Czytelnia Karmel wróć

Pierwszy sposób podlewania ogrodu – modlitwa myślna


6 lipca, 2020

Wprowadzenie

Dla św. Teresy od Jezusa modlitwa stanowiła rodzaj mądrościowego stylu życia. Oznacza to, że modlitwa to nie tylko akt, wydzielony czas na modlitwę w ciągu dnia. W przypadku praktyki zaprowadzanej przez Teresę w Karmelu reformowanym – to dwie godziny. Ale dla Teresy ważne jest to wszystko, co poprzedza ten akt, i to, co po nim następuje. Modlitwa jest związana z życiem danej osoby. A z kolei życie danej osoby należy pojmować w kontekście jej ostatecznego celu, jakim jest zbawienie, czyli życie wieczne. A poza tym, życie danej osoby należy pojmować w kontekście pozycji społecznej, czyli relacji z innymi; rodzaj tych relacji wyznaczony jest przez określony stan, czy to życia w świecie, czy życia w zakonie, czy w kapłaństwie…

Teresa osobiście jest przekonana o modlitwie, pomijamy tu kwestię jej formy, jako mądrościowym stylu życia. W Księdze mojego życia wobec swoich spowiedników i kierowników duchowych zdaje relacje o swojej walce o taki styl życia, o przemianie wewnętrznej, jaki ten styl życia spowodował w niej samej, i o nowych zadaniach, jakie wyniknęły dla niej, i o tym, w jaki sposób je podjęła i zrealizowała. W rozdziałach 11-22 Teresa przedstawia praktykę modlitwy, czyli etapy jej rozwoju, poczynając od modlitwy myślnej. W tych rozdziałach występuje bardziej jako mistrzyni, która chce pouczyć o dynamice rozwoju modlitwy swoich przyjaciół. Pragnie również udzielić rad, jak powinni zachować się na poszczególnych stopniach modlitwy, aby nie zagubili się przez niewłaściwe wybory i aby umieli właściwie przyjmować to, czym Pan chce ich obdarzyć.

Cztery sposoby podlewania ogrodu

Teresa, chcąc podzielić się swoim doświadczeniem z drugimi odnośnie właściwego praktykowania modlitwy, czy podobnie jak w innych sytuacjach, stara się najpierw o przywołanie odpowiedniego porównania. Również i teraz od takiego porównania wychodzi. Otóż ten, kto podejmuje praktykę modlitwy – podejmuje się podlewania ogrodu, który jednak można podlewać na cztery sposoby:

  • „czerpiąc wodę ze studni, co wymaga od nas wielkiego trudu;
  • lub norią i wodociągami, którymi czerpie się wodę za pomocą kołowrotu; ja kilka razy czerpałam ją w ten sposób, wymaga mniej trudu niż tamten i czerpie się więcej wody niż ze studni;
  • lub z rzeki albo strumienia: tak podlewa się znacznie lepiej, gdyż ziemia zostaje lepiej nawodniona i nie ma potrzeby podlewania jej tak często i wymaga o wiele mniej trudu ogrodnika;
  • lub za pomocą obfitych opadów, poprzez które Pan podlewa ogród bez żadnego naszego trudu i jest to bez porównania lepsze niż wszystko to, o czym mówiłam” (Ż 11,7) .

Z różną konsekwencją będzie się ona do tego porównania odwoływać, omawiając poszczególne stopnie modlitwy, niemniej samo porównanie jest wymowne i pozwala coś zrozumieć z istoty modlitwy i jej rozwoju.

Do kogo należy ogród?

Musimy jednak zadać sobie pytanie wyjściowe – do kogo należy ogród i kto lub co nim jest? Ogród należy do Pana, „wielkiego Monarchy” (Ż 11,10). A tym ogrodem jest życie danej osoby, które przed podjęciem modlitwy stanowiło „ziemię bardzo jałową, na której rosło wiele chwastów” (Ż 11,6). Z chwilą zaś, gdy dana osoba podejmuje się praktykować modlitwę, to „Jego Majestat wyrywa złe zielska i musi zasadzić dobre” (Ż 11,10). Jednak to dana osoba decyduje, czy chce pozostać ziemią jałową czy ogrodem dla Pana.

Kto i po co ma go uprawiać czy podlewać?

