Czytelnia Dom wróć

Ku nowemu narcyzmowi?


1 maja, 2017

W naszej cywilizacji i kulturze „indywidualizm” jest synonimem egoizmu i braku zainteresowania innymi, to znaczy zamknięcia w sobie, w swoich problemach.

W nowym paradygmacie narcystycznym J. Naisbitt twierdzi, iż w czasach wielkich zmian i kryzysów, jak w naszych, ludzie poszukują pewnego rodzaju strukturyzacji, czyli punktów odniesienia, względem których mogliby usytuować siebie i o które mogliby się zaczepić, by iść dalej i nadać sens swemu życiu. To poszukiwanie parametrów, nowych dróg, daje po części odpowiedź i wyjaśnia aktualne odradzanie się nowej świadomości religijnej. W dwóch ostatnich dziesięcioleciach założono setki nowych Kościołów. Jednakże bardzo szybko rozrasta się również ta społeczność, której nie pociągają struktury zewnętrzne: są to osoby „zorientowane ku wnętrzu”, skłonne szukać rozwiązań we własnym wnętrzu duchowym. Jesteśmy więc świadkami jednoczesnego odrodzenia duchowości osobistej. Ta duchowość karmi się „wysoką percepcją” (high touch), którą przeciwstawia zaawansowanej technologii współczesnego społeczeństwa (high tech). Mówiąc inaczej: ludzie poszukują dziś raczej prawdy o sobie, pełnej samorealizacji, aniżeli działania i posiadania. To jest duch Nowej Ery: Ery Wodnika. Ów aspekt osobistego poszukiwania jest kluczem do zrozumienia nowej wrażliwości religijnej i społecznej. Naisbitt stwierdza stanowczo, iż „sprzysiężenie Wodnika” nie jest niczym innym, jak zmianą nas samych, naszego ducha. Pozostaje jedna wątpliwość: stoimy wobec nowego narcyzmu czy też wobec nowego indywidualizmu? Być może wobec jednego i drugiego. J. Cueto trafnie mówi o zasadzie „zrób to sam” i „narcystycznym spojrzeniu” jako dwóch hasłach charakterystycznych dla naszych czasów. Intelektualiści z lat sześćdziesiątych zapowiadali dwie destrukcje: po pierwsze – koniec jednostki lub rozpad tego, co osobiste i prywatne, jako konsekwencję zagubienia w masie (utraty swej indywidualności) i automatyzacji społeczności industrialnej. Po drugie zaś – śmierć tego, co społeczne, powodowaną ujednoliceniem zachowań, globalizacją i centralizacją informacji, powtarzalnością gustów i pragnień oraz dominacją jednej tylko kultury. Wbrew tym przewidywaniom radykalny egotyzm powrócił – w postaci narcyzmu i apoteozy tego, co wewnętrzne, niejednokrotnie w postaci zamknięcia w więzieniu własnych, ograniczonych doświadczeń osobistych. To, co się teraz w społeczności postindustrialnej sprzedaje, to już nie obraz człowieka konsumenta – biernego, masowego i wygodnie ulokowanego w tłumie – lecz człowieka-twórcy, nienaturalnie zindywidualizowanego przez nową technologię. W interesie współczesności leży proponowanie narzędzi nie służących odtwarzaniu komunikatów obcych, lecz takich, za pomocą których produkujemy własne komunikaty. Współczesna reklama obiecuje narcystyczną rozkosz, płynącą z samodzielnego wytwarzania znaków.

