Czytelnia Karmel wróć

Święty Józef – Patron dobrej śmierci


30 października, 2021

Przejście do wieczności w czerwcu br. dwóch moich współbraci Józefów, którzy posługiwali w różnych klasztorach pod wezwaniem św. Józefa oraz byli wyświęceni 57 lat temu na kapłanów w tym samym dniu czyli 22 czerwca 1964 r., daje do myślenia nad łaską ich przejścia do wieczności pod opieką świętego Józefa jako Patrona dobrej śmierci. Obydwaj współbracia byli pod koniec ich życia otoczeni szczególną troską przez ich wspólnoty i odpowiednio przygotowani na to ostateczne spotkanie z Panem. Zmarli w obecności czuwających przy nich współbraci zakonnych.

Święty Józef jest wzywany jako Patron dobrej śmierci, ponieważ w momencie swojego przejścia do wieczności był najprawdopodobniej otoczony przez najbliższych z rodziny: Maryję i Jezusa. Wielkie to pocieszenie, kiedy w momencie opuszczania tej ziemi, nie jest się samemu, ale towarzyszy nam Ten, który nas zbawia i Ta, która daje nam Zbawiciela. Uzasadnione jest zatem proszenie w modlitwie św. Józefa o łaskę bycia otoczonym przez naszych bliskich i niesionym przez ich modlitwy w tym jakże ważnym momencie naszej śmierci, abyśmy „przeżyli” tę chwilę w pojednaniu i w pokoju.

Śmierć jest rzeczywiście wejściem do wiecznej radości i odpoczynku. Liturgia mszy św. za zmarłych uczy tego od antyfony na wejście, aby Pan udzielił im wiecznego odpoczynku. Kanon rzymski w tekście wspominającym zmarłych, którzy odeszli ze znakiem wiary i spoczywają w Chrystusie, modli się, aby mieli w Nim udział w radości, światłości i pokoju.

Z pewnością nie należy tego stanu spoczynku i błogości rozumieć jako niekończącą się bezczynność, raj dla leniwych czy „gehennę” dla ludzi czynu. Św. Teresa od Dzieciątka Jezus zamierza spędzić swoje niebo czyniąc dobro na ziemi:

„Czuję, że teraz odpocznę. Ale czuję przede wszystkim, że teraz zacznie się moje posłannictwo (…). Jeśli Pan Bóg spełni moje pragnienie, moje niebo będzie – aż do końca świata – na ziemi. Tak, chcę, aby moje niebo polegało na czynieniu dobrze na ziemi. (…) Nie chcę odpoczywać, póki są dusze, które trzeba zbawić… Ale kiedy anioł powie: „… czasu więcej nie będzie”, wtedy spocznę, będę się radowała, gdyż liczba wybranych będzie już wypełniona i wszyscy będą zażywać radości i odpoczynku”

św. Teresa od Dzieciątka Jezus, Żz 17, 7).

Życie w niebie to życie skąpane w Bożym miłosierdziu, które zawsze jest aktywne. Przykład św. Józefa, dobrego i wiernego sługi Pana, wskazuje nam, jak wejść w ten odpoczynek. Powstaje jednak pytanie, ponieważ jego śmierć nastąpiła, zanim Jezus nas odkupił przez swoją mękę, śmierć i zmartwychwstanie. Czy dopiero to wydarzenie zbawcze rozpoczyna jego dobrą śmierć?

Dobra śmierć św. Józefa

Święty Józef niewątpliwie odszedł już do wieczności na początku życia publicznego Jezusa, gdyż nie pojawia się poza relacjami z dzieciństwa oraz gdy Maryja robi 12-letniemu Jezusowi wyrzuty: «Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie» (Łk 2, 48).

Natomiast kiedy Maryja i bracia szukają Jezusa, to św. Józef nie jest już wśród nich wymieniany: „Gdy jeszcze przemawiał do tłumów, oto Jego Matka i bracia stanęli na dworze i chcieli z Nim mówić. Ktoś rzekł do Niego: Oto Twoja Matka i Twoi bracia stoją na dworze i chcą mówić z Tobą” (Mt 12, 46-47). Ta nieobecność sugeruje, że nie był już na tym świecie. Według św. Marka mieszkańcy Nazaretu nazywają Jezusa „cieślą, synem Maryi” (Mk 6,3), co zakłada, że jest On synem wdowy i następcą ojca w jego zawodzie cieśli. Ta nieobecność Józefa potwierdza się u stóp krzyża, gdzie Jezus powierza swoją Matkę umiłowanemu uczniowi.