Tym, kto ma uprawiać ogród, jest dana osoba, czyli ogrodem jest życie danej osoby i ona ma być ogrodnikiem w ogrodzie swojego życia, ale nie uprawia tego ogrodu dla siebie, lecz dla Pana. Teresa pisze:

I z pomocą Boga mamy starać się, jako dobrzy ogrodnicy, aby te rośliny wzrastały i dokładać starań o dopieszczanie ich, aby się nie zmarnowały, ale wypuściły kwiaty, które będą wydawały z siebie wspaniałą woń dla dania wytchnienia temu naszemu Panu, i w ten sposób będzie często przychodził rozkoszować się w tym ogrodzie i odpoczywać pośród tych cnót

św. Teresa od Jezusa, Ż 11,6

Na czym polega uprawianie ogrodu?

W uprawianiu ogrodu rzeczą najważniejszą jest troska o podlewanie go wodą, „którą trzeba zasilać ten ogród, gdyż bez niej na pewno się zmarnuje” (Ż 11,8). A to dobywanie wody może dokonywać się poprzez modlitwę, a z kolei wodę można zdobywać na cztery sposoby. I rozwój ogrodu związany jest z coraz obfitszą wodą, a to z kolei jest uzależnione od sposobu jej sprowadzania, czyli od sposobu modlitwy. Należy jednak zacząć od pierwszego sposobu, jakim jest dobywanie wody ze studni, co z kolei może stanowić modlitwę myślną.

Modlitwa myślna

Kiedy przedstawiamy ujęcie modlitwy myślnej przez Teresę w związku z tym pierwszym sposobem podlewania, to musimy pamiętać, że Teresa odwołuje się do swojego doświadczenia, które jest specyficzne i inne od ówcześnie panujących szkół. Owszem, odwołuje się do popularnej wtedy książki, która odegrała istotną rolę w formacji modlitewnej, mianowicie do Arte de Servir a Dios franciszkanina Alonsa de Madrid (Ż 12,2). Jednak jej wskazania interpretuje w duchu skupienia się na obecności Pana.

Tematy do podjęcia

Teresa zdaje sobie sprawę, że ma przed sobą ludzi podobnych do siebie, jeśli chodzi o sposób przetwarzania danych, czyli sposób odbioru świata; chodzi o ludzi, którzy podobnie jak ona, nie są w stanie posługiwać się wyobraźnią i przeprowadzać rozmyślania od punktu do punktu. Wie, że ma przed sobą ludzi, którzy przy pomocy wyobraźni są w stanie rozmyślać metodycznie. Poza tym, ma na uwadze ludzi, którzy podejmując modlitwę, zaczynają pierwszy sposób podlewania swojego ogrodu. Zdaje sobie sprawę, że ci ludzie muszą teraz czas modlitwy w odpowiedni sposób zagospodarować, tym bardziej, że dotychczas prowadzili życie rozproszone, „potrzebują przyzwyczajania się do niedostarczania zmysłom niczego do oglądania ani słuchania – a nadto wprowadzenia tego w czyn w godzinach modlitwy” (Ż 12,9).

Należy więc, zwłaszcza gdy początkujący są tzw. typu terezjańskiego, zastosować odpowiednią taktykę, aby czas modlitwy był właściwie przeżyty, bez niepotrzebnych udręk i rozproszeń. Przeto Teresa nie zaleca do rozważania tzw. tematów, ale zaleca rozważać pewne konkretne sytuacje, które nie wymagają pracy wyobraźni, i przywołać z pamięci sytuacje przeżyte czy już w inny sposób zobrazowane.

Na początku zaleca rozmyślanie „o swoim przeszłym życiu”, aby poznać siebie w powiązaniu z Jezusem, nie tyle w poznaniu krzywd, których się doznało, ale, powtarzam, w powiązaniu z Jezusem. „Na początku sprawia jeszcze udrękę, że nie są w stanie zrozumieć, czy prawdziwie żałują za swoje grzechy” (Ż 11,9). Dlatego należy „zajmować się życiem Chrystusa” (Ż 11,9), aby nie zamknąć się w ciągłym poznawaniu siebie.

Uobecnianie się wobec Pana

Jak jednak zająć się życiem Chrystusa? Podstawowe zalecenie Teresy jest znamienne – należy „uobecnić się przed Chrystusem i przyzwyczajać się do rozmiłowania się wielce w Jego świętym Człowieczeństwie i nosić Go zawsze z sobą i rozmawiać z Nim – prosić Go w swoich potrzebach i wyżalać Mu się ze swoich trudów, radować się z Nim w tym, co sprawia nam zadowolenie i nie zapominać o Nim w tych rzeczach – bez starania się o wymyślne modlitwy, a jedynie swoimi słowami odpowiednio do swoich pragnień i potrzeb” (Ż 12,2). Takie zachowanie na modlitwie zakłada otwarcie się na obecność Jezusa i przedstawienie mu wszystkich swoich spraw przeszłych, bieżących i zamiarów. Czyli dana osoba uobecnia się wobec Jezusa ze swoim trudem i radościami.

