Czytelnia Kościół wróć

Historia przyjaźni Hioba z Bogiem


2 kwietnia, 2020

Powszechnie uważa się, że tematem Księgi Hioba jest cierpienie, i że księga ta szuka odpowiedzi na pytanie o sens cierpienia. Nie jest to jednak do końca prawdą, gdyż rozważania dotyczące cierpienia w Księdze Hioba koncentrują się nie tyle na pytaniu o jego sens, co raczej starają się ukazać wartość wytrwałości w cierpieniu. O tej księdze można więc powiedzieć, że jest ona zachętą skierowaną do wszystkich dotkniętych cierpieniem, aby pomimo przeciwności pozostali wierni PANU Bogu. Wierność Bogu w cierpieniu jest bowiem bardzo trudna, i to nawet dla ludzi o głębokiej wierze. Ludzkie cierpienie niejednokrotnie prowadzi do załamania i kryzysu wiary, stając się powodem nieuzasadnionych pretensji, które człowiek kieruje przeciwko Bogu, obwiniając Go o wszelkie zło na świecie, w tym także o sprawstwo własnego cierpienia. Czasami zdarza się nawet, że z powodu cierpienia ludzie tracą wiarę.

Księga Hioba, podobnie jak wiele innych dzieł o charakterze mądrościowym, zawiera w sobie jeszcze jeden ciekawy wątek, którym jest poszukiwanie prawdziwego obrazu PANA Boga. Można powiedzieć, że w ramach tego zagadnienia historia Hioba jawi się jako historia jego przyjaźni z Bogiem, przyjaźni dynamicznej, naznaczonej cierpieniem, która stale odkrywa nowe oblicze Boga – Przyjaciela. Podejmując ten wątek pragniemy prześledzić historię przyjaźni Hioba z Bogiem zaczynając od końca, czyli od ostatnich wersetów księgi, w których przyjaźń pomiędzy nimi została przypieczętowana Bożym błogosławieństwem:

PAN błogosławił Hiobowi bardziej niż przedtem. Posiadał on czternaście tysięcy owiec, sześć tysięcy wielbłądów, tysiąc par wołów zaprzęgowych i tysiąc oślic. Miał także siedmiu synów i trzy córki. Pierwszej dał na imię Gołąbka, drugiej Kwiat Cynamonu, trzeciej Szkatułka Karminu. W całym kraju nie można było znaleźć kobiet piękniejszych od córek Hioba. Ojciec dał im też prawo dziedziczenia na równi z braćmi. Potem Hiob żył jeszcze sto czterdzieści lat. Oglądał swoje dzieci i ich dzieci do czwartego pokolenia. Umarł Hiob jako starzec syty swoich dni. [1]

Hi 42,12-17

Powyższe słowa są zaledwie „szczęśliwym zakończeniem” długiej i ciężkiej drogi, jaką pobożny Hiob musiał przejść, by osiągnąć tak wysoki stopień zażyłości z Bogiem. Była to droga prowadząca przez wiele życiowych meandrów, które jednak pozwoliły Hiobowi odkryć w PANU Bogu jedynego i prawdziwego Przyjaciela.

Niezwykła biografia

Od samego początku Hiob ukazany jest jako człowiek bogobojny i sprawiedliwy, żyjący w zgodzie z Bożymi przykazaniami. Zawsze służył Bogu w sposób wielkoduszny i nigdy nie oddalił się od Niego. Dlatego, zgodnie z logiką myślenia religijnego ówczesnych ludzi, tak pojęta wierność powinna przekładać się na konkretne błogosławieństwo, związane z dostatnim i spokojnym życiem. I rzeczywiście, pierwsze stronice Księgi Hioba ukazują go jako człowieka szczęśliwego, posiadającego liczną rodzinę, a wierność Bogu zapewnia mu nawet dobrobyt materialny, większy niż innych ludzi: „był bogatszy od wszystkich ludzi Wschodu” (1,3).

Nagle jednak następuje drastyczna zmiana. Całe życie Hioba wali się w jednym dniu. Giną jego synowie i córki (por. 1,13-15.18-19), a majątek zostaje pochłonięty przez „ogień z nieba” i rabunek (por. 1.16-17). Ciekawe jest przy tym zrzucenie przez autora natchnionego odpowiedzialności za te wydarzenia na szatana, który dopominał się przed Bogiem o możliwość doświadczenia pobożnego Hioba (por. 1,6-12). W tym szczególe bibliści dopatrują się próby odpowiedzi na pytanie: skąd się bierze zło w życiu człowieka sprawiedliwego? Jako dowód podają sytuację analogiczną, w której biblijna relacja o grzechu Dawida zostaje przez autora natchnionego również uzasadniona działaniem szatana (por. 1 Krn 21,1 n.).

