Komentarz Biblijny o. Wilfrid Stinissen OCD wróć

Uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa

27-06-2019

Łk 15, 3-7
Przypowieść o zgubionej owcy

Jezus opowiedział faryzeuszom i uczonym w Piśmie następującą przypowieść: «Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nie idzie za zgubioną, aż ją znajdzie? A gdy ją znajdzie, bierze z radością na ramiona i wraca do domu; sprasza przyjaciół i sąsiadów i mówi im: Cieszcie się ze mną, bo znalazłem owcę, która mi zginęła.

Powiadam wam: Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia».


Szukaj towarzystwa Jezusa

Teresa radzi: „Postaraj się o towarzystwo. A jakież mógłbyś znaleźć lepsze nad towarzystwo samego Mistrza, który nauczył nas tej modlitwy, do której odmówienia się zabierasz. Przedstaw sobie Pana stojącego tuż przy tobie i patrz, z jaką miłością i z jaką pokorą raczy ciebie nauczać”.

Patrz na Tego, który patrzy na nas

Nawiąż z Jezusem osobisty kontakt, dostrzeż Jego spojrzenie, a następnie patrz Mu w oczy, bez lęku. Uświadom sobie, że nasze życie od Niego pochodzi i że On patrzy na nas z taką ogromną życzliwością.

Wsłuchuj się w Mistrza

Jezus nie tylko patrzy na nas, ale również do nas mówi.

Przypowieści o zagubionej owcy i zagubionej drachmie torują drogę do trzeciej przypowieści, która jest jakby ich ukoronowaniem – o synu marnotrawnym. Choć tej trzeciej dzisiaj nie czytamy, aby tekstu zbytnio nie przedłużać, ale dobrze jest przypomnieć, że te trzy przypowieści stanowią całość i wspólnie tworzą punkt kulminacyjny Łukaszowej Ewangelii. Łukasz, więcej niż inni ewangeliści, pisze o miłosierdziu Jezusa. W tych trzech „przypowieściach miłosierdzia”, jak często się je nazywa, miłosierdzie Ojca i Jezusa jest wyeksponowane w przekonywujący sposób.

Dzisiaj ograniczymy się do przypowieści o zagubionej owcy. Dla słuchaczy Jezusa nie jest niczym nowym, że Bóg jest jak pasterz, że jest dobrym pasterzem i troszczy się o swoje owce. Stary Testament wielokrotnie o tym mówi. Już w Księdze Rodzaju Jakub powiada, że Bóg troszczył się o niego przez całe życie (48,15). U Izajasza czytamy: „Podobnie jak pasterz pasie On swą trzodę, gromadzi [ją] swoim ramieniem, jagnięta nosi na swej piersi, owce karmiące prowadzi łagodnie” (40,11). Wszyscy znamy i kochamy Psalm 23: „Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego”. Jednak przede wszystkim Ezechiel rozwija wątek pasterski i pokazuje, z jaką delikatnością Bóg troszczy się o swoje owce. „Ja sam będę pasł moje owce i Ja sam będę je układał na legowisku – wyrocznia Pana Boga. Zagubioną odszukam, zabłąkaną sprowadzę z powrotem, skaleczoną opatrzę, chorą umocnię, a tłustą i mocną będę ochraniał” (34,15-16). Faryzeusze natychmiast orientują się, że Jezus mówi o Bogu, kiedy opowiada historię o pasterzu, który miał sto owiec i zgubił jedną z nich.

Zwróćmy wpierw uwagę na jedno: pasterz miał sto owiec. Ta okrągła liczba oznacza, że stado jest całością i ma wartość jako całość. Całość ulega rozbiciu, gdy ginie jedna z owiec. Gdyby pasterz miał, powiedzmy, sześćdziesiąt cztery owce, to nie martwiłby się za bardzo, gdyby jedna mu zginęła. Sześćdziesiąt cztery czy sześćdziesiąt trzy to prawie tyle samo. Jest jednak wielka różnica między dziewięćdziesiąt dziewięć a sto. Kiedy składamy życzenia komuś, kto skończył dziewięćdziesiąt lat, to życzymy mu zwykle jeszcze dziesięciu. Kiedy potem umiera w wieku dziewięćdziesięciu dziewięciu, to otoczenie jest rozczarowane, a może i on sam, jeśli jest świadomy tego, co się dzieje. Wydaje się nawet, że te dziewięć dodatkowo przeżytych lat to był stracony czas. Cała sztuka to przecież skończyć sto lat. Stado dziewięćdziesięciu dziewięciu owiec to stado okaleczone. Spora część radości ze swojego stada, którą cieszy się pasterz, znika, kiedy liczba nie jest już okrągła. Całe stado musi być uratowane. „Jest wolą Tego, który Mnie posłał, abym nic nie stracił z tego wszystkiego, co Mi dał”, mówi Jezus (J 6,39).