Jednak to nie wystarczy, byłoby to zachowanie zbyt jednostronne, należy jeszcze je dopełnić innym sposobem uobecniania się wobec Jezusa. Należy uobecnić się wobec Jezusa w czasie Męki Pańskiej. Dla Teresy czymś ważnym, z powodu osobistych doświadczeń, jest uobecnienie się wobec Pana, „gdy stał przy kolumnie” (Ż 13,12). W tej sytuacji, przy pomocy rozumu, dana osoba stara się szukać przyczyn „tych wielkich boleści i udręk, które Jego Majestat odczuwał w tej samotności” (Ż 13,12). „Ale nie należy zamęczać się nieustannie tym usiłowaniem wyszukiwania tego, a jedynie pozostawać tam z Nim, gdy rozum zamilknie. Niechaj dusza zajmie go, jeśli zdoła, tym wpatrywaniem się w to, że Pan na nią patrzy, i niech Mu towarzyszy, i rozmawia, i prosi, i korzy się, i cieszy się Jego obecnością, i przypomina sobie, że nie zasługuje, aby tam być” (Ż 13,22).

Należy też uobecniać się i wobec Zmartwychwstałego Pana, gdyż to „pobudza nas do radości” (Ż 12,1). Idąc po linii swoich doświadczeń i po linii możliwości osób podobnych do niej – Teresa zaleca również rozważanie czy rozpatrywanie potęgi i wielkości „Boga w stworzeniach oraz miłość, którą nas darzy, a która uobecnia się we wszystkich rzeczach, i jest to cudowny sposób postępowania” (Ż 13,13). Znowu ujawnia się Teresa, która zachęca do odwoływania się do tego, co człowiek modlitwy niesie w swojej pamięci – swoje zadziwienia przyrodą, czy to, co być może ma przed oczyma. A wiemy, że samej Teresie widoki wód, pól, a nawet mrówki, dostarczały okazji do zadziwienia nad wielkością i dobrocią Boga.

Udzielając różnych wskazań, Teresa nie pomija tych, którzy mogą korzystać z systematycznego przeprowadzania rozmyślania czy są bardziej wykształceni – stąd doradza im, aby rozważali „o wzniosłych sprawach nieba lub o Bogu i wspaniałościach, które tam w niebie się znajdują i o Jego wielkiej mądrości”, a „mogą odnieść z tego pożytek, zwłaszcza jeśli mają wykształcenie, które jest wielkim skarbem dla tego ćwiczenia – moim zdaniem – wykształcenie jest połączone z pokorą”. I na potwierdzenie tego w następnym zdaniu kontynuuje: „Kilka dni temu widziałam to u kilku teologów, którzy niedawno rozpoczęli i już bardzo wiele odnieśli pożytku…” (Ż 12,4). Jednak pomimo możliwości osób, które mogą systematycznie rozważać, pomimo dobrych owoców – Teresa nie zapomina o najważniejszym, że modlitwa jest przede wszystkim uobecnieniem się wobec Jezusa i dlatego podkreśla:

(…) powracając do tych, którzy rozważają, mówię, aby cały czas modlitwy nie upływał im tylko na tym. Albowiem – choć jest to bardzo zasługujące – ponieważ tak smakowita jest ta modlitwa, nie wydaje im się potrzebne, aby musieli zrobić sobie niedzielę lub choćby chwilkę przerwy, która nie byłaby wypełniona pracą rozumu. Zaraz wydaje im się, że jest to strata czasu, a ja uważam taką stratę za wielce zyskowną. A jedynie – jak mówiłam – niechaj uobecniają się przed Chrystusem i bez zamęczania rozumu niechaj rozmawiają sobie z Nim i cieszą się Jego obecnością, bez nużenia się układaniem rozumowań, a jedynie przedstawiając swoje potrzeby lub powód, dla którego On nie powinien nas tam ścierpieć…

św. Teresa od Jezusa, Ż 13, 11.

Postawy zalecane

Modlitwa, można powiedzieć, jest mądrościowym podejściem do życia o tyle, o ile jest oparta na relacji z Jezusem Chrystusem. Taka postawa wymaga całkowitego zaangażowania się ze strony człowieka, ale zarazem to zaangażowanie ma być rozważne, czyli oparte na rozeznaniu. I ta mądra rozwaga powinna towarzyszyć na każdym etapie życia człowieka modlitwy. W momencie jej podjęcia, w trakcie odbywania samej modlitwy i poza nią, w życiu.

a. Postawa determinacji

Teresa mówi o niej bardzo wiele. Należałoby powiedzieć, że Teresa łączy rozwagę z determinacją, bowiem według niej są one nierozłączne. Człowiek modlitwy, to człowiek rozważnie zdeterminowany. I owa rozważna determinacja istnieje w momencie podjęcia drogi modlitwy i w trakcie jej odbywania. Rozważna determinacja jest nieodzowna w trakcie odbywania modlitwy i poza nią.