Wymienione nieszczęścia były jednak zaledwie wstępem w historii życia Hioba, którego sytuacja pogarszała się z każdą chwilą. Bowiem, gdy okazało się, że te doświadczenia nie odwróciły go od PANA Boga (por. 1,20-22): „Wszystkie te wydarzenia nie doprowadziły Hioba do grzechu. Nie poczynił Bogu żadnego zarzutu” (1.22), szatan po raz kolejny stanął przed Bogiem domagając się próby fizycznego cierpienia: „Coś za coś; wszystko, co człowiek posiada, odda za swoje życie. Wyciągnij tylko rękę i dotknij jego ciała i kości. Na pewno będzie Ci w twarz złorzeczył” (2,4-5). I dopiero wtedy rozpoczął się rzeczywisty dramat pobożnego Hioba. Ta sytuacja stała się również punktem wyjścia dla całego cyklu rozważań dotyczących ludzkiego cierpienia. Dotknięty fizycznym bólem, pokryty wrzodami, Hiob usiadł w popiele (jak mówią inne znane polskie tłumaczenia: „na gnoju”) i zaczął zastanawiać się nad tym, co zaszło. W jego cierpieniu i dylematach uczestniczyła najpierw jego żona (por. 2,9-10), następnie zaś także trzej „starzy przyjaciele”: Elifaz z Temanu, Bildad z Szuach i Sofar z Naamy (por. 2,11-13).

W oparciu o tę sytuację autor natchniony rozwinął serię długich dialogów pomiędzy przyjaciółmi Hioba, a nim samym (por. rozdz. 4-31). Pod koniec włączył się do dyskusji jeszcze jeden rozmówca – Elihu, syn Barakela, Buzyty (por. rozdz. 32-37), którego mowy bezpośrednio poprzedziły interwencję PANA Boga (por. rozdz. 38-42). Decydującym w całej dyskusji stał się właśnie ów głos, zabrany przez Boga, który choć nie poruszył wcale tematu dotyczącego sensu cierpienia, sprawił, że Hiob, bez stawiania już dodatkowych pytań, przyjął wszystko, co go spotkało (niczym niezasłużone cierpienie), natomiast w nagrodę zostały mu przywrócone rodzinne szczęście i majątek (por. 42,10-17). Był to głos Bożego Objawienia: „Znałem Cię dotąd jedynie ze słyszenia, teraz zobaczyłem Cię na własne oczy” (42,5). Dlatego istotną rolę w tym doświadczeniu odgrywały nie tyle argumenty intelektualne, uzasadniające sens ludzkiego cierpienia, co raczej osobiste spotkanie i wynikająca z niego bliskość Boga. Hiob znajdował się bowiem w „duchowych ciemnościach”, a Bóg przychodząc do niego dał mu światło i nadał wewnętrzny sens jego cierpieniu. W dwóch mowach Bóg ukazał Hiobowi swoją niepojętą mądrość (pierwsza mowa Boga: rozdz. 28-29) i moc (druga mowa Boga: rozdz. 40-41), z którymi żaden człowiek nie może się równać. Człowiekowi pozostaje jedynie przyjąć tajemnicę, którą jest On sam i Jego zamysł. Wprawdzie człowiek może uszczknąć nieco z tej tajemnicy, ale ostatecznie musi po prostu uwierzyć, czyli całkowicie zaufać PANU Bogu. To właśnie zrozumiał Hiob w spotkaniu z Bogiem, i to doprowadziło go do odkrycia, że jedynym prawdziwym przyjacielem obecnym we wszystkich jego życiowych doświadczeniach był PAN Bóg.

Nieskuteczni przyjaciele

„Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie” – rola bycia czyimś przyjacielem polega przede wszystkim na byciu wsparciem dla kogoś, kto w danej chwili potrzebuje pomocy. W takiej też sytuacji znalazł się Hiob, gdy wszystko stracił, i gdy doświadczył cierpienia. Niestety, nie znalazł skutecznego wsparcia ze strony swoich „starych przyjaciół”. W szczególny zaś sposób zawiódł się na swojej żonie. Już Księga Rodzaju ukazując stworzenie człowieka w Raju wskazała na wyjątkowy charakter wzajemnych relacji, jakie powinny zaistnieć w małżeństwie pomiędzy mężem a żoną. W zamyśle Stwórcy bowiem „nie jest dobrze, by człowiek był sam” (Rdz 2,18). Dlatego stwarzając człowieka, Bóg stworzył Adama i Ewę, mężczyznę i kobietę (por. Rdz 2), jako obraz wspólnoty małżeńskiej, uzupełniających się i wzajemnie wspierających się osób: „Uczynię mu pomoc podobną do niego” (Rdz 2,18); „Dlatego opuści mężczyzna swego ojca i swoją matkę, a złączy się ze swoją żoną, tak że staną się jednym ciałem” (Rdz 2,24). Wspólnota małżeńska powinna być zatem wspólnotą całego życia, na dobre i złe, również w wymiarze, który możemy nazwać przyjacielskim wsparciem potrzebnym w chwilach trudnych. Niestety Hiob nie doświadczył tego wsparcia ze strony swej żony, która zamiast współodczuwać z nim jego duchowe rozterki i zamiast być dla niego odpowiednią podporą, w chwili pojawienia się cierpienia powiedziała: „Nadal chcesz trwać w swej doskonałości? Złorzecz Bogu i umieraj!” (2,9). Ten brak zrozumienia ze strony najbliższej osoby, wydawałoby się najlepszego przyjaciela, jakim powinna być jego żona, stał się dla Hioba dodatkowym cierpieniem.

