Czytelnia Karmel wróć

Radość z obecności Słowa


1 lutego, 2020

Poniżej prezentujemy obszerne fragmenty homilii bł. Marii-Eugeniusza od Dzieciątka Jezus OCD z 24 grudnia 1948, wyd. francuskie: Père Marie-Eugène de l’Enfant-Jésus, Jean de la Croix, Présence de Lumière, Editions du Carmel, 1991, s. 296 – 309.

Tłumaczenie na język polski i publikacja na stronie karmelicibosi.pl za uprzejmą zgodą Stowarzyszenia L’Olivier. Wszelkie prawa zastrzeżone ©Association L’Olivier – F-84 210 Venasque.


Święta Bożego Narodzenia przynoszą radość całemu światu, nawet niewierzącym, duszom, które nie utraciły zupełnie wspomnienia bycia chrześcijaninem, a tym bardziej duszom, które pozostały wierzące.

Jesteśmy jednak zdziwieni jak bardzo ta radość okazuje się żarliwa, nawet w zewnętrznych przejawach, u ludzi kontemplacji, a w szczególności w Karmelu. Wiemy, że święty Jan od Krzyża, w te dni wydawał się przemieniony i był jakby poza sobą. Ten, który zwykle bywał bardzo poważny, wówczas był pełen radości, którą wyrażał na zewnątrz słowami, pieśniami, sztukami o tematyce duchowej.[1] Może ktoś pomyśli, że to całkiem naturalna reakcja i że jest ona przejawem zrównoważenia Świętego; jak również zdrowej rozrywki w zazwyczaj surowym życiu. Będzie to jednak pomyłka.

Chodzi o to, że ci ludzie kontemplacji, którzy mówią jedynie o przekraczaniu siebie, zagubieni w surowości i wzniosłości swojej kontemplacji, która unosi ich w pełnię życia mistycznego i aż do Trójcy Świętej, ci kontemplatycy pozostali bardzo ludzcy. Są na wskroś ludźmi, podobnymi do dzieci, uwolnieni poprzez surowość życia od ciężaru tego; co doczesne. Pośród nich widzimy właśnie – i jest to nawet znak tego, że dosięgnęli oni Boga – że osiągając szczyty kontemplacji, doznając oczyszczenia swojego spojrzenia w widzeniu Trójcy Świętej w swojej duszy, odkrywają zarazem tajemnice Chrystusa: odkupienie, wcielenie, nie tylko jako rzeczywistości nadprzyrodzone; ale również jako rzeczywistości bardzo ludzkie.

Odnajdujemy tutaj tę równowagę, która jest obecna w samym Chrystusie: jako Bóg stał się człowiekiem, w pełni człowiekiem. A jeśli by się zdarzyło, że jakiś kontemplatyk pozostałby w swojej kontemplacji jakby ponad ziemią, moglibyśmy powiedzieć, że nie osiągnął on swojego celu, że nie spotkał prawdziwej miłości nadprzyrodzonej, która wypływa z Boga poprzez człowieczeństwo Chrystusa.

Mamy jednak także głębsze powody żeby to wyjaśnić. U ludzi modlitwy radość może pochodzić z zewnątrz ale również, a nawet zawsze pochodzi ona z najgłębszej części duszy, ponieważ tam jest ich prawdziwe życie.

Tajemnica Bożego Narodzenia przywodzi im na myśl rocznicę narodzin tego, któremu wszystko oddali. Jakże więc tego dnia ich radość nie miałaby być przeobfita? Dlaczegóż nie miałaby ona objawić się na zewnątrz kiedy wpatrujemy się w zejście Słowa Bożego z niebios na ziemię? Czyż to Słowo mogło się nam oddać w sposób bardziej całkowity?

Boże Narodzenie zawiera w sobie wszystkie tajemnice: Słowo Boże staje się człowiekiem. Jest to początek wszystkich innych tajemnic: odkupienia, zbawienia, tajemnicy Eucharystii, tajemnicy Ciała mistycznego Chrystusa – Kościoła. To pierwsze oczko łańcucha, konieczne; aby wszystkie inne mogły zaistnieć i się rozwinąć.