Dlaczego ta determinacja jest ważna na początku? Samo podjęcie drogi modlitwy jest czymś niezwykle doniosłym. Nie chodzi tu przecież o jakąś praktykę modlitwy, nie chodzi tu też o jakieś zobowiązanie czasowe, ale o coś, co wyznacza ostateczny kierunek życia chrześcijanina. Stąd Teresa pisze na początku objaśniania drogi modlitwy:

A zatem, mówiąc teraz o tych, którzy rozpoczynają bycie sługami z miłości (gdyż nie wydaje mi się być niczym innym to zdeterminowanie siebie do pójścia po tej drodze modlitwy za Tym, który tak bardzo nas umiłował), jest to wielka godność (…), jeśli już w tym pierwszym stanie postępujemy tak, jak należy postępować, służalczy lęk natychmiast idzie precz.

św. Teresa od Jezusa, Ż 11, 1.

Bycie sługą z miłości i zdeterminowanie może wydawać się tu sprzeczne, to jednak jest to sprzeczność pozorna. Sama Teresa nie budowała na przelotnych uczuciach i nie chciała, aby adepci modlitwy w jej szkole czynili podobnie. Podjęcie modlitwy jest pójściem za Jezusem, stąd nie dziwi jej troska, aby podczas modlitwy uobecniać się wobec Niego, a do tego intencja podjęcia modlitwy musi być jasna, czysta – bycie sługą z miłości. Modlitwa nie musi mi służyć, modlitwa ma sprawiać, aby stawać się sługą z miłości. Trzeba przyznać, że dla wielu dzisiejszych ludzi szukających pogłębionego życia duchowego wymagania Teresy mogą się wydawać zbyt wysokie.

Jednak i w jej czasach ludzie musieli mieć podobne problemy, skoro zauważa z charakterystyczną dla siebie ironią:

wielu jest tych, którzy rozpoczęli już jakiś czas temu i nigdy nie dochodzą do zakończenia tego rozpoczynania.

św. Teresa od Jezusa, Ż 11, 15.

A poza tym, o czym Teresa jest głęboko przekonana, demon nie chce, aby człowiek podjął drogę modlitwy i „stawia przed nimi (tymi, którzy chcą podjąć drogę modlitwy) tak wiele niebezpieczeństw i trudności, że potrzeba tu nie byle jakiego, ale bardzo wielkiego hartu duszy, aby się nie wycofać, i wielkiego wsparcia ze strony Boga” (Ż 11,4). Stąd nie można zapominać, że determinacja na początku drogi modlitwy, w momencie jej podjęcia jest łaską, gdyż „bardzo wielkie miłosierdzie czyni Bóg temu, komu daje łaskę i hart duszy do zdeterminowania się o zabieganie ze wszystkich swoich sił o to dobro” (Ż 11,4).

Nie można zapominać o determinacji w trakcie samej modlitwy jako aktu. Jak już zostało wspomniane wyżej – osobom, które podjęły praktykowanie modlitwy, zalecała na początku rozważanie swojego życia. Ale tu pojawia się problem. Osoby te nie są pewne, „czy prawdziwie żałują za swoje grzechy”. Dziś takie osoby, bo również zaleca się im na skutek różnych terapii rozważanie swojego przeszłego życia, nie są pewne, czy prawdziwie przebaczyły tym, którzy ich skrzywdzili. Teresa te wszystkie wątpliwości ucina jednym zaleceniem i to kategorycznym – „skoro są zdeterminowane służyć Bogu tak na serio, muszą starać się zajmować życiem Chrystusa…” (Ż 11,9). W sytuacji zmierzenia się ze swoim życiem – czy to chodzi o grzechy popełnione przez daną osobę, czy też o krzywdy tej osobie wyrządzone, należy odwołać się do początkowej determinacji – czy chce służyć Bogu na serio, czy chce być sługą z miłości. Teresa nie zaleca jakieś pustki, czy kolejnego rachunku sumienia, bądź kolejnej terapii, ale zaleca zająć się życiem Chrystusa. Doprawdy wydaje się, że wielu osobom łatwiej opłakiwać swoje grzechy, czy łatwiej użalać się nad swoimi krzywdami, niż być zdeterminowanymi do bycia sługami z miłości…

