aktualności prowincji więcej

Duruelo – 450 lat reformy – czyli jak świętuje jubileusz Drzewina


1 maja, 2018

Kapituła klasztoru uznała, że raz na 450 lat można zaszaleć ze świętowaniem. Bardzo chcieliśmy sięgnąć do źródeł naszego charyzmatu. Pobyć, pomodlić się w miejscach gdzie wszystko się rozpoczęło, gdzie Bóg Duch Święty dał swoje nowe tchnienie w zniechęconych braci. Stąd pomysł by udać się z pielgrzymką najpierw do Duruelo, potem do miejsc związanych ze św. NO Janem od Krzyża.

Z Drzewiny pojechał cały klasztor – czteroosobowa wspólnota. Na ten tydzień domem opiekował się zaprzyjaźniony z nami świecki karmelita p. Zbyszek Łąkowski OCDS; serdeczna wdzięczność. Już w Madrycie dołączył do nas o. Leszek Jasiński OCD. Przyleciał prosto z Rzymu gdzie teraz studiuje. Leszek był dla nas i tłumaczem i przewodnikiem, gdyż znał już wiele z tych miejsc do których mieliśmy dotrzeć. Wielka wdzięczność dla niego za cały ten czas, za trud. A więc:

Dzień I.

5. IV – Raniutko o 5 na lotnisko w Poznaniu zawiózł nas o Jakub Kamiński OCD – wielka wdzięczność dla niego, bo po powrocie on nas też odebrał. Lot do Madrytu, chociaż tani, to nam wydał się bardzo wygodny. Odnaleźć się na wielkim lotnisku w Madrycie dla braci trochę już zdziczałych w lasach drzewińskich, było małym wyzwaniem. Poczekaliśmy z godzinkę na Leszka. Gdy już się zjawił ruszyliśmy do wypożyczalni samochodów! Naprawdę dla kilku osobowej ekipy się opłaca, jest to najtańsze rozwiązanie, gdyż za bilety dla pięciu osób płacilibyśmy więcej. Oczywiście jest to przy okazji także o wiele wygodniejsze rozwiązanie, daje dużo więcej możliwości niż poruszanie się zwykłą komunikacją. Podróż zajęła nam ponad dwie godziny. Napatrzeć się nie mogliśmy na te hiszpańskie krajobrazy – często tak różne od naszej bujnej, tętniącej życiem zieleni.

Alba de Tormes

Tu zatrzymaliśmy się przez pierwsze trzy noce. Przed wyjazdem pisaliśmy do różnych naszych klasztorów: braci i sióstr, prosząc by nas przyjęli na kilka dni za darmo. Po prostu żebraliśmy. To był dla nas ważny znak w rozeznawaniu czy w ogóle jechać. Właśnie nasi bracia w Alba okazali się niesamowici: przyjęli nas wspaniale, wytrzymali z nami, nakarmili porządnie; ogromna wdzięczność! Prosimy Pana by im wynagrodził ten trud. Wieczorem w kościele braci odprawiliśmy Mszę świętą i poszliśmy na kolację: o 21.00! u Hiszpanów to norma. Oczywiście specyfiki hiszpańskie, zero herbaty, za to flaszka wina. I tak każdego dnia. W końcu, po paru dniach niektórzy z nas unikali wina a po knajpkach szukali herbaty, żeby żołądek dał radę.

Dzień II.
Fontiveros

Dni wyglądały tak, że rano wyjeżdżaliśmy i wracaliśmy na kolację. Plan był taki, żeby w miarę możliwości poznawać po kolei miejsca gdzie był Jan. Więc Fontiveros: tu zamieszkali Gonzalo i Catalina, tu rodzą się ich dzieci. Tu umierają Gonzalo i Ludwik, brat Jana. Catalina, wdowa z dwoma synami ucieka do większego miasta gdy Jan ma 6 lat. Fontiveros to mała wioska pięknie położona. Mszę świętą sprawowaliśmy w kościele sióstr Karmelitanek trzewiczkowych, który znajduje się na miejscu gdzie był dom rodzinny św. NO. Małe spotkanie z jedną z sióstr i zdumiewające dla nas odkrycie, otóż klasztor Karmelitanek trzewiczkowych był w Fontiveros zanim Jan się urodził. A więc rodzice Jana musieli znać siostry: to przecież mała wioseczka, jedyny klasztor, niedaleko jedynego kościoła parafialnego. A więc mały Jan miął jakąś styczność z Karmelem już w rodzinnej miejscowości. Później nawiedziliśmy kościół parafialny, gdzie rodziną co niedzielę chodzili na Mszę. Po drodze z samochodu widzieliśmy jeszcze Arevalo. Po południu:

