówi podniośle „O mój Jezu! Niech ja stanę się tą szczęśliwą ofiarą, niech ogień Twej Boskiej Miłości strawi złożone Ci całopalenie…”. Najpierw Teresa myśli tym, by się wydać za wielkich grzeszników, a potem o duszach kapłanów. O swoich motywach wstąpienia do karmelu mówi: „Przyszłam ratować dusze, a przede wszystkim modlić się za kapłanów”. Swoją modlitwą i ofiarą obejmuje między innymi karmelitę apostatę, który po zawarciu związku małażeńskiego zakłada nowy kościół. W tych wszystkich intencja ofiarowuje wszystko to, co ją kosztuje. Przełamuje swoją wolę w tym wszystkim, co jest dla niej trudne. Zawsze jej towarzyszy intencja za innych.

W  sercu Teresy było wiele różnych pragnień odnośnie do jej powołania w kościele. Pociągało ją powołanie do męczeństwa, do bycia kapłanem, do bycia misjonarzem, ale nie była w stanie ich wypełnić. Była to dość trudna dla niej sprawa, gdyż Kościół był dla niej bardzo ważny i coś chciała dla niego uczynić. Nie wiedziała jednak, co jest jej powołaniem. W końcu sięgnęła po pisma świętego Pawła, do pierwszego listu do Koryntian, gdzie Paweł rozważa o różnych darach i powołaniach w Kościele. Tam znajduje, że Kościół nie może istnieć bez serca. Tutaj odkrywa swoje miejsce w Kościele i zarazem możliwość realizacji wszystkich powołań. Przeczytajmy jej opis momentu odkrycia swojej drogi powołania w karmelu. „Miłość dała mi klucz do mojego  powołania. Zrozumiałam, że skoro Kościół jest ciałem złożonym z różnych członków, to nie brak mu najbardziej niezbędnego, najszlachetniejszego ze wszystkich. Zrozumiałam, ze Koścół posiada serce, i że to serce płonie miłością, że jedynie miłość pobudza członki Kościoła do działania, i gdyby przypadkiem zabrakło miłości, apostołowie, przestaliby głosić Ewangelię, męczennicy nie chcieliby przelewać krwi swojej… Zrozumiałam, że miłość zamyka w sobie wszystkie powołania, że miłość jest wszystkim, obejmuje wszystkie czasy i wszystkie miejsca, jednym słowej – jest wieczna. …. W sercu Kościoła, mej Matki, będę miłościa! W ten sposób będę wszystkim i moje marzenie zostanie spełnione!”. Teresa w Kościele chce kochać. Odtąd rozumie swoje życie jako nieustanną ofiarę z miłości do Boga za Kościół. Włącza w to intencję misyjną. Misje są jej bardzo drogie. Niestety sama ze względu na słabe zdrowie nie jest w stanie dołączyć do sióstr udających się na misje. Dlatego modli się za misje i misjonarzy. „Chciałabym być misjonarzem nie tylko w przeciągu kilku lat, lecz od stworzenia świata aż do dokonania się wieków”. Misjonarzem, czyli tym, który daje Boga ludziom. „O mój Boże, Trójco Błogosławiona, pragnę Cię miłować i uczyć Cię miłować, pacować na chwałę świętego Kościoła, ratując dusze”.

