św. Jana od Krzyża – Miłosne zmaganie – komentarz
31 grudnia, 2018
Poemat ten jest jednym z najpiękniejszych i najbardziej „muzycznych” dzieł literatury kastylijskiej, przeznaczony nie tyle dla oka, co dla ucha, pomyślany jako melodia, nie tyle po to, by był czytany, lecz aby był słuchany.
Inne [pieśni] tego samego [autora] o charakterze religijnym.
Takim zdaniem poprzedzony został poemat w manuskrypcie z San-lucar (PA); umieszczono go tam zaraz po glosie „Żyję nie żyjąc w sobie”, z którą łączy go zarówno tematyka – motyw nadziei – jak i ów tytuł: Inne pieśni tego samego autora o charakterze religijnym. Data i miejsce kompozycji pozostają niepewne; możemy jedynie przyjąć, że czas jej powstania poprzedza rok 1584, kiedy to Jan od Krzyża kończy pierwszy komentarz do Pieśni duchowej i do jego końcowej części dołącza dziewięcioczęściowy poemat, w którym znajdują się owe strofy „o charakterze religijnym”. Na podstawie świadectwa s. Marii od Krzyża wnioskuje się, że poemat mógł zostać napisany w Granadzie lub nawet wcześniej, jako że wynika z niego, iż utwór był już znany w Karmelu granadyńskim, gdzie s. Maria słyszała samego Jana od Krzyża mówiącego o nim: „pewnego razu świadek słyszała go [Jana od Krzyża] mówiącego o pieśniach, które tak wzniośle traktują o nadziei i miłosnym zmaganiu”.
Chodzi rzeczywiście o glosę „o charakterze religijnym”, kompozycję poetycką, w której inna poezja, zwykle bardzo krótka pastorałka lub piosenka ludowa jest parafrazowana za pomocą kontrafaktury, otrzymując przy tym sens religijny, i w której wersy kopii początkowej organizują się w nowy poemat, aż do utworzenia organicznej całości sensu i rymu. Poemat ten jest jednym z najpiękniejszych i najbardziej „muzycznych” [dzieł] literatury kastylijskiej, mimo iż krytyka literacka zaliczyła go do tzw. „poematów mniejszych” karmelitańskiego mistyka.
Tras de un amoroso lance,
y no de esperanza falto,
vole tan alto, tan alto,
que le di a la caza alcance.
W miłosnym zmaganiu,
i pełen nadziei,
wzleciałem tak wysoko, tak wysoko,
że pochwyciłem zdobycz.
Za pomocą tylko kilku genialnych retuszów w świeckiej piosence – zmieniając wers „chociaż nie miałem nadziei” – na „i pełen nadziei” i czasownik „wzniosłem się” na „wzleciałem”, stosowny do stanu lub właściwości podmiotu przedstawianego jako ptak łowny – Jan od Krzyża osiąga maksymalną skuteczność, przenosząc treść tych wersów na plan zupełnie nowy i antycypując nawet, jak w syntezie, samą zawartość glosy, jej istotne elementy, słowa najczęściej powtarzane, dźwięki, obrazy i jej temat centralny.
Pięć słów najczęściej powtarzanych poematu to „zmaganie”, „lot”, „wysoko”, „zdobycz”, „pochwycić” – są one zapowiedziane już w kopii początkowej. Brzmienie tych terminów daje, poza tym, efekt werbalny tak zachwycający, iż poeta bez wahania zawierza funkcji konotatywnej tych terminów, aby przekazać za ich pomocą obraz lub wrażenie lotu, obraz przeznaczony nie tyle dla oka, co dla ucha, jako że w żadnym momencie poematu nie pojawia się słowo „skrzydło” ani nie ma w nim żadnego anatomicznego opisu tajemniczego ptaka łownego.