Medina del Campo

Tutaj Jan spędza młodość, tu wstępuje do Zakonu. My zaczęliśmy poznawanie Medina od wizyty u naszych sióstr bosych, zwiedzenia ich muzeum Teresy od Jezusa. W naszej pielgrzymce jak tylko się dało uzupełnialiśmy miejsca związane z Janem pamiątkami po św. NM Teresie. W Medina postanowiliśmy wtargnąć do klauzury sióstr, czemu nie bardzo oponowały, gdyż tam znajduje się grób mamy Jana, Katariny. Potem zajrzeliśmy na chwilę do kościoła sióstr Augustianek, gdzie Jan wiele lat służył do Mszy świętej. Zobaczyliśmy miejsce po Las Bubas – szpitalu gdzie tyle lat posługiwał – dorabiał. Dalej odwiedziliśmy braci bosych w Medina – ciekawe doświadczenie. W końcu pomodliliśmy się w kaplicy, która jest dawnym chórem zakonnym klasztoru św. Anny, a więc klasztoru gdzie Jan wstąpił i gdzie sprawował swoją Mszę prymicyjną. Tylko ta kaplica została z klasztoru.

Dzień III.
Salamanca

Zaczęliśmy od kolegium św. Andrzeja, czyli klasztoru karmelitów (trzewiczkowych) gdzie Jan studiował teologię. Jest tam nadal klasztor braci trzewiczkowych, jednak to dosyć nowy, ogromny obiekt. Ten z czasów Jana został doszczętnie zrujnowany przez powódź spowodowaną wylaniem rzeki. Chrystus Pan był dla nas łaskawy, bo złapał nas jakiś tercjarz braci trzewiczkowych i oprowadził tam, gdzie zwykle jest pozamykane. Potem uczelnia Jana – piękna i wielka, z ogromną historią. Potem katedry Salamanki, stara i nowa. Nowa jest ogromna, chyba nie ustępuje wielkością Rzymskim bazylikom. A już dla nas przywykłych do małego chóru w Drzewinie to był mały szok. Poszwendaliśmy się trochę po mieście. To co zwróciło naszą uwagę, to że ludzie tam odwykli od widoku habitu, więc wszędzie byliśmy bardzo serdecznie przyjmowani. Po południu

Valladolid

Jan jest tu krótko, około dwóch miesięcy, gdzie mieszkając przy siostrach bosych przygląda się ich sposobowi życia. Chłonie od Teresy ducha reformy i inteligentnie rozeznaje: co wziąć do reformy braci a czego mu tam brakowało. Najpierw sprawowaliśmy Mszę świętą u naszych drogich sióstr. Potem rekreacja ze wspólnotą sióstr. Szokiem było danie nam do przeglądnięcia RĘKOPISU Drogi doskonałości – oryginału!!!  Zrodziła nam się taka refleksja: w każdym klasztorze gdzie byliśmy mają jakieś nasze skarby: relikwie, rzeczy, pamiątki po świętych. Uderzył nas kontrast, że bardzo tam żyją historią, i dobrze, a jednak jest tam jakoś mało życia, prawie nie ma w klasztorach ludzi młodych. Z tej smutnej reguły wyłamują się klasztory m. Maravillas.