Determinacja jest również niezbędna w sytuacji, kiedy wydaje się, że trwanie na modlitwie nic nie przynosi, dana osoba przychodzi na modlitwę, trwa na niej, ale „przez wiele dni nie ma tu niczego… studnia sucha… tylko posucha i niesmak, i brak upodobania, i taka niechęć do czerpania wody…” (Ż 11,10). Owszem, Teresa podaje wiele powodów, aby trwać mimo wszystko na modlitwie, bo przecież „Bóg bez wody odżywia kwiaty i powoduje wzrost cnót” (Ż 11,9), że to „przeogromny dar trudzenie się w ogrodzie tak wielkiego Monarchy”, czy „niech się nie obawia, że ten trud będzie zmarnowany, Dobremu gospodarzowi służy” (Ż 11,10). W ostateczności, trwanie na modlitwie wynika z tego, że dana osoba „jest zdeterminowana do wspomagania Cię w niesieniu go (krzyża) i niepozostawienia Ciebie z nim samego…” (Ż 11,11).

Do determinacji należy odwołać się również wobec różnych trudności psychofizycznych, które wtedy i obecnie stanowią poważne zagadnienie. I owe trudności mogą zaznaczać się w trakcie modlitwy i poza nią. A Teresa dobrze wie, że „i zmiany pogody, wahania nastrojów wiele razy powodują, że bez swojej winy (dana osoba) nie może robić, co chce, a jedynie doświadcza utrudzenia na wszelkie sposoby” (Ż 11,15). W takich sytuacjach Teresa zaleca – w oparciu o rozeznanie – konkretne zachowania: „należy zmienić godzinę modlitwy i bardzo często będzie to trwało kilka dni… (Ż 11,15), istnieją inne sprawy zewnętrzne, związane z dziełami miłosierdzia i lekturą… niechaj posłuży ciału z miłości do Boga… i niechaj skorzysta z pewnych rozrywek w postaci świętych rozmów… lub wyjdzie na spacer…” (Ż 11,16). Jednak przy tym wszystkim w danej osobie powinna być determinacja, aby „zawsze myśleć o Nim i miłować Go” (Ż 11,15), a zamienne czynności zamiast modlitwy muszą być podejmowane za wiedzą spowiednika i za zgodą przełożonej.

Nie należy zapominać, że troska o swoje zdrowie nie dochodzi do głosu tylko podczas modlitwy, ale i poza nią. I ta troska może przybierać czasami kształt różnego rodzaju niepokojów, obaw; nieważne, czy są one słuszne, ważne, że są dojmujące. I owe niepokoje prowadzą do tego, że dana osoba podejmująca modlitwę stara się o to, aby jej życie było bardzo ułożone. Jednak w tym względzie Teresa pisze bez ogródek, że owe niepokoje są głosem „naszych natarczywych ciał, które z takim zorganizowaniem chcą być traktowane, a prowadzi to jedynie do zdezorganizowania duszy” (Ż 13,7). Nie ma również wątpliwości, że w sytuacji takiego lęku o swoje zdrowie, samopoczucie dokłada swoje trzy grosze. Czyni to również demon, gdyż „nie potrzebuje niczego więcej, aby wmówić nam, że wszystko może nas zabić i pozbawić zdrowia, aż do tego, że nawet pojawienie się łez na modlitwie budzi w nas obawę, że oślepniemy” (Ż 13,7). Chcąc przeto wyzwolić się z tego kołowrotu lęku, należy odwołać się do postawy zdeterminowania i przyjąć ją. Pójście w tym względzie za radą Teresy nie wydaje się zejściem na manowce.

Jako że jestem tak schorowana, to dopóki nie zdeterminowałam się do niezwracania uwagi na moje ciało ani zdrowie, zawsze byłam lękliwa i niezdolna do niczego; choć i obecnie robię całkiem niewiele. Ale ponieważ Bóg zechciał, że zrozumiałam ten podstęp demona, gdy on podsuwał mi myśl o tym, że stracę zdrowie, mówiłam: «mało mnie to obchodzi, że umrę»; gdy odnośnie odpoczynku: «nie potrzebuję już odpoczynku, ale krzyża»; i tak samo w innych sprawach. Zobaczyłam wyraźnie, że – choć faktycznie jestem dość schorowana – w bardzo wielu przypadkach była to pokusa demona lub moja opieszałość. Albowiem odkąd już nie dbam tak bardzo o siebie i moje upodobania, mam o wiele lepsze zdrowie.