Ta przewaga konotacji w poemacie uwydatnia się przede wszystkim w strukturze melodycznej, silnie sugestywnej, bo pozwalającej uchwycić brzmienie, które wystarczałoby samo w sobie, gdyby tekst nie posiadał poza nim innych wartości. Dzięki funkcji konotatywnej można zobaczyć – a raczej poczuć – iż poemat jest pomyślany jako melodia, nie tyle po to, by był czytany, lecz aby był słuchany, tak jakby poeta mistyczny chciał nam przezeń pokazać swoją szczególną teorię na temat „śpiewu syren”, tak uwodzicielskiego i zachwycającego, że, docierając przez słuch, wzbudza pragnienie nieskończoności, gdyż „jak mówią, śpiew syren jest tak przyjemny i rozkoszny, że zachwyca i rozkochuje słuchacza do tego stopnia, iż wywołuje w nim – jak w podróżnym – zapomnienie wszystkich rzeczy” (PB 20-21,16).
Podobnie w kopii początkowej pojawiają się dwa obrazy alegoryczne – „lot” i „zdobycz” – za pomocą których poemat będzie się rozwijał w symbol drogi mistycznej. Poeta czerpie obrazy z tradycji sokolników (łowy z sokołami) – a także tradycji literackiej, stosującej je do opisu podboju miłosnego – ustawiając je w płaszczyźnie całkowicie nowej: wzlotu duszy ku Bogu.
Poza tym wszystkim, poza słowami, dźwiękami i obrazami, kopia początkowa zawiera również temat centralny glosy – wyrażaną explicite bądź implicite dynamiczną obecność trzech cnót teologalnych: miłości („miłosne zmaganie”), nadziei („i pełen nadziei”) i wiary („wzleciałem tak wysoko, tak wysoko”), działających razem i wspólnie ogłaszających osiągnięty sukces: „że pochwyciłem zdobycz”. Wyrażenie to powraca pięć razy jako stanowcze potwierdzenie osiągniętego zwycięstwa, pochwycenia tajemniczego ptaka, którego imienia nawet się nie wspomina, a zaznacza się tylko jego najistotniejszą cechę: bycie przedmiotem pragnienia. To owe trzy cnoty – jak zobaczymy – pobudzają i podtrzymują cały dynamizm lotu. Nie ma innej siły. W nich pragnienie znajduje całą swą energię do mistycznego lotu.
Trajektoria owego lotu mistycznego, który jak strzała przeszywa niebo i wznosi się coraz wyżej, jest opisywana w poemacie na czterech różnych poziomach, przedstawianych w odpowiednich zwrotkach jako różne etapy tej duchowej drogi, która prowadzi do sukcesu złowienia, do zażyłej komunii z Bogiem.
Zwrotka 1
Para que yo alcance diese
a aqueste lance divino,
tanto volar me convino
que de vista me perdiese;
y, con todo, en este trance,
en el vuelo quede falto;
mas el amor fue tan alto,
que le di a la caza alcance.
Abym mógł wejść
w to boskie zmaganie,
tak musiałem wzlecieć,
że zatraciłem siebie;
a jednak, w tym trudnym momencie
w locie poniosłem porażkę;
lecz miłość była tak wielka,
że pochwyciłem zdobycz.
Glosa rozpoczyna się zwycięskim wybuchem podmiotu, uwydatniającym zaimek osobowy , ja”, ulokowany dokładnie w połowie pierwszego wersu, stanowiący czwartą jego sylabę. To „centralne ja” jest głosem narratora, który utożsamia się jednocześnie z podmiotem lirycznym (ptakiem łowczym) i z podmiotem mistycznym, próbującym w wielkiej radości, wywołanej osiągniętym sukcesem, opowiedzieć nam koleje swej szczęśliwej przygody duchowej, jaka pozwoliła mu osiągnąć tak wspaniałe zwycięstwa.