To bycie na dalszym planie św. Józefa odpowiada planowi Opatrzności. W swoim życiu publicznym Jezus ma objawić ludziom Ojca niebieskiego, którego jakąś namiastkę z pewnością reprezentował Jego ziemski i przybrany ojciec, a który w tym nauczaniu Pańskim mógłby być źródłem dwuznaczności i nieporozumień. Uczniowie Jezusa byliby skłonni odnosić do Józefa, to co Jezus mówił o swoim Ojcu. Dlatego można przypuszczać, że Józef „całkowicie się umniejszył” i odszedł do wieczności przed publiczną działalnością Pana Jezusa, aby Ojciec Niebieski jawił się wyraziście w nauczaniu jako Ojciec Jezusa.

Warto więc trzymać się obrazu przekazywanego przez ikonografię umierającego św. Józefa w otoczeniu Maryi i Jezusa, a czasami na dodatek i aniołów. Czyż nie mógłby na swoim łożu powtórzyć za natchnieniem Ducha Św. kantyku Symeona?: „Teraz, o Władco, pozwól odejść słudze Twemu w pokoju, według Twojego słowa. Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie, któreś przygotował wobec wszystkich narodów …” (Łk 2, 29-31). Przez wiele lat św. Józef miał przed oczami to zbawienie, które ostatecznie też nosił na swoich rękach, dlatego jak Symeon mógł odejść w pokoju.

Śmierć św. Józefa to dobra śmierć, ponieważ nie umiera on sam, ale w otoczeniu swojej rodziny. Św. Franciszek Salezy twierdził, że jak Pan Bóg złożył przy narodzinach i w młodości ciało Jezusa w ręce Józefa tak w czasie śmierci on składa swego ducha w ręce Jezusa. Tak jak św. Józef troszczył się o ciało Pana Jezusa, tak On ma zatroszczyć się o duszę swego przybranego ojca. To dobra śmierć, bo po życiu poświęconym na służbę Panu mógłby sam usłyszeć słowa przypowieści: „Dobrze, sługo dobry i wierny, byłeś wierny w kilku rzeczach, dam ci większe. Wejdź do radości twego Pana” (Mt 25,21). To dobra śmierć, bo przygotował się na nią i nie był nią zaskoczony. Właściwie jak mógłby nie myśleć i nie wierzyć w życie wieczne każdego dnia ten, który na co dzień przebywał z nieskończonością pod postacią Bożego Dziecięcia?

Jednak ważne jest również to, aby zapytać co się z nim stało, gdy umarł. Możemy sądzić, że znalazł się w Szeolu, tam gdzie sprawiedliwi Starego Testamentu czekali na wyzwolenie od zapowiadanego Zbawiciela. Trzeba będzie czekać na ukrzyżowanie Jezusa i Jego zejście do piekła, aby zmarli zostali uwolnieni.

Katechizm Kościoła Katolickiego wyraża się na ten temat w następujący sposób: „Krainę zmarłych, do której zstąpił Chrystus po śmierci, Pismo święte nazywa piekłem, Szeolem lub Hadesem, ponieważ ci, którzy tam się znajdują, są pozbawieni oglądania Boga. Taki jest los wszystkich zmarłych, zarówno złych, jak i sprawiedliwych, oczekujących na Odkupiciela, co nie oznacza, że ich los miałby być identyczny, jak pokazuje Jezus w przypowieści o ubogim Łazarzu, który został przyjęty „na łono Abrahama”. „Jezus Chrystus, zstępując do piekieł, wyzwolił dusze sprawiedliwych, które oczekiwały swego Wyzwoliciela na łonie Abrahama”. Jezus nie zstąpił do piekieł, by wyzwolić potępionych, ani żeby zniszczyć piekło potępionych, ale by wyzwolić sprawiedliwych, którzy Go poprzedzili” (KKK 633).

To właśnie Jezus otwiera drogę do zmartwychpowstania; jest pierworodnym spośród umarłych. Dlatego w świetle śmierci i zmartwychwstania Chrystusa możemy medytować nad własną śmiercią, aby była to śmierć dobra.

Czym jest śmierć dla chrześcijan?

Metafizycznie śmierć jest oddzieleniem się duszy od ciała. Tak to rozumiemy od czasów Arystotelesa. Teraz dusza jest złączona z ciałem; śmierć czyni więc gwałt na naszej naturze, jest nieporządkiem, który domaga się pierwotnego przywrócenia i harmonijnego porządku.