Na szczęście Hiob miał jeszcze innych przyjaciół, którzy przyszli do niego, by go pocieszyć. Byli to, wspomniani już wcześniej, Elifaz z Temanu, Bildad z Szuach i Sofar z Naamy. Opowiadanie biblijne mówi, że: „Już z daleka dostrzegli go, ale nie poznali. Podnieśli krzyk i zaczęli płakać, rozdzierając szaty. Potem posypali głowy popiołem. Siedem dni i siedem nocy siedzieli przy nim na ziemi. Żaden z nich nie wypowiedział do niego nawet jednego słowa, bo widzieli, że jego ból jest bardzo wielki” (2,12-13). Ta obecność przyjaciół i współodczuwanie bólu są dla człowieka cierpiącego zawsze najważniejszymi elementami wsparcia, jakie może on otrzymać. Trzej przyjaciele Hioba nie poprzestali jednak na samej obecności, wydawało im się, że powinni mu pomóc znajdując odpowiedź na pytanie o przyczynę jego cierpień. Czerpiąc więc swą wiedzę z religijnego doświadczenia mądrości Izraela, która zakładała zasadę odpłaty, szukali przyczyn cierpienia wyłącznie w jego, jeżeli nie jawnych, to przynajmniej ukrytych grzechach. I znowu doprowadziło to do dodatkowych udręk, i tak dostatecznie upokorzonego już Hioba, który w niczym nie czuł się winny, a któremu przyjaciele zaczęli wmawiać ukryte grzechy. Tym samym, zamiast przyjacielskiego wsparcia, przysporzyli mu jedynie dodatkowych cierpień: „Dużo o tym wszystkim słyszałem, dokuczliwe są wasze pociechy” (16,2). Trzej przyjaciele nie znaleźli ani rady, ani pociechy, które pomogłyby Hiobowi. Do poczucia osamotnienia wynikającego z braku wsparcia ze strony żony, teraz dołączyło jeszcze wewnętrzne zamieszanie spowodowane pustymi słowami przyjaciół, którzy nie potrafili znaleźć żadnej sensownej odpowiedzi na dręczące Hioba pytania.

Stan, w jakim znalazł się Hiob, został nieco bardziej oświetlony przez pojawienie się nowego rozmówcy – Elihu, który starał się ukazał wielkość Boga sprawiającą, że pozostanie On na zawsze niezgłębioną tajemnicą: „Naprawdę, Bóg jest wielki, lecz my Go nie ogarniemy” (36,26). Cenny wkład Elihu w dyskusję nad sytuacją Hioba przekonuje również, że Bóg jest ponad ludzkim grzechem i ponad ludzką sprawiedliwością. Dlatego swym postępowaniem, a nawet grzechami, człowiek nie może wyrządzić Bogu żadnej krzywdy, podobnie jak swą sprawiedliwością nie doda nic do Jego chwały. Bóg jest ponad tym wszystkim: „Jeśli zgrzeszysz, co przez to możesz uczynić Panu? Kiedy masz wiele grzechów, w czym Mu zaszkodzisz? Co możesz Mu dać przez swoją sprawiedliwość? Cóż może On wziąć z twojej ręki?” (35,6-7). Pozostaje zatem zaufać całkowicie PANU Bogu, a wówczas, jeżeli człowiek „będzie wołał do Boga i On się zlituje, pozwoli mu spojrzeć z radością na swoje oblicze i sprawi, że odzyska swą sprawiedliwość” (33,26).

Rozważania Elihu wniosły wprawdzie nieco światła i przygotowały niejako interwencję samego Boga, ale niestety Elihu nie przezwyciężył przekonania o tradycyjnej zasadzie odpłaty, z którego wynika, że każde nieszczęście i każde cierpienie są wynikiem jakiegoś grzechu. Kontekst poprzedniej wypowiedzi o odzyskaniu sprawiedliwości (por. 33,26), choć zakładał bezinteresowne Boże miłosierdzie, w swym założeniu wyrażał również konieczność uznania najpierw własnej winy: „zbłądziłem i przekroczyłem prawo, a Pan nie odpłacił mi za to” (33,27). Wyznając zatem zasadę odpłaty za grzech Elihu nie przyjął tłumaczenia Hioba, że jest on niewinny: „Rozgniewał się on (Elihu) na Hioba, ponieważ ten uważał, że jest sprawiedliwy wobec Boga” (32,2) oraz nie udzielił mu zadowalającej odpowiedzi. Trzeba jednak przyznać, że Elihu ze słusznością wzywał Hioba do uznania wielkiej tajemnicy, jaką jest sam Bóg i Jego działanie, co najpełniej widać w cudach natury: „Posłuchaj teraz, Hiobie, wstań i rozmyślaj o cudownych dziełach Boga” (37,14). Pomimo jednak całego wysiłku Elihu, cierpiący Hiob nie pokonał w sobie wewnętrznego zamętu, ani nie opuścił swych duchowych ciemności. Nadal trwał w cierpieniu. Osamotniony i niezrozumiany przez żonę, udręczony domaganiem się uznania własnej winy przez przyjaciół, nie potrafił odnaleźć żadnego promyka światła w mądrości Izraela, ponieważ zasada odpłaty w jego wypadku się nie sprawdziła. Nawet Elihu w ostatecznym rozrachunku nie pomógł mu wyjść z tych wewnętrznych ciemności, w jakich się znalazł. Nagle i niespodziewanie pojawił się jednak promyk nadziei, a jego źródłem był sam PAN Bóg, który osobiście przemówił do Hioba.