Dzień IV.
Alba de Tormes

Rano sprawowaliśmy Mszę świętą w kościele naszych sióstr, w kaplicy blisko urny – grobu św. NM Teresy od Jezusa. Ich klasztor sąsiaduje z naszym. Teresa też towarzyszyła nam codziennie, tam najbardziej odczuliśmy, że właśnie oni oboje: Jan i Teresa, to nasi prawdziwi Rodzice. Przeszliśmy przez muzeum Teresy  znajdujące się przy klasztorze sióstr. Później udała nam się dobra kawa na plaza maior, sympatycznym malutkim rynku miasteczka Alba, z charakterystycznymi palmami na środku placu. Przy obiedzie przyszedł czas na pożegnanie wspaniałych ludzi, naszych drogich braci z Alba: o. Michał, o. Gabriel i kochany o. Diego. Po południu:

DURUELO

Dla Jana to nowy początek, pierwotne tchnienie Ducha Świętego. Trzeba uczciwie powiedzieć że wielkie początki Zakonu były w „wiosce zabitej dechami”. Śmialiśmy się, że podobne odludzie mamy w Drzewie. Na miejscu pierwszego klasztoru braci jest teraz wzniesiona mała kapliczka, kluczy do niej strzegą siostry bose. Wszystko jest tu bardzo, bardzo skromne. Nieszpory, rozmyślanie. Nie wiem jak to opisać. Piękno okolicy. Spokój głęboki. Świadomość historii. Pytania o naszą teraźniejszość. Naprawdę brak słów: co to za miejsce!! ………..   ………………. …………………… coś pięknego.

Dokonaliśmy też ważnego dla nas dzieła: zebraliśmy około 15 kg kamieni, które wmurujemy w naszą nowa kaplice i w domki – ermitaże. Przynajmniej tak chcemy mieć łączność z początkiem, z Janem.

Mancera

Mancera to druga fundacja, tam Jan przeniósł się z braćmi jak już było za mało miejsca dla nowych kandydatów. Tu zatrzymaliśmy się na chwilkę. W miejscu naszego klasztoru obecnie znajduje się klasztor naszych drogich sióstr, króciutka rozmowa przez koło. Ogromna wdzięczność dla św. m. Maravillas za te dwa klasztory karmelitańskie w Duruelo i w Mancera, za inne oczywiście też : )

Wracając do Avila byliśmy jeszcze w ruinach klasztoru Karmelitów trzewiczkowych św. Pawła de la Moraleja. Tu był przetrzymywany o. German, który był pojmany razem ze św. Janem od Krzyża. Mocna refleksja: potężny obiekt zamieszkały tylko przez bociany. Raczej skończył się czas budowania wielkich gmachów, raczej przyszłość mają małe domy, bardziej rodzinne.

Dzień V.
Avila

Wieczorem dotarliśmy do CITeS. To drugi klasztor, który na trzy dni przyjął nas za darmo. Po prostu mieszka tam i posługuje już od 10 lat o. Jerzy Nawojowski OCD z Polski, bardzo dobry, serdeczny człowiek. Trochę po znajomości przyjęli naszą małą pięcioosobową grupkę za darmo. Bracia w CITeS przyjęli zasadę, że pojedynczych pielgrzymów braci karmelitów bosych, przyjmują do trzech dni za darmo, a tu taka malutka grupka żebraków się trafiła. Ogromna wdzięczność dla Jerzego i jego współbraci. Chrystus Pan na pewno wynagrodzi im okazaną nam dobroć.

W Avila Jan spędza kilka lat pomagając Teresie poprowadzić klasztor Wcielenia. Rano sprawowaliśmy Mszę święto u św. Józefa: pierwszy klasztor reformy sióstr!! Po zwiedzeniu ich muzeum podsłuchiwaliśmy ich wspólną modlitwę brewiarzową. Nie widzieliśmy ich, ale brzmiało to jakby dwie grupy dziewczynek się przekrzykiwały – bardzo urocze doświadczenie. To klasztor m. Maravillas. Potem byliśmy chwilę w kościele sióstr Augustianek, gdzie Jan egzorcyzmował szczególnie trudny przypadek opętania, a gdzie wiele lat wcześniej Teresa jako dziewczynka była w internacie.