Chrześcijańska wiara w zmartwychwstanie ciał, ciała i duszy, ponownie zjednoczone, odpowiada na ten impas refleksji filozoficznej. Przejdziemy przez śmierć, przez to zgubne „złamanie” ciała i duszy, ale Bóg nas wskrzesi, ożywi nasze ciała na sądzie ostatecznym, „i pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego” (Mt 25,46). Śmierć jest konsekwencją grzechu pierworodnego (por. Rz 5,12), jest więc złem. Jak więc mamy mówić o dobrej śmierci? Odkąd Jezus chciał przejść przez śmierć, aby nas odkupić, ją przezwyciężyć i zostać wskrzeszonym, śmierć stała się przejściem do życia. „Jeżeli umarliśmy razem z Chrystusem, wierzymy, że z Nim również żyć będziemy” (Rz 6,8). Sakrament chrztu już oznacza przejście przez śmierć, aby wejść w nowe Życie. Przejście, które dokonuje się za każdym razem, kiedy umieramy dla grzechu (por. Rz 6,4). Dobra śmierć to też śmierć dla grzechu, nie mieć z nim nic wspólnego, aby żyć dla Boga. Dlatego św. Paweł stwierdza, że umiera każdego dnia: „Zapewniam was, przez chlubę, jaką mam z was w Jezusie Chrystusie, Panu naszym, że każdego dnia umieram” (1 Kor 15, 31), oraz że czekał i pragnął tej śmierci każdego dnia: „ Dla mnie bowiem żyć – to Chrystus, a umrzeć – to zysk” (Flp 1, 21).

Szczęśliwe spotkanie z Bogiem bez zasłon

Dobra śmierć jawi się nam teraz jako sposób na spotkanie z Bogiem, moment, w którym zasłona, która nas oddziela od Niego i zakrywa ją przed nami, w końcu zostanie rozdarta. „Zerwij zasłonę tym słodkim zderzeniem” – pisze św. Jan od Krzyża w pierwszej zwrotce swojego wiersza „Żywy płomień miłości” (ŻPM 1.6). Zakochana dusza prosi Boga, aby zerwał tę zasłonę, która uniemożliwia jej uchwycenie miłości Boga i Jego kontemplację. Ta dusza jest oderwana od stworzeń, które stanowią pierwszą zasłonę; opanowała swoje pożądania i uczucia, które tworzą drugą zasłonę. Brakuje jej tego ostatniego oderwania, bo „Z dwóch stron doznaję nalegania: pragnę odejść, a być z Chrystusem, bo to o wiele lepsze, pozostawać zaś w ciele – to bardziej dla was konieczne.” (Flp 1,23). W tym celu musimy umrzeć, mówi nam Pismo (Wj 33,20). Wtedy płomień miłości, który płonie w sercu duszy, pochłonie tę zasłonę w nowy sposób. Św. Jan od Krzyża pisze o trzeciej zasłonie, która ma być zerwana przez interwencję, uderzania płomienia miłości Bożej, który to sprawia raczej z rozkoszą i słodyczą. W sposób dość jasny i głęboki wyjaśnia to Święty w Żywym Płomieniu Miłości:

„Należy tu zaznaczyć, że naturalna śmierć osób, które dochodzą do tego stanu, chociaż jest podobna do innych przez swoje działanie na naturę, to jednak co do swej przyczyny i sposobu bywa zupełnie różna. Bo gdy inni umierają śmiercią spowodowaną przez chorobę lub wiek, to one, chociaż umierają w chorobie czy po dopełnieniu się lat, jednak nie to odłącza ich duszę od ciała, lecz pewne uderzenie i spotkanie miłości o wiele większe niż poprzednio, potężniejsze i silniejsze, tak iżby mogło zerwać zasłonę i unieść perłę duszy. Śmierć takich dusz jest więc bardzo łagodna i słodsza jeszcze, niż było ich życie duchowe w ciągu dni ziemskich, gdyż umierają pod wpływem wzniosłych uderzeń i błogich spotkań miłości. Są więc jak łabędzie, które najczulej śpiewają, gdy umierają” 

św. Jan od Krzyża, ŻPM 1, 30.

Dobrym komentarzem do tych słów św. Jana od Krzyża jest stwierdzenie św. Tereski od Dzieciątka Jezus: „Ja nie umieram, ja wchodzę w Życie” (LT 244). Dobra śmierć jest właśnie wejściem w pełne życie Chrystusa Zmartwychwstałego i Uwielbionego, spotkaniem tak oczekiwanym z Tym, który nam przygotował mieszkanie w domu Ojca.

Życie wieczne jest ostatecznym odpoczynkiem w Bogu, które potwierdza wielu świętych. To przejście do Życia jest słodkie dla sprawiedliwych, którzy przez długie lata tęsknili za pełną komunią ze swoim Panem. Tak było ze św. Józefem, Patronem dobrej śmierci, którego szczególnie czcimy w tym Roku jemu poświęconym.

o. Jan Malicki OCD

karmelita bosy, wieloletni misjonarz w Afryce, obecnie Prowincjał Warszawskiej Prowincji Karmelitów Bosych