Bóg prawdziwym przyjacielem

Najważniejszym momentem, a zarazem punktem zwrotnym w historii przyjaźni Hioba z PANEM Bogiem, było, przywołane już wcześniej, objawienie się Boga Hiobowi (por. rozdz. 38-41). To właśnie wówczas, gdy wyczerpały się wszystkie ludzkie argumenty, gdy wydawało się, że nie ma już żadnych szans na pokonanie wewnętrznych ciemności, w jakich znalazł się Hiob, Bóg przemówił. I to właśnie wtedy okazało się, że nie potrzeba długiej i wzniosłej argumentacji, lecz wystarczy prosta świadomość bliskości Boga oraz Jego żywe słowo, by pokonać poczucie osamotnienia i ból wewnętrznych rozterek. Przynajmniej tak było w wypadku Hioba, który przekonał się, że jego jedynym i najlepszym przyjacielem zawsze był PAN Bóg. Z radością więc Hiob wypowiedział słowa: „Znałem Cię dotąd jedynie ze słyszenia, teraz zobaczyłem Cię na własne oczy” (42,5). To doświadczenie było ostatnim etapem długiej i ciężkiej drogi, prowadzącej do tego prostego stwierdzenia. Przyjaźń pomiędzy Hiobem i Bogiem istniała oczywiście od samego początku, ale świadomość jej u Hioba była podporządkowana jego duchowemu wzrostowi, aż do tego niezwykłego stopnia zażyłości, w którym Bóg przemówił do niego osobiście. Aby to lepiej ukazać, warto więc jeszcze raz wrócić do początku.

Historia przyjaźni Hioba z PANEM Bogiem rozpoczęła się i zakończyła równie pięknie. Na początku była ona jednak powierzchowna oraz ograniczała się do wiernego przestrzegania Bożych przykazań w myśl znanej od zawsze w Izraelu zasady odpłaty: za dobre życie należy się człowiekowi Boże błogosławieństwo, a za złe kara. I rzeczywiście tak było w wypadku Hioba, który był „doskonały i prawy, bogobojny i stroniący od zła” (1,1), a w zamian otrzymał właściwie wszystko: „Urodziło mu się siedmiu synów i trzy córki. Posiadał siedem tysięcy owiec, trzy tysiące wielbłądów, pięćset par wołów zaprzęgowych, pięćset oślic i bardzo liczną służbę. Był bogatszy od wszystkich ludzi Wschodu” (1,2-3). Taki idylliczny stan w duchowym życiu człowieka nigdy jednak nie trwa zbyt długo i zawsze pojawią się doświadczenia, stanowiące próbę wierności.

Próba, na jaką został wystawiony Hiob, polegała najpierw na odebraniu mu majątku oraz rodzinnego szczęścia. Z opowiadania biblijnego wynika, że Hiob poradził sobie jednak z tym doświadczeniem: „Nagi wyszedłem z łona matki i nagi tam odejdę. PAN dał i PAN wziął, niech imię PANA będzie błogosławione” (1,21). Nawet negatywny wpływ żony Hioba, która domagała się od niego odrzucenia Boga, nie doprowadził go do grzechu. Wprawdzie postawa żony pogłębiła u Hioba poczucie osamotnienia w cierpieniu, ale ostatecznie nie wpłynęła na jego wiarę. Całkowicie zaufał Bogu, dlatego ani śmierć dzieci, ani utrata majątku, ani nawet postawa żony nie oddaliły go od pobożności i od Boga. Wiedział bowiem, że powinien trwać przy PANU i czynił to.

Sytuacja pogorszyła się, gdy Hiob został poddany próbie fizycznego cierpienia. Wszedł on wówczas w duchowe ciemności, nie odczuwając przy tym bliskości Boga jako przyjaciela i nie mogąc poradzić sobie z tradycyjną wiarą, zwłaszcza zaś z tym, co dotyczyło uznania zasady odpłaty. Wtedy też pojawili się jego „starzy przyjaciele”, aby go pocieszyć i podnieść na duchu. Ich obecność stała się jednak dla Hioba dodatkowym cierpieniem i źródłem wewnętrznego zamętu, choć trzeba przyznać, że wymusiła u niego pogłębioną refleksję nad jego własnym obrazem Boga, a także pozwoliła mu przejść przez kolejne etapy duchowego wzrostu.