Na potwierdzenie tego faktu przytoczmy przypadek skrajny tak zwanej reklamy interaktywnej i rzeczywistości wirtualnej: każdy może tworzyć świat według własnego upodobania i na swój sposób z niego korzystać i nim kierować. To niesie z sobą, zgodnie ze słowami J. Cueto, „apogeum narcyzmu, kult własnego ja, imperializm intymności, schyłek człowieka społecznego, etykę izolacji, wyniesienie samoświadomości, dyktaturę subiektywności i dezintegrację tego, co wspólne”. Jest spojrzeniem, które już nie odzwierciedla świata zewnętrznego, a jedynie „własny pępek”. Spojrzeniem pogrążonym w swym ja z kości słoniowej, które ucieka od tego, co społeczne i polityczne, które odrzuca to, co wspólne, które ignoruje to, co solidarne, i zważa wyłącznie na małe historie – krótkie i nie pozostawiające większych śladów – albo na istotne doświadczenia osobiste, albo na naukę bardzo osobistą i indywidualistyczną. Dokonajmy pewnej krytycznej uwagi na marginesie tematu, który nas zajmuje. V. Camps zamiast o narcyzmie woli mówić o „nowym indywidualizmie”. Tezy, których broni, są następujące: w naszej cywilizacji i kulturze „indywidualizm” jest synonimem egoizmu i braku zainteresowania innymi, to znaczy zamknięcia w sobie, w swoich najbardziej prywatnych problemach. W innym języku moglibyśmy określić ten indywidualizm jako narcyzm egocentryczny lub ponowoczesność dekadencką. Dziś jednak powstaje inna forma indywidualizmu: dotyczy ona osób, które na nowo odkryły swoją godność, swoją odpowiedzialność etyczną i pragną praktykować jakąś formę autonomii życiowej. Potrafią nawet zdobyć się na twórczy krytycyzm, wynajdywać nowe formy egzystencji – bardziej sprawiedliwe, solidarne i ludzkie. Wprawdzie autorka nie używa tego terminu, fazę tę jednak można określić jako ponowoczesność sprzeciwu. Jest to moment przyzwyczajenia się do doświadczenia, iż każdy z nas jest jak wszyscy inni, jak niektórzy (ci, których wybierzemy sobie za wzór) i jak nikt inny (każdy jest jedyny i niepowtarzalny). Jest to czas refleksji, niezbędnego dystansu wobec informatycznego konsumizmu. Jest to czas wyjścia na pustynię, poszukiwania nowych przestrzeni w życiu codziennym. Z niezbędnego dystansu, ze szczerością, bez egzaltacji i fałszywej skromności, doświadczamy, iż człowiek wie więcej, niż jest w stanie przekazać. Ulica, zwykły obywatel, wydarzenia, samo życie pozostają prawdziwymi nauczycielami. Wraca prymat jakości i prywatności. Oto paradoksy nowo powstającego indywidualizmu. Również psychologia uczestniczyła w tworzeniu tej nowej mentalności, choć nie w sposób zamierzony.