To zejście Boga pośród nas, to namaszczenie człowieczeństwa bóstwem, to narodzenie Boga jest dla nas ogromną radością. Czyż nie odczuwamy radości widząc że nasza biedna ludzka natura, skażona grzechem i słaba została naznaczona boskością, uświęcona przez Boga – człowieka ? (…)

Ten powód do radości, jakże szlachetny i nadprzyrodzony pozostaje jednak jeszcze powodem zewnętrznym. Głęboka radość Bożego Narodzenia pochodzi jeszcze z czegoś innego, z bardzo wzniosłego duchowego odczucia. Nosimy w sobie Boga, jesteśmy świątynią Trójcy Świętej poprzez szczególną obecność Boga w naszej duszy i poprzez łaskę, która nam ją daje. Ta łaska, która sprawia że jesteśmy świątynią Trójcy świętej i która daje nam Boga jest głęboko związana z Jego obecnością. Ta obecność Boga w nas urzeczywistnia się nie inaczej jak poprzez stopniowy rozwój łaski.

Święty Jan od Krzyża wyjaśnia nam to. Ta obecność Boga w nas jest rzeczywista, obiektywna ale, jeśli o nas chodzi – nie sama w sobie – jest ona relacją. Bóg jest wszędzie, jest niezmienny. Ale od nas zależy, czy będziemy Go posiadać bardziej czy mniej, czy urzeczywistnimy tę obecność, czy sprawimy, że stanie się ona naszą, czy nawiążemy z tym tajemniczym Bogiem w głębi naszej duszy, coraz bardziej osobiste relacje, relacje, które będą działać i nas przemieniać.[2]

To o tym właśnie mówi Apostoł kiedy nadmienia, że „Chrystus mieszka w nas poprzez wiarę” (Ef 3,17). Bóg jest obecny, ale to wiara nam Go daje, sprawia; że staje się naszym, to wiara urzeczywistnia te coraz bliższe relacje z Nim.[3]

Życie duchowe nie jest niczym innym niż stopniowym urzeczywistnianiem tych relacji z Bogiem w naszej duszy oraz pogłębianiem ich.

Nie chodzi tutaj o odczucie, o bliskość w myślach, ale o prawdziwą bliskość. Nie chodzi o relacje zewnętrzne w myślach, ale o bliskość, która dosięga nawet relacji istotowych, relacji opartych na podobieństwie natury. Łaska nas przebóstwia i w ten sposób nawiązuje pomiędzy nami i Słowem Bożym coraz bliższe więzi. Człowiek kontemplacji, w miarę jak rozwija się jego życie duchowe w pełnym tego słowa znaczeniu, staje się coraz bardziej Dzieckiem Bożym.[4] Zaczyna postrzegać w sposób niejasny tę obecność, urzeczywistnia ją w doświadczeniu osobistym, które jest prawdziwym doświadczeniem, nawet jeśli nie objawia się ono w przejawach zewnętrznych w części zmysłowej. Święty Jan od Krzyża wyjaśnia nam, że nawet u szczytów świętości ta obecność Boga pozostaje ciemna, jest Słowem uśpionym z Żywego Płomienia.[5] Ten obraz często powraca pod piórem  Świętego: sen Boga w duszy, Słowo uśpione w duszy…

Dusza odczuwa ten sen w sposób niejasny, głęboki ale świadomy i pewny, tak jakby odczuwała obecność kogoś śpiącego w sobie lub obok siebie.

Czasem jednak zdarzają się przebudzenia Słowa, które sprawiają, że wszystkie władze duszy kierują się ku Niemu, co napełnia duszę rozkoszą. Są one jednak tak szybkie, że dusza odczuwa jedynie ich skutki. Te przebudzenia Słowa, olśniewające lub zaledwie wyczuwalne, bywają różnej natury.[6]

Dlaczego to Święto Bożego Narodzenia nie mogłoby być jednym z takich właśnie przebudzeń Słowa? Było czymś normalnym, że dla Świętego Jana od Krzyża tak właśnie się działo.

Dlaczego Słowo, po ukazaniu się pasterzom i królom nie miałoby się ukazać duszy oblubienicy w której mieszka?

Dlaczego Boże Narodzenie nie miałoby przebudzić Ducha Świętego, który w nas mieszka?

Nasza łaska upodabnia nas do Słowa, nasza łaska jest synowska.[7] To właśnie ze Słowem nawiązujemy relacje najbardziej bezpośrednie, najbardziej bliskie, najbardziej osobiste. Jeśli mielibyśmy utożsamić się z jedną z osób Boskich Trójcy Świętej, powinniśmy się utożsamić ze Słowem (…) jesteśmy Synami Bożymi, jesteśmy dziećmi Bożymi, ponieważ jesteśmy synami z Chrystusem, z Nim jesteśmy Słowem tchnącym Miłość.[8]

W tych przebudzeniach Słowa w nas Święty Jan od Krzyża uchwycił to najistotniejsze poruszenie łaski, wraz z tym, Kim ono jest i co posiada.