I tak, pierwszy z przyjaciół, Elifaz, trzykrotnie próbował wzbudzić u Hioba poczucie winy (4,1-5,27; 15,1-35; 22,1-30), za każdym razem coraz bardziej stanowczo domagając się uznania przez niego własnych grzechów. W końcu zaś, poirytowany uporem Hioba, sam zaczął wytykać mu ciężkie grzechy, których Hiob nie popełnił:

Czy twoje zbrodnie nie są wielkie, a twoje winy bezkresne? Bez powodu żądałeś od swych braci zastawu, z nagich zdzierałeś łachmany. Spragnionemu nie podałeś wody, głodnemu odmówiłeś chleba, jakby ziemia należała do ludzi używających przemocy i mógł w niej mieszkać tylko pochlebca. Wdowy odsyłałeś z niczym, sierotom obciążałeś ramiona

Hb 22,5-9

Ale Hiob nie czuł się winny, dlatego odpowiedział Elifazowi, że przecież nie prosił go o pomoc (6,22-26) oraz, że Bóg najlepiej zna jego postępowanie:

Przecież On zna drogę, na której jestem, z prób, jakim mnie poddaje, wyjdę czysty niczym złoto. Moje nogi kroczą drogą, którą On wytyczył, uważam, żeby ani na krok z niej nie zboczyć. Nie odstępuję od tego, co powiedziały Jego usta, i od przyznanego mi prawa; słowa ust Jego przechowuję starannie

Hb 23,10-12

Wprawdzie Hiob po części rozumiał Elifaza i zdawał sobie sprawę ze słuszności jego argumentów, bo przecież gdyby był na jego miejscu, mówiłby tak samo: „Ja również przemawiałbym jak wy, gdybyście zajęli moje miejsce, wygłaszałbym mowy przeciwko wam i potrząsałbym nad wami głową. Słowami bym was zasypał, nie przestałbym poruszać wargami” (por. 16,4-5). Z drugiej jednak strony Hiob nie mógł przyznać Elifazowi racji, bo był przekonany, że w jego wypadku zasada odpłaty się nie sprawdziła, choć przecież do końca jej nie odrzucał (por. rozdz. 24). Wydawało mu się również, że jedynym rozwiązaniem dla niego jest śmierć (por. 7,15) i gotów był nawet przyjąć na siebie pokutę, do której się nie poczuwał, jako postawę prowadzenia swoistego sporu z Bogiem (por. 16,15-22). Nie mogąc zrozumieć swojej sytuacji, Hiob po prostu trwał przy Bogu. Był to czas trudnej przyjaźni, naznaczonej niezrozumieniem, ale ze względu na otrzymane w przeszłości łaski Hiob postanowił, że nie odejdzie od PANA Boga.

Drugi z przyjaciół, Bildad (por. 8,1-22; 18,1-21; 25,1-6), zachęcał Hioba do przyjrzenia się przykładom z historii, z których jasno wynika, że Bóg błogosławi dobrym, a karze tych, którzy schodzą z wyznaczonej przez Niego ścieżki przykazań: „Zapytaj pokoleń, które były, poznaj doświadczenia ojców! Gdyż my jesteśmy zaledwie od wczoraj i nic nie wiemy, a nasze dni na ziemi są jak cienie. Natomiast oni na pewno cię pouczą, ich mądrość ci opowie” (8,8-10). Widząc zaś, że Hiob nie przyjmuje zasady odpłaty jako obowiązującej w stosunku do niego, Bildad stwierdził, że w takim razie najlepiej zostawić Hioba samemu sobie, bo przyszłość i tak pokaże, czy rzeczywiście jest bez winy, czy też – jeżeli jest winny – wszystkie jego dzieła legną w gruzach (por. rozdz. 18). W swojej odpowiedzi Hiob zgodził się z takim postawieniem sprawy i zaproponował nawet spisanie jego słów (por. 19,23-24), bo – jak stwierdził – „daleki jestem od tego, aby przyznać wam słuszność, do śmierci nie przestanę twierdzić, że jestem niewinny. Trwam w swej sprawiedliwości i jej nie porzucę, żadnego z moich dni się nie wstydzę” (27,5-6).

W dyskusji z Bildadem Hiob zaproponował nawet nową formułę mądrości, która nie opierałaby się na zasadzie odpłaty, bo: „On niszczy zarówno doskonałego, jak i grzesznika” (9,22). Nie da się zatem w każdym wypadku zastosować tego prostego prawa, że dobry jest nagradzany, a zły karany. Bóg działa autonomicznie, niezależnie od ludzkich win czy zasług: „Bóg bowiem nie jest człowiekiem jak ja, bym mógł powiedzieć: «chodźmy razem do sądu!»” (9,32). Nadzieja Hioba, choć nie widział on możliwości skutecznego spierania się z Bogiem i podkreślał, że został przez Niego doświadczony cierpieniem niezasłużonym, ciągle jednak skierowana była ku PANU Bogu. Tak bardzo wierzył on w ostateczne zwycięstwo swej racji, że chwilami stawał się nawet prorokiem nadziei sięgającej poza grób: „Ja wiem, że mój Obrońca żyje! Jako ostatni stanie nad moim prochem. Potem okryje mnie skórą i żywy Boga zobaczę” (19,25-26).

