Śmierć i zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa
4 kwietnia, 2021 o. Antoni Rachmajda OCDNa przestrzeni niemal dwóch tysięcy lat rozwijano spojrzenie na Jezusa Chrystusa, Jego osobę, życie, a szczególnie na Jego śmierć i zmartwychwstanie.
W ciągu ostatnich wieków szczególnie teologowie niemieccy byli tu aktywni (mają swą „zasługę”), Bultmann, Jeremias (do którego odwołuje się w swej książce Jezus z Nazaretu Benedykt XVI), Lohfink… rozważali szczegóły z Jego życia, oddzielając Jezusa historycznego od Chrystusa wiary, dokonując niezwykle drobiazgowych analiz egzegetycznych, historycznych, filologicznych… Dzięki temu przybliżono Jezusa, Jego osobę i dzieło, ale także zwrócono uwagę na wiele elementów, podkreślając szczególnie, że „to nie Jego cierpienie nas zbawia, lecz miłość”…
Obfitość i szczegółowość dociekań (por. źródła we wspomnianej pozycji Benedykta XVI), funkcjonują jednak w dość specyficznym kontekście, o którym wcale lub rzadko się wspomina – mnogości opracowań/pozycji dotyczących Jezusa Chrystusa towarzyszy stopniowo zanik wiary. Począwszy od herezji protestanckiej i Lutra (od wtedy na skalę masową), od kiedy mnożą się interpretacje, następuje – w imię oczywiście „czystości nauki ewangelicznej”, proces niszczenia jedności Kościoła Chrystusowego i jego wiary, można by nawet podejrzewać (tak to nazwijmy…), że taki był ich cel… Oczywiście, można przyjąć interpretację, że właśnie „zaradzeniu” kryzysom oni służyli, jak kiedyś Hus i Luter… (w co osobiście wątpię).
Oczywiście nauka teologiczna powinna się rozwijać, tak było też w pierwszych wiekach Kościoła, podejmować nowe wyzwania i problemy, których nie było kiedyś(?), mówić językiem dostosowanym do współczesności. Rodzi się jednak pewne pytanie, czy owa rozwijająca się „chrystologia” niemiecka w XIX i XX wieku faktycznie zaradzała jakimś problemom chrześcijan niemieckich, nie wspominając o Kościele, czy raczej była i jest wyrazem jej alienacji od życia (obserwując dzisiejsze ich poczynania, można tak sądzić). Może raczej chodzi o to, że różni ci „interpretatorzy dyskursu chrystologicznego”, tworząc i funkcjonując w określonych strukturach, z nich się utrzymują, dokładnie tak jak kiedyś faryzeusze i saduceusze, jak wszyscy wszędzie w świecie jak on długi i szeroki… Świat składa się z różnych przecież struktur, dzięki którym nie tylko funkcjonuje ale oddziałuje na nas!
Można ich wyizolować z kontekstu („należy oddzielić osobę od jej poglądów”…), przejąć się ich pozycjami, dorobkiem, tytułami, funkcjonującą sławą – bo o to chodzi, byśmy pokornie skłonili głowy przed tymi wielkimi „awtorytetami” – jak przed wielkim filozofem Martinem Heideggerem („bez którego filozofia, „przyjaciółka mądrości”, XX wieku nie istniałaby”), który aktywnie wsparł Hitlera, jak dziś przed internetowymi gwiazdami… Czy jednak na pewno tego chcemy?
Kiedy ktoś się nawraca, gdy komuś jest szczególnie ciężko w życiu – dla tego ważne stają się nie „wnikliwe analizy egzegetyczne”, lecz cierpiący i umierający z miłości na krzyżu Jezus Chrystus, dla nas, dla mnie, dla ciebie; który mnie rozumie, nie potępia i ocala. Nic innego nie jest ważne – stajemy się jak „niewierny” Tomasz, który nie chciał widzieć niczego innego poza Zmartwychwstałym z ranami, bo tylko Bóg może „żyć jako zabity/ofiarowany” (3 prefacja wielkanocna), jak Piotr biegnący do pustego grobu, by nie żyć do końca życia jako zdrajca, jak Maria Magdalena szukająca tego, którego pokochała ponad wszystko, jak Jan, który w swej delikatności rozumie, że Piotr bardziej, niż on potrzebuje spotkania z Jezusem i pozwala mu pierwszemu wejść do grobu (dzisiejsza Ewangelia ze św. Jana)…
Z tego spotkania z Jezusem zmartwychwstałym („w Jego ranach jest nasze zdrowie”), wynikało dobre i święte życie, które nie idzie w parze ze światem i jego poglądami. Tak właśnie nauczali Ojcowie Kościoła (którzy jednocześnie byli świętymi), i tak postępowali święci, w nich istniała jedność wiedzy i życia; dlatego herezje wyeliminowały ich ze swych ideologii na usługach świata (i tak czynią współcześni „uczeni”)… By tak żyć nie trzeba wiele – Ewangelia, katechizm i żywoty świętych; zbędne stają się tony pisanych dla zajęcia myśli i serca pozycji, jak i dziś internetowych kaznodziejów, którzy nas pasą codzienną treścią, ale nie kierują do Boga. Święci postępują i działają inaczej – jak św. Jan od Krzyża, który ukochał krzyż Chrystusowy wiedząc, że bez cierpienia nie spotka i nie pozna prawdziwie Boga i nie wejdzie w Jego tajemnice; dlatego był wolny i tej wolności nas uczy, w przeciwieństwie do teologów, którzy chcą nas wyzwolić od myślenia i od zawartości naszych kieszeni czy kont. Jak św. Teresa od Jezusa, która modliła się postaciami biblijnymi, by przez nie spotkać żywego Jezusa.
Przyjmijmy Jezusa Chrystusa dla nas umęczonego i zabitego, który pokonał zło, grzech i śmierć, jako „naszego” i „dla nas” (dla mnie), by Jego cierpienie nie okazało się daremne. Przejmijmy się Nim, dając Mu miejsce w naszym sercu i życiu (modlitwa). Nie troszczmy się o zbyt wiele, jak On przykazał Marcie, troszczmy się o Niego i siebie nawzajem, bo świat tego za nas nie uczyni. Radosnego Alleluja!
Przeczytaj także:
Komentarz biblijny – Niedziela Zmartwychwstania Pańskiego
o. Antoni Rachmajda OCD
ur. 1961, kapłan, dr duchowości, wieloletni redaktor Zeszytów Karmelitańskich, prowadzący Instytut Duchowości Karmel we Wrocławiu