Wielokrotnie zdarzało mi się, że przychodziła do mnie jakaś zatroskana matka, mówiąc: „Nie potrafię sobie wyobrazić, bym w niebie mogła być szczęśliwa, gdyby zabrakło tam któregoś z moich dzieci”. Oczywiście, że nie byłaby szczęśliwa. Ma prawo tak mówić. To echo słów Jezusa: „Ja daję im życie wieczne. Nie zginą one na wieki i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki” (J 10,28). To normalne, że matka myśli wpierw o swoim dziecku. Jednak Jezus otrzymał zadanie troszczenia się o wszystkich, ponieważ wszyscy są dziećmi Ojca.

Jedna zagubiona owca burzy całe stado i odbiera radość pasterzowi. To dlatego Jezus czyni coś, jak się wydaje, niedorzecznego, pozostawiając dziewięćdziesiąt dziewięć owiec, by szukać tej jednej zagubionej. Jednak i dla tych pozostałych dziewięćdziesięciu dziewięciu nie istnieje już radość. Wszystkie owce przynależą bowiem do siebie. Z chwilą gdy jedna z nich zbłądzi, wszystkie muszą postawić na tę jedną. Dla tych dziewięćdziesięciu dziewięciu oznacza to, że muszą być przygotowane zrezygnować ze swojego pasterza i pozwolić mu odejść na poszukiwanie. Jedyne, co mogą zrobić, to pozostać na miejscu i czekać, aż pasterz wróci razem z zaginioną owcą. Zamiast narzekać i użalać się na oschłość na modlitwie, i na to, że Pan wydaje się być tak daleko, powinniśmy cieszyć się, że On właśnie komuś innemu okazuje miłosierdzie.

Jezus nie mówi, że owca poszukuje swojego pasterza, ale to pasterz jej szuka. Inicjatywa należy do pasterza, do Boga. I pasterz, mówi Jezus, szuka zagubionej owcy, aż ją znajdzie. Nie szuka dwa dni ani dwa lata. Szuka jej tak długo, dopóki owca jest przy życiu. To fundament naszej nadziei. Niezłomny fundament, dzięki któremu nawet kiedy my poddaliśmy się już i straciliśmy nadzieję, to nadzieja i tak jest, ponieważ to On się nie poddał.

Gdy pasterz w końcu znajduje owcę, nie pozwala jej iść za sobą na własnych nogach. Nie, on cieszy się, mówi Jezus, i bierze ją na ramiona. Któż nie chciałby być zagubioną owcą? Nie tylko dlatego, aby być niesionym na ramionach pasterza, ale by być też źródłem tak wielkiej jego radości. Ilekroć to, co zginęło, odnajduje się, czy dotyczy to zagubionej owcy, czy drachmy, czy syna, nastaje wielka radość, nie tylko wśród tych, którzy znajdują to, co zginęło, ale i wśród sąsiadów, przyjaciół, w całym niebie. Jedną z największych radości nieba jest widzieć, jak odnajduje się to, co zginęło.

Często pytamy, dlaczego Bóg przyzwala na grzech i cierpienie jako jego konsekwencję. Dlaczego tak stworzył człowieka, że może on grzeszyć i właściwie nic innego nie potrafi ? Tutaj Jezus odsłania rąbek tajemnicy. Istnieje szczególna radość odnajdywania tego, co zginęło, radość tak wielka, że grzech i nędzę pozostawia w cieniu. „Albowiem Bóg poddał wszystkich nieposłuszeństwu, aby wszystkim okazać swe miłosierdzie”, pisze św. Paweł (Rz 11,32). Niebo nie byłoby niebem, gdyby było oczywiste. Do istoty nieba przynależy bycie niespodzianką. Jak można by przypuszczać, że coś, co wydawało się definitywnie zgubione może być bardziej ogarnięte Bogiem, niż gdyby nigdy się nie zagubiło? Niebo to wieczna niespodzianka z niepojętej miłości i miłosierdzia Bożego.

Na koniec decydujące pytanie: po czyjej stronie stajemy? Czy należymy do tych dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, czy identyfikujemy się z zagubioną owcą? To ryzykowne, chcieć być pośród tych sprawiedliwych, z których wiele, może i wszystkie, są fałszywie sprawiedliwe. Mamy wszystko do wygrania, jeżeli zidentyfikujemy się z zagubioną owcą. Wszyscy w pewien sposób jesteśmy zagubieni. Nie odpowiadamy oczekiwaniom Pana. Tak łatwo mówimy, że robimy to, co najlepsze, że robimy, co możemy. Wiemy jednak, że to nie jest prawdą, moglibyśmy kochać o wiele bardziej. I nawet jeśli robimy to, co możemy, to nie wystarcza. Bóg bowiem chce, byśmy robili więcej niż możemy, pozwalając Jemu samemu w nas działać.

Jeżeli identyfikujemy się z zagubioną owcą, naszym jedynym zadaniem jest pozwalać się szukać i być odnalezionym przez Niego. I nie opierać się, kiedy On chce nas wziąć na ramiona. To wystarczy, aby w niebie wywołać radość większą od tej, niż gdybyśmy byli tak sprawiedliwi, że nigdy nie potrzebowalibyśmy odnalezienia.

Mów do Niego

Po wsłuchiwaniu się w Mistrza my podejmujemy z Nim rozmowę. Mamy do Niego kierować słowa proste i prawdziwe.