Wreszcie Sofar, trzeci z przybyłych do Hioba przyjaciół, w swoich mowach (por. 11,1-20; 20,1-29) wzywał go do nawrócenia, gdyż w myśl zasady odpłaty był – po pierwsze, podobnie jak pozostali przyjaciele – przekonany, że Hiob zgrzeszył, a – po drugie – ulotność życia ludzkiego sprawi (por. 20,1-29), że i tak bardzo szybko okaże się, iż Hiob nie miał racji: „Niebo ujawni jego winę, ziemia powstanie przeciw niemu. Zniknie dobytek jego domu, rozpłynie się w dzień Bożego gniewu. Takie dziedzictwo Bóg da bezbożnemu i taki dział mu wyznaczy” (20,27-29). I chociaż przytoczone powyżej słowa Sofara opisują ogólnie wykazanie grzechu każdemu bezbożnemu, w tym konkretnym wypadku skierowane były wprost do Hioba, któremu, gdy Bóg wystąpi, wykaże również jego grzechy: „Tymczasem gdyby Bóg zechciał przemówić, otworzyć usta przeciw tobie, gdyby ujawnił ci tajniki mądrości, które dla rozumu są zbyt cudowne, poznałbyś wtedy, że Bóg zapomniał o wielu twoich winach” (11,5-6). Te słowa przyjaciela nie przekonały jednak cierpiącego Hioba, który tym ochotniej podjął wyzwanie stawienia się przed Bogiem w całej prawdzie: „chciałbym przemówić do Najwyższego i przedstawić sprawę samemu Bogu” (13,3). Hiob zdawał sobie bowiem sprawę z tego, że pomimo braku nadziei, i tak jego jedynym punktem odniesienia pozostaje Bóg: „Zaryzykuję swoim życiem, we własne ręce wezmę swą sprawę. On mnie zabije! Nie mam żadnej nadziei, chcę jednak przed Nim dochodzić mojej sprawy” (13,14-15).

Rozmowa z trzema przyjaciółmi doprowadziła do ukazania sytuacji Hioba jako duchowego doświadczenia ciemności, w których znalazł się on za sprawą PANA Boga i nikt poza Nim samym nie był w stanie go z nich wyprowadzić. Przypomina to sytuację opisywaną przez wielu świętych, nazywających stan własnej duszy ciemnością, w który wprowadził ich PAN Bóg, aby ich wypróbować i wydoskonalić. Wystarczy wspomnieć Noc ciemną św. Jana od Krzyża, albo Prywatne pisma błogosławionej Matki Teresy z Kalkuty, w których pisała:

Panie, mój Boże, kim jestem, że mnie opuszczasz? Twoim ukochanym dzieckiem – a teraz stałam się jakby najbardziej znienawidzonym – tym, które odrzuciłeś, jakbyś go nie chciał – nie kochał. Wołam, lgnę, pragnę – i nie ma Nikogo, kto by mi odpowiedział – Nikogo, do kogo mogłabym przylgnąć – nie, nie ma Nikogo. – Sama. Ciemność jest taka ciemna – a ja jestem sama. – Niechciana, opuszczona. – Samotność serca, które pragnie miłości, jest nie do zniesienia. – Gdzie jest moja wiara? – nawet tam głęboko, w samym wnętrzu, nie ma nic prócz pustki i ciemności. – Mój Boże – jak bolesny jest ten nieznany ból. Boli bez przerwy. – Nie mam wiary. – Nie ośmielam się wypowiadać słów i myśli, które kłębią mi się w sercu – i sprawiają, że cierpię niewypowiedziane katusze. Tak wiele we mnie pytań bez odpowiedzi – boję się je odsłaniać – w obawie przed bluźnierstwem. – Jeśli jest Bóg, wybacz mi, proszę. – Ufaj, że wszystko skończy się w Niebie z Jezusem. – Kiedy próbuję wznosić myśli ku Niebu – jest tam tak przytłaczająca pustka, że te same myśli wracają i jak ostre noże ranią mnie w samą duszę. – Miłość – to słowo – nic sobą nie przedstawia. – Mówią mi, że Bóg mnie kocha – jednak rzeczywistość ciemności i chłodu, i pustki jest tak wielka, że nic nie porusza mojej duszy[2].