Po południu Jurek był tak dobry i oprowadził nas najpierw po kościele i muzeum przy klasztorze Wcielenia. Tam między innymi zachowało się krzesło na którym Jan spowiadał : ) przytłaczająca masa ciekawych rzeczy – świętości: to refleksja z wszystkich muzeów przy klasztorach, które zwiedziliśmy. Później kościół i muzeum przy drugim klasztorze naszych braci w Avila: klasztor La Santa. Jest to klasztor zbudowany na miejscu gdzie urodziła się św. Teresa.

Całe popołudnie i świetny wieczór był z nami o. Fryderyk Jaworski OCD. Bardzo dobra niespodzianka! Tyle lat się nie widzieć, a tu nagle w Hiszpanii, w Avila. Fryderyk po 10 latach posługi w Afryce poprosił o „rok szabatowy” i właśnie dokształca się na rocznym kursie duchowości w CITeS. Nam mówił, że pilnie chodzi na wszystkie wykłady.

Dzień VI.
Toledo

Dla Jana to 9 ważnych miesięcy jego uwięzienia, karceru. Rozpoczynamy Mszą świętą u naszych sióstr bosych. Miła niespodzianka, bo w ich wspólnocie jest polka: s. Grażyna. Toledo to duże miasto, zaczęliśmy je poznawać od katedry: znów gigant. Potem przeszliśmy szlakiem związanym z Janem: miejsce po klasztorze braci trzewiczkowych gdzie był więziony, mór po którym uciekał – fragmenty istnieją do teraz, nawet jest tabliczka upamiętniająca tę ucieczkę. Brama miejska gdzie doczekał do rana, rynek przez który gdy przebiegał zaczepiały go przekupki, w końcu trafia do klasztoru sióstr bosych. Obecnie klasztor jest przeniesiony, ale znaleźliśmy miejsce gdzie był wtedy. Siostry załatwiają mu schronienie w szpitalu, dziś jest tam muzeum miejskie.

Po południu zmęczeni i zziębnięci! (było o wiele zimniej niż w Polsce) zapukaliśmy do klasztoru naszych braci w Toledo. Bardzo, bardzo serdecznie nas przyjęli, opowiedzieli historię :), poczęstowali gorącą kawą!

To był też dzień 36 urodzin Piotra młodszego, czyli o. Piotra Pawła. Sto lat.

Dzień VII.
Segovia.

Ostatnie lata życia św. Jana od Krzyża. Przed Segowią Jan był przez 10 lat w Andaluzji, na południu Hiszpanii, my mając siedem dni na pielgrzymkę odpuściliśmy sobie Andaluzję. Rano sprawowaliśmy Mszę świętą w kościele naszych braci, tuż przy urnie – grobie św. Jana!!! Pobyliśmy tam trochę, każdy miał swoje sprawy do św. NO. Potem ruszyliśmy do ogrodu przy klasztorze, ogrodu który Jan tworzył, powiększał dokupując sąsiednie działki, upiększał, planował, sam dbał o niego. Mimo mrozu i deszczu, z parasolami w rękach („pożyczonymi” od Hiszpanów) przeszliśmy cały ten piękny ogród. Leszek na górze odczytał nam Pieśń duchową, oczywiście poemat. Na wszystkich nas właśnie ogród zrobił ogromne wrażenie. Jest położony na dosyć stromym stoku, to duża przestrzeń, z pomyślanymi ścieżkami naturalnie wpisanymi w kształt terenu. Jest tam wiele miejsc gdzie łatwo można się ukryć na samotność. Na szycie ogrodu dwie małe pustelnie. No i widoki! Część na miasto, z doskonale widocznym z tej strony zamkiem: alkazar. A część na rozległe pagórkowate pola, łąki, miedze. Tutaj znów brakuje słów. Cudowne miejsce.

Następnego dnia: 11. IV, powrót: Madryt – Poznań – Drzewina. Trzeba tu powiedzieć, że br. Zenek odkrył nową pasję – talent. W 7 dni pstryknął 1500 zdjęć naszym aparatem, a ile Leszka, to już tylko Pan Bóg wie.

Z serca dziękujemy naszemu Panu, że w roku jubileuszu Reformy dał nam przeżyć taką przygodę. I to wspólnie.

o. Artur od Ducha Świętego OCD