W Boże Narodzenie objawia się nam to Słowo w swoim nieskończonym majestacie, z całą transcendencją, jaka w Nim jest, tak bardzo jak tylko dusza ludzka może to odczuć, ale jednocześnie ze słodyczą dlatego, że Jego człowieczeństwo upodabnia Go do nas i nas do Niego.

(…) To święto Bożego Narodzenia prowadzi Jana od Krzyża w głębie jego duszy i objawia mu tam obecność Słowa. Tę obecność urzeczywistniamy, jak każdą rzeczywistość nadprzyrodzoną, za pomocą spojrzenia duszy na nasze własne doświadczenia, na to kim jesteśmy, na to co zostało nam dane zarówno boskiego jak ludzkiego.

To właśnie z tego głębokiego odkrycia, z tego doświadczenia pochodziła radość świętego Jana od Krzyża. Jego spojrzenie było tak bardzo oczyszczone i delikatne, owe przebudzenia Słowa, triumfalne czy pełne pokoju, czy też dwojakie zarazem, roztaczały namaszczenie bóstwem które przenikało do głębi jego byt i przejawiało się w całym jego ciele, i nawet w końcówkach palców, nawet w najbardziej zewnętrznych sferach zmysłów. Radość wypływała zewsząd.

(…) W tajemnicy Bożego Narodzenia znajdujemy cudowne potwierdzenie  doktryny o nada której naucza ojciec Jan od Krzyża.[9] Słowo jest zrodzone na wysokościach, Ojciec zaś wypowiada to Słowo w ciszy i prostocie.[10]

Tu na ziemi jest tak samo. Bóg daje nam swoje Słowo w takiej samej atmosferze, w takim samym ogołoceniu, ubóstwie, ciemności, ciszy, we wszystkich tych rodzajach nieobecności, które pozwalają Słowu Boga znaleźć swoje miejsce i w pełni się rozwinąć. Ono przychodzi do nas w pokorze.[11] Potrzeba mu przybrać człowieczeństwo; aby być przyjętym pośród ludzi, ale człowieczeństwo ogołocone. Potrzeba Mu było trochę ziemi, żeby się ukazać na niej i coś, na czym mógłby umieścić swoje ciało. Tym czymś jest żłóbek, trochę siana.  Oto czego trzeba tu na ziemi, aby mogło zrodzić się Słowo, oto prawo każdego rodzenia Bożego, każdego przyjścia Chrystusa do nas.

Dla Jana od Krzyża było ogromną radością móc odkryć w tym narodzeniu Słowa potwierdzenie całej żywej i konkretnej prawdy (bo nie chodzi tu o jakąś doktrynę intelektualną) życia, którego doświadczył oraz wspinaczki na górę Karmel, której nauczał. Betlejem jest tym właśnie!

(…) Boże Narodzenie przynosi wielką nadzieję, pochodzącą z głębi, z tego stopniowego ukazywania się Chrystusa w naszych duszach. On jest w nich obecny, śpi, ale być może czasem się budzi.

O ile w Kościele Boże Narodzenie, to przebudzenie się Słowa zdarza się raz do roku, o tyle w naszych duszach Boże Narodzenie może się wydarzać codziennie, ponieważ codziennie Jezus staje się ciałem w nas, staje się jedno z naszą duszą w sposób tajemniczy ale rzeczywisty. W komunii świętej przychodzi i nas „spożywa”[12]. W modlitwie przemienia nas z jasności w jasność aż do doskonałego podobieństwa do Słowa[13]. Przemienia nas także w tym wszystkim, co robimy, bo przecież robimy to z miłością, działamy przez miłość a jedynie miłość przemienia. Nie chodzi o uczucie ale o miłość miłosierną: kiedy daję siebie, miłość się rozwija, Słowo żyje we mnie, i kiedy powracam do ciszy, która pozwala dostrzec to, co się dokonało, odnajduję w sobie Słowo, które w tajemniczy sposób się powiększyło.[14] To dlatego „tak ważnym jest ćwiczyć się w miłości”[15], patrzeć na miłość spojrzeniem duszy coraz bardziej oczyszczonym, żyć aktem miłości, który oddaje nas Bogu, oddając nas jednocześnie duszom w których Bóg mieszka.