św. Teresa od Jezusa, Ż 13, 7

Z pewnością, wskazania Teresy mogą niektórych zrażać, ale daleka jest ona od nieuwzględniania stanu psychofizycznego danej osoby, daleka jest również od nierozważnych praktyk pokutnych, ale jej doświadczenie życiowe nauczyło ją, że w wielu sytuacjach nie da się dokonać przejścia przez pewne lęki i obawy, jak tylko dzięki rozważnej determinacji, ale mimo wszystko determinacji.

b. Postawa rozwagi

Postawie determinacji powinna towarzyszyć postawa rozwagi. Determinacja bez rozwagi może stać się ślepa, prowadzić do fanatyzmu, zaś rozwaga bez determinacji może prowadzić do małoduszności.

W czym ta rozwaga powinna się wyrazić? Mamy tu na myśli trzy odniesienia. Jest ona nieodzowna wobec samego siebie, wobec drugich, czyli świętych, wzorów i bliźnich, którzy są wokół nas, a którym chcemy pomóc, albo którymi się gorszymy. O rozwadze należy pamiętać w odniesieniu do demona i w odniesieniu do kierowników duchowych.

Najpierw jeśli chodzi o rozważne podejście wobec samego siebie. Rozwaga wobec siebie skłania do tego, aby modlitwy nie traktować jako swoistego miejsca czy czasu stosownego do odnoszenia własnych korzyści. Nie chodzi tu o poznawanie jakichś nowych treści, nie chodzi też o łzy, smaki, odczuwanie czułości, odczucia pobożności. Ich obecność nie jest do końca znakiem, że dana osoba miłuje Boga, ani że On w ten tylko sposób ma potwierdzić swoją miłość. W tym względzie trzeba trzeźwej rozwagi –

dla kobiecin takich jak ja, słabych i z małą wytrwałością, wydaje mi się, że wskazanym jest – jak Bóg to teraz czyni – prowadzenie mnie z przejawami czułości, abym mogła ścierpieć pewne trudy, które Jego Majestat zechciał, abym rozważała. Ale, że słudzy Boży, poważni mężczyźni, wykształceni, rozumni, którzy – jak widzę – zwracają tak wielką uwagę na to, że Bóg nie daje im odczucia pobożności – już samo słuchanie o tym budzi we mnie niesmak.

św. Teresa od Jezusa, Ż 11,14

Postawa rozwagi pozwala przyjąć owe pocieszenia, jeśli Pan ich udziela, a zarazem gdy ich nie udziela chroni przed niepotrzebnym zadręczaniem siebie, ale pomaga być „panami samych siebie” i pozwala postępować z wolnością ducha (Ż 11,14).

Postawa rozwagi ustrzeże również przed podejmowaniem prób w szukaniu na siłę doznań pobożnych. No cóż, w sytuacji, kiedy na modlitwie jest pustka, wydaje się, że jest jeszcze inna możliwość – postarania się samemu o „odczuwanie smaków przez podniesienie ducha”, który wyraża się w „zawieszeniu pracy rozumu”, poprzez „samodzielne zajęcie władz duszy, aby utrzymać je uciszone” (Ż 12,5), a przy tym, działanie może wydawać się za właściwe, zwłaszcza kobietom może się to zdarzyć, kiedy demon „powoduje pewne iluzje” (Ż 12,7).

Jeśli nawet ktoś tłumaczy się, że zależy mu tylko na postępie duchowym, to jednak takiego typu przyspieszenie jest nierozważne, gdyż jest ono wyrazem braku pokory, czyli faktycznego rozeznania, co można w danej sytuacji uczynić, a w danej sytuacji należy „jedynie być wdzięcznym Panu, że pozwala nam żyć z pragnieniem zadowolenia Go, choćby mizerne były nasze dzieła” (Ż 12,3). A poza tym, przez te nierozważne działania na modlitwie „dusza pozostaje opustoszała i z wielką oschłością” (Ż 12,4), pozostaje „otępiała i oziębła” (Ż 12,5), pozostaje pewna udręka, że „trud zmarnowany”, pozostaje „uczucie pewnego rozgoryczenia” (Ż 12,5).