Wzlot, uniesienie – ku którym popchnęła go miłość, „miłosne zmaganie” – wydobywa podmiot z jego własnych ograniczeń, z jego wcześniejszej zwyczajnej świadomości i unosi go na niezwykłą wysokość, aż do zupełnego zapomnienia o sobie samym: „że zatraciłem siebie”. Lot tak energiczny jak start sokoła, który – według praw ruchu – powinien być wypuszczony pod wiatr, by mógł wykorzystać jego siłę oraz ciepłe prądy i w krótkim czasie wznieść się na dużą wysokość. Ten pierwszy lot okazuje się jednak niewystarczający; był za krótki: „w locie poniosłem porażkę”; wówczas właśnie miłość znów przejmuje inicjatywę, daje nowy impuls, prowadzi go [podmiot liryczny] jeszcze wyżej i pozwala mu w końcu złapać zdobycz: „lecz miłość była tak wielka, że pochwyciłem zdobycz”.
Trajektoria opisana w tej pierwszej strofie pozwala nam zobaczyć protagoniczność i nadzwyczajną siłę miłości. Ona była pierwsza. Łowca jest całkowicie opanowany przez tę śmiałą miłość, która dała mu skrzydła i pcha go coraz wyżej. A owo uwiedzenie przez uczucie sprowokował Boski Cel, który chciał być złowiony, podsycał łowy i pozwolił się złowić. Poeta nie mówi tego bezpośrednio, lecz daje do zrozumienia: Bóg jest przyczyną i siłą miłości, zdolnej podnieść łowcę aż do Niego, gdyż Bóg jest miłością źródłem i celem wszelkiej miłości i „Boga nie osiąga się inaczej, jak tylko przez miłość” (PB 1,13). Oto twierdzenie, które jak strzała przenika całe dzieło Jana od Krzyża: „Bóg jest boskim światłem i miłością” (Pł B 3,49); „spojrzenie Boga jest miłością” (PB 19,6; 31,5.8; 32,3; 33,7); „Bóg, miłując nas pierwszy, uczy nas miłować czysto i całkowicie, tak jak On nas miłuje” (PA 37,3); „jak postępuje Bóg z nami, miłując nas, abyśmy Jego miłowali tą miłością którą On ma dla nas” (L 33, do pewnego karmelity bosego z Segovii, 1951); Bóg „tak jak nie kocha niczego poza sobą tak żadnej rzeczy nie kocha mniej niż siebie, gdyż wszystko kocha przez siebie i w ten sposób miłość jest celem; dlatego Boża miłość do duszy oznacza wprowadzenie jej w pewien sposób w siebie samego, zrównanie jej ze sobą i tak duszę w Nim [będącą] miłuje tą samą miłością jaką sam siebie miłuje” (PB 32,6); „O, wielki Boże miłości i Panie, jak wielkie bogactwa swoje składasz w tym, kto nie miłuje nikogo ani nie ma upodobania w niczym poza Tobą siebie samego bowiem mu dajesz i stajesz się z nim jedną rzeczą przez miłość, i tak dajesz mu smakować i miłować to, co najbardziej dusza kocha w Tobie i co najbardziej jej służy!” (L 11, do Juany de Pedrosa, 2811589).
Zwrotka 2
Cuando mas alto subia
deslumbróseme la vista,
y la mas fuerte conquista
en oscuro se hacia;
mas, por ser de amor el lance
di un ciego y oscuro salto,
que le di a la caza alcanze
Kiedy wyżej się wznosiłem,
straciłem wzrok
i największą zdobycz
pochwyciłem w ciemnościach;
lecz jako że było to zmaganie miłości,
zrobiłem skok w ciemność
i wzleciałem tak wysoko, tak wysoko,
że pochwyciłem zdobycz.