Jako przykład mamy A. Blaya, który nie uważa siebie za reprezentanta New Age, aczkolwiek jego twórczość jest przyjmowana przez ów ruch za swoją. Na swych kursach psychologii samorealizacji, bardzo znanych w świecie hiszpańskim, ukazuje ludziom poziomy ich wnętrza: od ja doświadczalnego, najbardziej naturalnego lub powierzchownego, przez ja centralne lub zjednoczone do ja najwyższego lub transcendentnego. Dojrzałość lub samorealizacja dokonuje się w całkowitej jedności, a wyrażana jest we właściwych i pozytywnych relacjach z ludźmi, z sobą samym i z kosmosem. Z kolei K. Graf Durckheim w innym kontekście mówi nam o życiu „z Bytu”, to znaczy z ducha, którym Bóg nas obdarzył. Dla niego należy zrezygnować ze skuteczności i aktywizmu, odzyskując własne utracone wnętrze. W ten sposób będziemy mogli żyć w Bycie, co oznacza życie darem nadprzyrodzonym. Mentalność indywidualistyczna, osobista, do pewnego stopnia narcystyczna, wtargnęła wszędzie: nawet do edukacji. I tak, twierdzi się, iż istnieją cztery modele edukacyjne. Pierwszy to model nadopiekuńczy lub konserwatywny: zamyka się edukowaną osobę w sztucznym świecie, chroniąc ją przed potencjalnymi wrogami. Najważniejsze są regulamin i posłuszeństwo. A wraz z nimi świadomość przynależności do elity. Drugi model moglibyśmy określić jako „reformistyczny”. Obrazuje go bluszcz lub powój. Pozornie pozwala się mu, by rósł po swojemu, niemniej jednak zawsze z koniecznością istnienia przewodnika. Wychowawca jest kimś bliskim, a wychowanek cieszy się większą wolnością wewnętrzną, której ramy wyznacza jednak przewodnik. Trzeci model: „reformatorski”. Model szokowy. Jego zasadą jest absolutna nowość – nie wlewamy nowego wina w stare bukłaki. Doświadczenia są, w wielu przypadkach, bolesne. Na koniec pojawia się model ekologiczny lub holistyczny. Łączy on przeciwieństwa: wierzy w konkretną osobę, a jednocześnie we wspólnotę; szuka wolności, a jednocześnie odpowiedzialności; ważną rolę odgrywa w nim zarówno wychowawca, jak i wychowanek; łączy się tu treści i doświadczenia. I w każdym przypadku wychodzi się od życia, by wrócić do życia. Wszystko to mówi nam o czymś nowym, o nowej kulturze, o nowym paradygmacie. Lecz zostawmy stwierdzenia V. Camps i innych autorów, powróćmy do pytania początkowego: czy stoimy dziś wobec nowego narcyzmu? Powinniśmy odpowiedzieć twierdząco: tym, co dziś dominuje, są życie prywatne, indywidualistyczna utopia i rewaloryzacja doświadczeń osobistych. Powodem jest być może – jak podkreślają inni pisarze – fakt, iż od momentu rozczarowania i zmierzchu religii tradycyjnych, opartych na twierdzeniu, że niebo będzie dopiero po śmierci, oraz współczesnych projektów społecznych propagujących zasadę, iż raj należy stworzyć na ziemi, nasze ponowoczesne pokolenie wierzy wyłącznie w hasło: „niebem jestem ja: to, czym żyję, czego używam, co daje mi przyjemność, czego mogę doświadczać”. To, co społeczne, solidarne, wspólne i braterskie – to nauki lub mity, które się przeżyły. To oczywiste, że triumf neoliberalizmu wzmacnia jeszcze, o ile jest to możliwe, triumf tego krótkowzrocznego i schyłkowego narcyzmu. Rzeczy codziennego użytku ujawniają prawdę o nas samych Przyzwyczajamy się zbyt często spoglądać na przedmioty codziennego użytku i używać ich nie zdając sobie sprawy, iż są one prawdziwymi kluczami do interpretacji określonej epoki i kultury. Na podstawie tego, co sugeruje G. Vallés i moich własnych obserwacji wskażę następujące:

Lodówka – symbol „zrób to sam”. Dzięki niej i z niej wybieram to, co mi odpowiada, nie muszę czekać, aż coś dojrzeje, gromadzę to, czego potrzebuję oraz czego na razie nie potrzebuję.

Pieluchy jednorazowego użytku lub chusteczki higieniczne – użyć i wyrzucić, symbol tego, że nic nie trwa i nic nie jest stałe. Wszystko jest wymienne.

Mikrofalówki – symbol natychmiastowego efektu, od rozmrożenia aż do gotowania. W minimalnym czasie maksymalny rezultat.

Aspiryna – symbol ucieczki od bólu, od wszystkiego, co mogłoby powodować niewygodę lub zmuszać do wysiłku. Również symbol zapobiegania temu, co mogłoby się wydarzyć.

Szklarnie – wszystko rośnie w czasie możliwie najkrótszym, za to pozbawione jest jakości, smaku. Telewizja – życie jako „zapping”, historie krótkie i nie pozostawiające śladu, trwonienie czasu i bezczynność, potęgowanie urody i narcyzmu bijącego z ekranu.

Kserokopiarka – potęga i eklektyzm, kolekcjonerstwo, wybór i przywłaszczenie. Wszystko można („róbta co chceta”). Nie respektuje się autorstwa. Wszystko mogę mieć natychmiast. Intensyfikacja indywidualizmu narcystycznego. Wystarczy wiedzieć, co wybrać.

CD-ROM-y, kasety, kalkulator – mogę pozwolić sobie na luksus pustej głowy. Pamięć ani gromadzona wiedza nie przedstawiają już żadnej wartości. Moja pamięć znajduje się w innym miejscu. Mogę powtarzać tyle razy, ile to będzie konieczne.