Rozwaga jest również niezbędna w korzystaniu z przykładów innych, zwłaszcza świętych i błogosławionych. Wiemy, że dla Teresy lektura biografii świętych była czymś stałym i ich życie stanowiło dla niej ciągłą inspirację. Jednak i w tym względzie należy zachować właściwą rozwagę, zwłaszcza, że demon i na tym polu nie zaprzestaje czujności. Jeżeli u danej osoby widzi upodobanie do danego świętego, to „zaraz wmawia lub daje do zrozumienia, że sprawy tych świętych są owszem do podziwiania, ale nie do dokonywania ich przez nas, gdyż jesteśmy grzesznikami” (Ż 13,4), albo skłania ich do naśladowania w jakiś wypaczony sposób, np.: osobie chorej podpowiada wielkie posty i umartwienia, osobie zamężnej myślenie o klasztorze, osobie słabej psychicznie szczególne upodobanie do wizji danej świętej. Natomiast należy spokojnie rozważyć to, czego rzeczywiście możemy się od nich nauczyć, stąd „dobrą byłaby myśl o tym, że możemy – ze wsparciem ze strony Boga – włożyć trochę wysiłku (tak jak święci) w to, aby odczuwać wielką znikomość świata i brak poszanowania dla czci, i aby nie być przywiązanym do majątku” (Ż 13,4), „można również naśladować świętych w ich staraniach o samotność, milczenie i wiele innych cnót” (Ż 13,7).

Rozwaga jest również niezbędna wobec tych, z którymi żyje się na co dzień. Okazuje się bowiem, że ci, którzy zaczynają życie duchowe, próbują apostołować wobec innych, z całą gorliwością starają się o to, aby innych uduchowić. „Samo pragnienie tego nie jest złe” (Ż 13,8), jednak to jeszcze nie jest czas na to, mimo wszystko ci apostołowie życia duchowego nie są jeszcze dostatecznie umocnieni w tym, co głoszą. Teresa sama ze smutkiem stwierdza, że „mnie samą to spotkało – i dlatego dobrze to rozumiem – gdy – jak mówiłam – zabiegałam o to, aby inni praktykowali modlitwę” (Ż 13,8). Skutki takiego apostołowania raczej są niewielkie. Ona sama po latach musiała stwierdzić, że „w ciągu wielu lat tylko trzy osoby odniosły pożytek z tego, co im mówiłam” (Ż 13,9). A poza tym apostołowanie w tym okresie jest pewnym zagrożeniem dla samej osoby, która je podejmuje, gdyż dla niej najważniejsza powinna być „troska jedynie o siebie i skierowanie uwagi na to, że nie ma na ziemi nikogo innego, jak tylko Bóg i ona” (Ż 13,9). Nie należy pomijać tego, że osoby apostołujące w tym okresie ich życia duchowego budzą wiele niepokojów u tych, wobec których apostołują, gdyż nie ma u nich właściwej integracji pomiędzy tym, co głoszą, a tym jak żyją.

Postawa rozwagi jest niezbędna wobec osób, które wywołują zgorszenie, czy które żyją mało gorliwie. Wobec takich osób ludzie rozpoczynający swoje życie modlitwy czują się szczególnie odpowiedzialni. Doznają przykrości, że obrażają one Boga i z tego powodu bardzo boleją. Staje się to dla nich tak wielkim problemem, że nawet nie mogą się modlić. Jednak Teresa neguje takie podejście i wskazuje, że powodem tych niepokojów może być zwyczajnie demon. Owszem, nie mówi, że we wspólnotach wszyscy są gorliwi, nie mówi również, że nie ma mnie nic obchodzić, co dzieje się we wspólnotach czy w Kościele w znaczeniu szerszym. Nie można – w imię tzw. dobra Kościoła – wyciszać w sobie różnych rzeczy. Jakkolwiek udręka z powodu zgorszenia czy niewierności, jakie mają miejsce, powinna być dojmująca, nie można przed nią uciekać. Pozostaje jednak problem, jak się ją przeżywa i Teresa podaje pewne kryterium: jeśli udręka „jest dobra, to nie wprowadza niepokoju”. Choć wciąż najbardziej zalecaną postawą na tym etapie jest zajęcie się sobą i sprawianiem zadowolenia Bogu. „Jest to jak najbardziej właściwe, gdyż gdybym miała mówić o błędach – które widziałam – wynikających z tego, że ufało się w dobrą intencję…” (Ż 13,10), i ten wielokropek Teresy jest wymowny.

Sprawa demona

Wcześniej parę razy wzmiankowałem o sprawie demona, który na różne sposoby próbuje oddziaływać na człowieka modlitwy. Jawi się zwykle jako przyjaciel, ktoś, kto stara się wyjść naprzeciw danej osobie, ale czyni to tylko po to, aby nie podjęła danego dobra albo podjęła coś niewłaściwego. Na początku będzie odwodził od podjęcia modlitwy wskazując na trudności, albo będzie podtrzymywał w przekonaniu, że należy się odpowiednio przygotować lub szukać najbardziej właściwej i radykalnej formy.