Druga zwrotka podejmuje na nowo opowieść o locie, lecz z punktu wyjścia wyższego aniżeli poprzedni; „kiedy wyżej się wznosiłem” – podczas dalszego wzlotu – wzrok łowcy zostaje porażony, a on sam ślepnie z powodu nadmiaru światła. Jeśli wcześniej mówił, iż pierwszy wzlot doprowadził go do zatracenia siebie („że zatraciłem siebie”), teraz, oślepiony przez światło, już nie może nic widzieć: „straciłem wzrok”; i właśnie w tej jaśniejącej ciemności łowca chwyta „największą zdobycz”, gdy całkowicie opanowany przez śmiałą miłość („lecz jako że było to zmaganie miłości”) ponownie wzlatuje – w ciemność – co pcha go jeszcze wyżej i pozwala mu sięgnąć po jego zdobycz.
Lot ptaka łownego symbolizuje tutaj lot wiary, drugiej cnoty teologalnej, czystego pragnienia w ciemnościach; obraz ten bardzo przypomina oksymoron „ciemny obłok (…) rozjaśniał”, pojawiający się w piątej strofie Wszedłem w nieznane: „Im wyżej się wznosił,/ tym mniej się rozumiało;/ i to jest ciemny obłok,/ który noc rozjaśniał” (wersy 32-35). Lot wiary jest czystym i ciemnym pędem ku Bogu, „skokiem w ciemność”, w pełnię nocnej wędrówki, wiara bowiem jest „ciemną nocą dla duszy”, „obłokiem ciemnym i mrocznym” (D 2,3,4-5). Definicje tę rozumie się lepiej przedstawiwszy sobie Boga jako źródło i pełnię światła: „Bóg jest światłem nadprzyrodzonym dla oczu duszy” (PB 10,8); „Bóg jest boskim światłem i miłością” (Pł B 3,49); „nieskończonym światłem i nieskończonym ogniem” (PłB 1,21; 3,2); „Bóg jest światłem i celem duszy” (PłB 3,70). Najlepszą analizę owego istotnego wymiaru wiary daje nam sam autor w swoim komentarzu do Drogi na Górę Karmel, gdzie wyjaśnia: „wiara jest stałą postawą duszy, pewną i ciemną, a podstawą tego ciemnego zachowania jest fakt, iż pozwala ono wierzyć w prawdy objawione przez samego Boga, które to prawdy są ponad wszelkim światłem i przekraczają wszelkie ludzkie rozumienie bez jakiegokolwiek porównania; dla duszy ten nadmiar światła jest ciemnym obłokiem, gdyż to co większe wchłania i zwycięża mniejsze; podobnie jak światło słońca pokonuje wszelkie inne światła i zwycięża nasz wzrok – najpierw go zaciemniając i pozbawiając nas zdolności widzenia, którą posiadamy, słoneczne światło jest bowiem bardzo nieproporcjonalne i w stosunku do możliwości wzroku nadmierne – tak światło wiary, dzięki swemu ogromowi, gnębi i pokonuje światło rozumu (…), jest nocą ciemną dla duszy i w ten sposób udziela jej światła, i im więcej ją zaciemnia, tym więcej jej udziela ze swego światła, gdyż oślepiając, daje jej światło (…), swoją ciemnością oświetla i udziela światła ciemnościom duszy” (D 2,3,1.4-5). I wychodząc z tego, [autor] podsumowuje: „w ten sposób, w ciemnościach, bardzo zbliża się dusza do zjednoczenia przez wiarę” (D 4,6); tj., prowadzi łowcę do „największej zdobyczy”, którą ten oczywiście „pochwycił w ciemnościach”.
Zwrotka 3
Cuanto mas alto llegaba
de este lance tan subido,
tanto mas bajo y rendido
y abatido me hallaba;
dije: no habra quien alcance;
y abatime tanto, tanto,
que fui tan alto, tan alto,
que le di a la caza alcance.
Im wyżej docierałem
w tym zmaganiu tak wzniosłym,
tym niżej byłem, pokonany
i upokorzony.