W tych słowach błogosławionej Matki Teresy z Kalkuty zawarty jest bodajże najbardziej współczesny przykład „nocy ciemnej”, przez którą przeprowadza Bóg tych, których wiedzie ku bardzo bliskiej zażyłości z Sobą i dopuszcza do najbardziej wzniosłej przyjaźni. Ten przykład ukazuje również doświadczenie Hioba jako stale aktualne. Hiob przeszedł przez ciemność, która oznaczała cierpienie, samotność, brak nadziei, wątpliwości w wierze i inne próby. Ostatecznie jednak Bóg wyprowadził Hioba z tych ciemności oraz dał mu odczuć swoją bliskość i przyjaźń, które są synonimami łaski, jakiej Bóg udziela swoim wiernym sługom, nawet w duchowych ciemnościach.

Przyjaźń z Bogiem obrazem trwania w łasce

Przyjaźń pomiędzy człowiekiem a Bogiem, ukazana w historii cierpiącego Hioba, posiada swoje duchowe znaczenie jako obraz stanu łaski Bożej. Jest to obraz na wskroś biblijny, obecny na kartach Pisma Świętego, poczynając od pierwszych rozdziałów Księgi Rodzaju: „pierwszy człowiek nie tylko został stworzony jako dobry, lecz także ukonstytuowany w przyjaźni ze swoim Stwórcą” (Katechizm Kościoła Katolickiego, par. 374). Niestety, przez grzech pierworodny, człowiek utracił tę przyjaźń. Dlatego Bóg, jako najlepszy Przyjaciel, przyszedł mu z pomocą wyzwalając go z mocy grzechu. To Bóg zbawił człowieka, dając mu w Jezusie Chrystusie udział w życiu Bożym, udzielając mu jednocześnie Ducha Świętego i czyniąc go „dzieckiem Bożym”. W ten sposób przyjaźń pomiędzy Bogiem i człowiekiem uzyskała także nowy, jeszcze głębszy, wymiar łaski nadprzyrodzonej, w której Bóg jest więcej niż Przyjacielem, bo zostaje nazwany Ojcem. Nie oznacza to jednak, że obraz przyjaźni znika z pola widzenia relacji łączącej człowieka z Bogiem. Wręcz przeciwnie, przyjaźń jest i pozostanie na zawsze synonimem stanu łaski Bożej, która zakłada ideę bliskości i zażyłości człowieka z Bogiem. Znamienne jest, że nawet sam Jezus nazwał swoich uczniów, a poprzez nich wszystkich, którzy do Niego przychodzą, przyjaciółmi: „Wy jesteście moimi przyjaciółmi, jeśli spełniacie wszystko, co wam polecam. Już nie nazywam was sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego. Nazwałem was przyjaciółmi, gdyż dałem wam poznać wszystko, czego dowiedziałem się od Ojca” (J 15,14-15). Również święci wszystkich wieków opisywali często swoje życie duchowe jako doświadczenie przyjaźni z Bogiem, choć, zwłaszcza w świetle Nowego Testamentu, szli o wiele dalej, widząc w Nim i Ojca, i Oblubieńca.

Z punktu widzenia historii Hioba ogromne znaczenie dla teologii posiada połączenie ze sobą tematów przyjaźni i łaski, w kontekście zasady odpłaty. Z uznaniem zasady odpłaty miał bowiem Hiob najwięcej problemów, gdyż – z jednej strony – była ona oczywistym prawem mądrości i życia duchowego w czasach Starego Testamentu, a z drugiej Hiob był przekonany, że w jego wypadku zasada ta się nie sprawdziła. Był to poważny dylemat, na który dopiero Nowy Testament rzucił pełnię światła Bożego Objawienia, udzielając zadowalających odpowiedzi. Zostały przy tym wywrócone do góry nogami niektóre starotestamentalne reguły życia religijnego Żydów, którzy nie wyobrażali sobie udziału w łasce nikogo poza nimi samymi oraz byli przekonani, że usprawiedliwienie, a tym samym zbawienie, uzyskuje się wyłącznie dzięki wiernemu wypełnianiu przepisów Prawa Bożego, utożsamianego z ich przepisami i zasadami życia. Tymczasem św. Paweł mówi wyraźnie: „Wszyscy przecież zgrzeszyli i zostali pozbawieni chwały Boga, a usprawiedliwienia dostępują darmo, dzięki Jego łasce, przez odkupienie w Chrystusie Jezusie” (Rz 3,23-24). Tak więc łaska Boża jest niezasłużonym darem i nie ma w niej zasady odpłaty: czegoś za coś, nadprzyrodzonego daru łaski uświęcającej w zamian za wierne wypełnienie określonych przykazań. Oczywiście, każdy człowiek powinien starać się usilnie o doskonałe zachowanie wszystkich Bożych przykazań, ale nie od tego zależy udzielanie się łaski Bożej. Trzeba stale mieć na uwadze, że łaska jest niezasłużonym darem. Bowiem gdyby człowiek, nawet poprzez najświętsze życie, chciał wymusić na Bogu otrzymanie tego daru, na pewno by się przeliczył, podobnie jak Żydzi, którzy z tego powodu rozminęli się z Chrystusem – Mesjaszem. Jezus Chrystus przyniósł człowiekowi dar łaski Bożej, ale uczynił to w sposób wolny i ciągle udziela go tak samo, jako niezasłużony niczym dar.