W jaki sposób Słowo będzie się nam dawać? Tak samo jak w stajence betlejemskiej, zgodnie z tymi samymi prawami: ubóstwem, nagością, ogołoceniem, ciszą, ciemnością. Zubożeniem o wszystko co jest zewnętrzne, zubożeniem o nas samych w tym co posiadamy z dóbr duchowych, zubożeniem o to, czym jesteśmy. (… ) Bóg nie wymaga od nas jedynie ubóstwa zewnętrznego, ale ubóstwa naszej duszy, tego całkowitego oderwania od wszystkiego, którego uczy nas Słowo, od momentu swego wejścia na ten świat.[16]

Poprośmy Pana Naszego aby nam pomógł to zrozumieć, ażeby to  święto Bożego Narodzenia było dla nas wypełnione wezwaniem do wielkich pragnień.

Niech Boże Narodzenie będzie dziś przebudzeniem się Słowa, które w nas mieszka, Jego obecności, która już się w nas urzeczywistniła, ale niech będzie także mocnym przebudzeniem pragnienia całkowitego zjednoczenia, pragnienia aby Słowo dokonało coraz głębszego owładnięcia naszych dusz, naszych władz. (…)

Boże Narodzenie przynosi pokój i radość z tego, co się w nas dokonało, pokój i radość nadziei na dobroć Boga, który z nieskończoności schodzi do nas, ażeby się nam dawać i ażeby nas wziąć. Oto nasza nadzieja, nie jest ona oparta na naszych wysiłkach ani na naszej dobrej woli ale jedynie na tym zejściu Słowa: chce Ono schodzić jeszcze niżej, w głębię grzechu, w tę naszą zbrukaną ludzką naturę.[17]

Niech te Święta Bożego Narodzenia będą radosne i spokojne, pełne przeogromnej radości, pełne głębokiej wdzięczności oraz nadziei dla nas i dla świata. Nie możemy zapominać o naszym biednym świecie, który nie dostrzega nic z tych cudownych i wielkich rzeczy. Pochylmy się miłosiernie nad duszami, które żyją jedynie zewnętrzną stroną tych świąt, które w nich dostrzegają jedynie daleką harmonię i ludzki czar, które nie potrafią odkryć tych najgłębszych przejawów obecności Boga. Niech te święta będą przyczyną naszej radości ale niech też wyzwolą w nas modlitwę za świat, który tego nie zna, albo który to zaledwie przeczuwa po to, by mógł odkryć owo przychodzenie Boga i urzeczywistnić je w sobie. Niech za sprawą naszej modlitwy Chrystus  w swojej tajemnicy odnowi się i wzrasta w świecie i w duszach.

[1] Por. Crisogono de Jesus, Jean de la Croix, sa vie, Cerf, Paris, 1982, s. 242 i 263.

[2] Por. Droga na Górę Karmel, II r. 4; Żywy płomień miłości strofy 1 i 3.

[3] Por. Pieśń Duchowa, strofa 22.

[4] Por. Pieśń Duchowa, strofa 35, 38.

[5] Por. Żywy płomień miłości strofa 4.

[6] Żywy płomień miłości strofa 4.

[7] Por. Rz 8,15.29; Ga 4,4-7; 1 Kor 3,22.

[8] Por. Pieśń Duchowa, strofa 38, Żywy płomień miłości strofa 4; św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna Ia, q. 43, a. 5, ad. 2.

[9] Por. Droga na Górę Karmel I, 13.

[10] Por. Słowa światła i miłości 99.

[11] Por. Droga na Górę Karmel I, 13; II, 5.

[12] Por. Św. Augustyn, Wyznania, Ks. VII, r. 10.

[13] Por. 2 Kor 3, 18 (Wulgata).

[14] Por. Żywy płomień miłości, strofa 1.

[15] Por. tamże.

[16] Por. Droga na Górę Karmel I, 5, 2 Kor 8,9.

[17] Por. Pieśń Duchowa, strofa 22 i 28.

bł. Maria-Eugeniusz od Dzieciątka Jezus

karmelita bosy, założyciel instytutu Notre-Dame de Vie, autor m.in. „Chcę widzieć Boga” i „Jestem córką Kościoła”