Powiedziałem: nie ma nikogo, kto
mógłby to osiągnąć.
I zniżyłem się tak bardzo, tak bardzo,
że wzleciałem tak wysoko, tak wysoko,
że pochwyciłem zdobycz.
Trzecia zwrotka kontynuuje narrację o locie, przedstawia jego szczytowy punkt, na zawrotnej, nieskończonej wysokości, gdzie dochodzi do dziwnego zdarzenia, sytuacji paradoksalnej: „Im wyżej docierałem – mówi łowca – tym niżej byłem, pokonany i upokorzony”. W tej sytuacji, pełnej sprzeczności, ogarnia go zwątpienie, które niemal go pokonuje i jest bliskie spowodowania niepowodzenia całego zamysłu: „Powiedziałem: nie ma nikogo, kto mógłby to osiągnąć”. Lecz wtedy, w sposób zdumiewający i równie paradoksalny, zawrotny moment upadku przekształca się w impuls najwyższego uniesienia, które pozwala mu [podmiotowi lirycznemu] dosięgnąć zdobyczy: „I zniżyłem się tak bardzo, tak bardzo,/ że wzleciałem tak wysoko, tak wysoko,/ że pochwyciłem zdobycz”.
Zainicjowany w strofie poprzedniej temat nocnego lotu wiary przewija się i tutaj (obydwie strofy są zanurzone w nocy, która jest dla mistyka wymiarem i wzorem wiary), lecz poszerzony jest teraz o przeciwności oczyszczenia, które jest również jedną z istotnych cech wiary i warunkiem koniecznym drogi mistycznej: „Są dusze, co nurzają się w błocie jak zwierzęta, które się w nim tarzają; i inne, latające jak ptaki, które oczyszczają się w powietrzu” (D 98); „ten, kto nie pozwala się prowadzić pożądaniom, łatwo będzie latał zgodnie z duchem, jak ptak, któremu nie brak skrzydeł” (D 23); gdyż „nie można osiągnąć zjednoczenia bez wielkiej czystości, a tej czystości nie osiąga się bez wielkiego ogołocenia z wszelkich rzeczy stworzonych i silnego umartwienia” (N 2,24,4).
Zwrotka 4
Por una extrana manera
mil vuelos pasę de un vuelo,
porque esperanza de cielo
tanto alcanza cuanto espera;
espere solo este lance,
y en esperar no fui falto,
pues fui tan alto, tan alto,
que le di a la caza alcance.
W cudowny sposób
tysiąc lotów przebyłem w tym jednym
locie,
gdyż nadzieja nieba
tyle osiąga, ile oczekuje;
oczekiwałem tylko tego zmagania
i w oczekiwaniu się nie zawiodłem,
gdyż wzleciałem tak wysoko, tak wysoko,
że pochwyciłem zdobycz.
Czwarta, ostatnia pieśń kontynuuje całą trajektorię lotu i jednocześnie podsumowuje ją decydującym impulsem nadziei, impulsem tak mocnym, że „w cudowny sposób”, prowadzi go [podmiot], by w jednym tylko locie przekroczył wiele innych: „tysiąc lotów przebyłem w jednym locie”, wznosząc się na wysokość już nie do opisania, na której udaje mu się pochwycić zdobycz. Dzięki temu możemy zobaczyć, że to niezmienna postawa nadziei – „w oczekiwaniu się nie zawiodłem”, jak to już wcześniej powiedział w litocie kopii wstępnej: „i pełen nadziei” – okazała się tą, która przez cały czas podtrzymywała dynamizm lotu, trajektorię mistyczną. Tak początkowy wzlot, który wzbudził miłość i pchnął ją na wielką wysokość, aż do zatracenia siebie, jak i nocny lot wiary, który zaprowadził go na sam szczyt, do „największej zdobyczy” – wszystko to wydarzyło się w nadziei: „lot nadziei do rzeczy, których się nie posiada; [dusza] podniesiona ponad wszystko, co można posiadać tu i tam, poza Bogiem” (D 2,6,5). Gdyż wiara – jak mówi wprost Jan od Krzyża, za tekstem biblijnym z Hbr 11,1 – jest istotą rzeczy, których się oczekuje” (D 2,6,2). Ostatecznie, trzy cnoty teologalne działają i rozwijają się razem: „gdzie jest jedna, tam są wszystkie, i gdzie brakuje jednej – brak wszystkich” (PB 31,4).