Komputer: Internet lub zabawy komputerowe dla dzieci – świat w zasięgu ręki, informacja i wiedza bez wysiłku, przyjemność czerpana z chwili obecnej.

Moglibyśmy kontynuować, wymieniając inne liczne przedmioty codziennego użytku. Postawmy pytanie: czy „zrób to sam”, to, co wymienne, efekty natychmiastowe, ucieczka od tego, co kosztuje, kolekcjonowanie doświadczeń, narcyzm, „pełne używanie chwili”, słaba pamięć są najistotniejszymi wartościami naszej kultury? Czy mają rację ci psychiatrzy, którzy stwierdzają, iż dzisiaj mężczyzna i kobieta są po prostu „light”, bezkofeinowi, żyją tylko chwilą obecną i bez głębokich wartości? „Bóg na horyzoncie” Przepowiadać, co jest kluczem prowadzącym do zrozumienia naszego czasu i jego kultury, a co zarysuje horyzont przyszłości, wcale nie jest łatwo. Potrzeba odwagi i jasności umysłu. Hiszpański filozof J.L. Abellán odważył się na to i za pomocą słów-kluczy dokonał syntezy, która miałaby pomóc zrozumieć koniec XX wieku. Oto owe słowa-klucze: „uniwersalność i globalizacja”, triumf teraźniejszości, jakość życia, rewaloryzacja przestrzeni na skalę ludzką, wartość wolności indywidualnej, szacunek dla odmienności, jedność rozumu i uczuć, krytyczna wizja życia, odkrycie na nowo życia prywatnego, kryzys nowoczesności (ponowoczesność). Być może w pełni XXI wieku znów będzie można wykrzyknąć zdanie, które stało się sławne na początku wieku XX: „Bóg na horyzoncie!”. Paul Johnson, angielski historyk idei, napisał niedawno książkę o Bogu i naszym wieku: Poszukiwanie Boga, wędrówka osobista. Zamieścił w niej kategoryczne stwierdzenia, na przykład to: „Historia XX wieku może być widziana jako fiasko wysiłków zmierzających do znalezienia alternatyw dla Boga. Wysiłkami takimi były komunizm i faszyzm. A w naszych dniach neoliberalizm”. W żadnym z tych systemów, według autora, Bóg nie umarł. Został jedynie usunięty w cień. Pod koniec XX wieku powrócono do Boga z siłą większą niż wcześniej. Bóg jest nadal żywy w sercach ludzi, którzy szczerze szukają niepodważalnego uzasadnienia dla swego życia.

W dziele tego samego autora znajdują echo wypowiedzi innych intelektualistów współczesnych dotyczące współczesnego przebudzenia religijności. Być może, jak stwierdza E. Trias, powinniśmy w pełni ponowoczesności przemyśleć na nowo sprawę religii. Oczyszczając ją przy tym z fałszywych wyobrażeń i postaw i pozwalając, by przemówił żywy Bóg. Gdyż, jak już mówili nasi klasyczni teologowie, „o Bogu właściwie tylko sam Bóg może mówić”. I również: „nasza wiara nie opiera się na tym, co wypowiadamy czy głosimy, lecz na Bogu, który się objawił”. Nam, bardziej niż mówić, wypada przyjąć Jego przesłanie i kontynuować Jego dzieła objawione w historii ludzkości. Można być wierzącym na progu XXI wieku, przebijając się przez wszechobecny narcyzm. Według A. Torresa Queirugi powinniśmy mieć wystarczającą odwagę, by wyrażać chrześcijaństwo w świecie zachodnim i w naszej kulturze dwiema rzeczywistościami: ufnością wobec Pana historii i wiarą w zdolność twórcy sensu i przyszłości – człowieka otwartego na Boga – do humanizowania świata i, tym samym, w posiadanie tej zdolności przez chrześcijaństwo.

tłum. Antoni Rachmajda OCD

bp. Cecilio Raúl Berzosa Martínez

biskup katolicki Ciudad Rodrigo od 2011