Niemniej byłoby błędem sądzić, że Teresa uważa, iż to ona sama będzie wymadlać innym miłość. Nie jest to tranzakcja między Bogiem a Teresą, gdzie Teresa składa ofiarę a Bóg w zamian daj łaskę nawrócenia grzesznikowi. Tak rozumiała swoją drogę na początku, ale z biegiem czasu odkrywa inną prawdę. Ona sama nie czuje się do tego zdolna, aby innym wyjednywać łaskę zbawienia, gdyż jej akty miłości są za małe. Raczej liczy w swoich ofiarach na Chrystusa, a nie na siebie. Dlatego też powie: „Pod wieczór życia stanę przed Tobą z pustymi rękoma, bo nie proszę Cię Panie, byś liczył  moje uczynki”. Teresa marzy by w swoim życiu spełnić tylko wolę Boga. Ona mu się ofiarowuje, a on sam zrobi z jej życiem, czego on pragnie. Teresa jednocześnie wierzy, że Bóg da swoją miłość tym, którzy jej potrzebują. Jak konkretnie kocha Teresa? Teresa „rzuca kwiaty”. To znaczy spełnia drobne akty miłości, które same w sobie niewiele znaczą, ale gdy zostaną wzięte przez Chrystusa, wtedy wraz z jego męką nabierają nieskończonej wartości w Kościele. W Kościele tylko Chrystus może wszystko a ona niewiele. Z biegiem czasu cierpienie coraz częściej jej towarzyszy. To jest właśnie to, czego Teresa pragnęła, aby ofiarować Chrystusowi. To ono spowodowało, że stała się matką grzeszników. Odkryła, że Chrystus daje jej grzeszników przez cierpienie. Dlatego tak go pragnęła. „Ofiarujmy  całym sercem cierpienia nasze Jezusowi, by zbawiać dusze” – mówi. „O, to modlitwa i ofiara stanowią całą moją siłę, one są niewiedzialną bronią, którą dał mi Jezus”. Jej rozumienie ofiary zmienia akcent z dawania na przyjmowanie – „zasługa polega nie na tym, aby wiele dawać, lecz na tym, aby wiele przyjmować”. Przyjmować to wszystko, czym Bóg nas obdarzy.

Podejście Teresy do tego wszystkiego, co jest trudne, co zadaje jej cierpienie jest w pełni nadprzyrodzone, bo to wszystko można wykorzystać w miłości do Boga i Kościoła. Tak mówi o swoich trudnościach na modlitwie: „Moim codziennym chlebem stały się oschłości; pozbawiona wszelkich pociech, byłam jednocześnie najszczęśliwszą spośród stworzeń, ponieważ wszystkie moje pragnienia zostały zaspokojone”. Choroba psychiczna jej ojca, o której spowodowanie niektórzy oskarżają także ją, ponieważ opuściła go w wielku 15 lat wstępując do klasztoru, jest dla niej jedną z rzeczy, którą ofiarowuje z miłości Chrystusowi za Kościół. Teresa ofiarowuje za Kościół także najdrobniejsze wyrzeczenia. Niemniej Teresa uważa, że jej misja pomagania Kościołowi, czyli ratowania dusz, dopiero w pełni rozpocznie się w niebie.

Mimo, iż koniec jej życia jest pełen cierpienia i pokus przeciw wierze, a to wszystko w duchu miłości do Chrystusa i Kościoła. Nie jest to poznanie Boga jako surowego sędziego, ale pełnego miłości: „Jakże Bóg musi być dobry, jeżeli dopuszcza, abym tak cierpiała!”. Słowa te brzemią paradoksanlnie, ale pokazują, że jej marzenia się spełniły, gdyż jej ofiara została przyjęta. „Nigdy nie przypuszczałam, że można tyle cierpieć! Nigdy! Nigdy! Jedynie moje gorące pragnienia zbawiania dusz mogą mi to wytłumaczyć”. Cierpienie nie wzbudza w niej oporu, bo ogląda je już z perspektywy życia wiecznego. Teresa ostatniego dnia swego życia powie: „Nie żałuję, że oddałam się Miłości… O nie, nie żałuję, wręcz przeciwnie!”.

O uznaniu jej podejścia i miłości do Kościoła w 1927 roku Teresa zostaje ogłoszona patronką misji, które wspomagała modlitwą i ofiarą, nie wychodząc z klauzury klasztornej.

Tak oto odnajdujemy odpowiedź na pytanie, co ja mogę uczynić dla Kościoła. Teresa uczy  nas, że wszystko jest do ofiarowania. Najpierw nasze modlitwy i wyrzeczenia a z biegiem czasu to wszystko, czym nas obdarzy Bóg. Jeśli w tym będzie obecna nasza miłość do Boga i innych, to możemy być  pewni, że wszystko, co trudne w naszym życiu będzie miało sens.

o. Sergiusz Rafał Niziński OCD

Pochodzi z Piły, gdzie mieszkał do 19 roku życia. Pierwszy rok po maturze spędził w Gdyni studiując nawigację w Wyższej Szkole Morskiej. Studiów nie dokończył tylko wstąpił do zakonu Karmelitów Bosych. Po studiach teologii rozpoczął studia filozofii zakończone doktoratem. Od wielu lat przebywa w Poznaniu będąc duszpasterzem, nauczycielem akademickim na Wydziale Teologicznym UAM. Jest egzorcystą. Interesuje go filozofia Boga, duchowość karmelitańska oraz ornitologia.