W końcowej strofie nadzieja zostaje wyrażona z największą intensywnością – werbalizowana czterokrotnie: „nadzieja”, „oczekuje”, „oczekiwałem”, „w oczekiwaniu”; a nawet przesadnie jest gloryfikowana: „nadzieja nieba”, która „tyle osiąga, ile oczekuje”, w czasie teraźniejszym, otwartym i wiecznym; i tu najjaśniej dostrzega się jej tryumf. Tutaj cała trajektoria mistyczna i cały poemat nabierają właściwego sensu: to nadzieja spowodowała poszukiwanie („oczekiwałem tylko tego zmagania”), nieprzerwanie podtrzymywała lot („i w oczekiwaniu się nie zawiodłem”), a w końcu swym ostatnim machnięciem skrzydeł spowodowała największy i definitywny wzlot, lot pochwycenia („gdyż wzleciałem tak wysoko, tak wysoko,/ że pochwyciłem zdobycz”). To pozwala zobaczyć, że nadzieja, poza tym, że jest cnotą teologalną, jest konieczną dyspozycją ludzkiej psychiki, konieczną nie tylko po to, by otrzymywać i dostrzegać, lecz nawet by niejako wzbudzać pragnienie przedmiotu. „Kto nie oczekuje, nie znajdzie nieoczekiwanego” powiedział Heraklit w jednym ze swych aforyzmów. I to samo potwierdza Jan od Krzyża, gdy mówi: „co do Boga, im więcej dusza oczekuje, tym więcej osiąga” (D 3,7,2; 3,15,1; N 2,21,8); „gdyż prawdą jest, że kiedy dusza pragnie prawdziwie Boga, już posiada tego, kogo miłuje”, „dusza, im bardziej pragnie Boga, tym bardziej go posiada” (Pł B 3,23).
Reasumując – mamy w tej pięknej kompozycji poetyckiej i muzycznej doskonałe streszczenie sanjuanistycznej drogi mistycznej, „prostej i krótkiej” drogi cnót teologalnych wiodącej do zjednoczenia duszy z Bogiem (D 2,6,6; 2,24,8; N 2,21,14), oraz równie doskonały obraz pięciu właściwości lub cech podmiotu mistycznego, „samotnego ptaka, który wzbija się ku samej górze, który nie znosi towarzystwa, nawet swego gatunku, który ustawia dziób pod wiatr, który nie posiada określonego koloru i który śpiewa łagodnie”. Właściwości te charakteryzują tak twórcę poematu, samego Jana od Krzyża, jak i jego odbiorcę, duszę kontemplatywną, „która musi się wznieść ponad rzeczy nietrwałe, traktując je tak, jakby ich nie było; ma być tak przyjaciółką samotności i milczenia, co nie znosi towarzystwa innego stworzenia; ma „wystawiać twarz” na powiew Ducha Świętego, odpowiadając na Jego natchnienia, aby postępując w ten sposób stała się bardziej godna Jego towarzystwa: nie powinna posiadać określonego koloru, upodobania w żadnej rzeczy, tylko w tym, co jest wolą Boga; i ma śpiewać łagodnie w kontemplacji i miłości swego Umiłowanego” (por. D 120; PB 14-15,24).
Tłum. Antoni Rachmajda OCD
Salvador Ros Garcia OCD
(ur. 1955) – karmelita bosy, teolog i poeta