Spotykając PANA Boga Hiob odpowiedział sobie właściwie na wszystkie pytania związane z problemem obowiązywania zasady odpłaty. Nie odrzucił jej, ale uznał, że Bóg jest ponad nią. Dlatego zaprzestał dalszych ludzkich dociekań: „Jestem taki mały. Cóż Ci odpowiem? Rękę kładę na ustach. Raz przemówiłem, więcej nie potrafię, za drugim razem niczego bym nie dodał” (40,4-5; por. też 42,1-6). Hiob przekonał się, że ufając Bogu jak najlepszemu Przyjacielowi, nigdy nie należy domagać się od Niego zapłaty za uczynione dobro, czy też za wypełnienie swoich religijnych zobowiązań. Zasada „coś za coś” nie przystoi przyjaciołom, ponieważ przyjaciele powinni sobie po prostu ufać, tym bardziej, że w tym wypadku w grę wchodzi zaufanie samemu PANU Bogu. W ten sposób Hiob zaczął powoli przygotowywać grunt również pod nowotestamentalną naukę o darmowości łaski. Wszystko to dokonało się w jednym momencie, gdy Bóg przemówił do niego osobiście. Hiob poznał wtenczas nie tylko, że Bóg jest jego jedynym i prawdziwym Przyjacielem, ale także, że był On przy nim przez cały czas jego zmagań z cierpieniem. Przekonał się, że pomimo poczucia osamotnienia Bóg-Przyjaciel stale wspierał go swą łaską. Z pewnością podobne doświadczenie było i jest udziałem wielu ludzi. Potwierdzają to święci, jak np. św. Augustyn, który – tak jak Hiob – odkrył w Bogu Przyjaciela w momencie, gdy Ten przemówił do niego nagle i niespodziewanie najpierw słowami dziecka: „Weź to, czytaj! Weź to, czytaj!”, a następnie słowami św. Pawła z Listu do Rzymian (Rz 13,12-14; por. św. Augustyn, Wyznania VIII). Św. Augustyn doświadczył wówczas wielkiej łaski nawrócenia oraz przekonał się, że Bóg stale był przy nim i wspierał go swoją łaską prowadząc ku Sobie: „Późno Cię ukochałem, Piękności dawna i zawsze nowa! Późno Cię ukochałem! We mnie byłeś, ja zaś byłem na zewnątrz i na zewnątrz Cię poszukiwałem. Sam pełen brzydoty, biegłem za pięknem, które stworzyłeś. Byłeś ze mną, ale ja nie byłem z Tobą” (Wyznania X). O podobnym doświadczeniu Bożej obecności, ale nie w grzechu, czy w oddaleniu od Boga, lecz w wiernym trwaniu przy Nim, pomimo braku odczuwania łaski, świadczą np. przytoczone już wcześniej teksty Prywatnych pism Matki Teresy z Kalkuty i z pewnością świadectwa wielu innych świętych.

Doświadczenie przyjaźni z Bogiem jest powszechnym prawem życia duchowego. Można o nim mówić poczynając od Adama i Ewy, poprzez świętych Starego i Nowego Przymierza, czasów dawnych i współczesnych. Wszyscy, którzy starali się poznać PANA Boga, odkrywali, że jest On ich najlepszym Przyjacielem. Hiob nie stanowi tu z pewnością żadnego wyjątku, ale mając na uwadze historię całego jego życia, naznaczonego cierpieniem fizycznym i duchowym, należy uznać wielki wkład, jaki wniósł on do dziedzictwa naszego religijnego myślenia o Bogu. Po pierwsze, zasługą Hioba było pogłębienie świadomości dotyczącej stałej obecności Boga-Przyjaciela, nawet w takich sytuacjach życia, w których człowiek nie odczuwa Jego obecności, czy też, gdy cierpi. Po drugie zaś, zmagając się z tradycyjną zasadą odpłaty, Hiob odkrył bezinteresowność przyjaźni z Bogiem, co utorowało w pewnym sensie drogę do nowotestamentalnej nauki o tym, że łaska Boża jest bezinteresownym darem. Doświadczenie Hioba oraz świadectwa wielu świętych skłaniają nas zatem do uznania w Bogu naszego najlepszego Przyjaciela, którego bliskość daje nam wsparcie i łaskę. Warto o tym pamiętać, zwłaszcza w chwilach trudnych, warto też usilnie zabiegać o stan łaski uświęcającej, który jest stanem trwania w przyjaźni z Bogiem.


[1] Tłumaczenia tekstów biblijnych za: Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, Edycja Świętego Pawła, Częstochowa 2008.

[2] Matka Teresa, „Pójdź, bądź moim światłem”. Prywatne pisma „Świętej z Kalkuty”, Kraków 2008, s. 255-256.

ks. Dariusz Dogondke

biblista, wykładowca, autor artykułów biblijnych, proboszcz