W czasie modlitwy, kiedy są trudności, będzie podsuwał myśli, aby poszukać doznań na własną rękę albo sam będzie podsuwał jakieś fałszywe doznania, albo, co dziś szczególnie ma miejsce, że miłość bliźniego i posługa są ważniejsze niż sama modlitwa. W stosunku danej osoby modlitwy do siebie będzie wzbudzał różne lęki o zdrowie albo będzie zachęcał do takich praktyk pokutnych, które powoli doprowadzą do utraty zdrowia.

W odniesieniu do innych, a konkretnie do pewnych wzorców świętości – będzie utrzymywał w przekonaniu, że brakiem pokory jest chęć naśladowania ich albo będzie zachęcał do naśladowania w tym, w czym akurat dana osoba nie powinna naśladować świętego. Współcześnie natomiast będzie utrzymywał w przekonaniu, że dany święty jest nie do naśladowania, bo żył w innych czasach i dlatego jest tak wspaniały, natomiast obecne czasy są bardzo złe i nic nie da się w nich zrobić…

W stosunku do współczesnych, zwykle wobec osób z kręgu najbliższych, demon wzbudza wielkie pragnienia dzielenia się swoim życiem duchowym i apostołowania wobec nich. Albo wobec sytuacji trudnych, może i gorszących wywołuje zgorszenie, oburzenie i swoisty przymus podjęcia działań w obronie chwały i czci Bożej…

Potrzeba korzystania z posługi kierownika duchowego

Można zauważyć, że prowadzenie życia modlitwy nie jest wcale czymś łatwym i nie oznacza, że nie należy czuwać, rozeznawać, z determinacją i rozwagą podejmować pewne działania. Dlatego, wydaje się, że rzeczą wprost nieodzowną jest potrzeba korzystania z pomocy kierownika duchowego. Zasadniczo kierownik duchowy powinien mieć trzy przymioty: „Bardzo ważne jest również, aby kierownik był rozważny, to znaczy o bystrym umyśle, i aby miał doświadczenie. Jeśli wraz tym będzie miał wykształcenie teologiczne, to już bardzo wielka sprawa” (Ż 13,16).

a. Kierownik na początku życia duchowego

Sytuacją idealną jest spotkanie takiego kierownika duchowego, o jakim pisze Teresa. Natomiast w początkach życia duchowego ważne jest, aby był to ktoś rozważny.

Najpierw, aby pomógł danej osobie w sposób zdecydowany podjąć życie modlitwy (Ż 13,3), następnie, aby pomógł rozeznać stan jej modlitwy i właściwie ocenił jej sposób odbywania. Np. Święta wspomina o przypadku, kiedy kierownik jedną z osób „przez osiem lat trzymał skrępowaną, nie pozwalając je wyjść z poznania samej siebie” (Ż 13,15). Poza tym, kierownik ma pomóc rozpoznać sposób prowadzenia życia pod kątem modlitwy dla danej osoby z uwzględnieniem jej sytuacji życiowej. Inne zasady musi stosować wobec osoby zakonnej, a inne wobec osoby będącej w małżeństwie (Ż 13,17).

Warto jeszcze nadmienić, że Teresa bardzo ceniła sobie kierownika duchowego dobrze wykształconego; nawet gdyby nie miał doświadczenia duchowego, to jednak dzięki temu, że w Piśmie św. „odnajduje prawdę dobrego ducha”, pomaga ludziom modlitwy w rozeznawaniu działania demona.

Zakończenie

W pewnym sensie Teresa wychodzi od ukazania drogi modlitwy w obrazie czterech sposobów podlewania modlitwy.
I etap modlitwy, który należy określić jako modlitwę myślną – zostaje zobrazowany przez pierwszy sposób podlewania ogrodu. Należy uznać, że początkowo trzyma się tego obrazu, potem jednak mówiąc o zagadnieniach modlitwy na tym etapie zostawia go gdzieś w tle.

Podjęcie życia modlitwy nie jest przygodą jednorazową i wymaga postawy determinacji, połączonej z rozwagą opartą na rozeznawaniu, co i jak należy czynić nie tylko w czasie modlitwy, ale również poza nią. Okazuje się również, że to ważne i decydujące przedsięwzięcie życiowe dla człowieka niesie ze sobą wiele zagrożeń, a musi być ważne, skoro demon tak inteligentnie w tym przeszkadza, a sama Teresa jest przede wszystkim mistrzynią modlitwy.


Przeczytaj także:

o. Wojciech Ciak OCD

specjalizuje się w duchowości karmelitańskiej, szczególnie w dziełach św. Teresy od Jezusa jako współtłumacz i komentator. Wieloletni prezes i wiceprezes wydawnictwa Flos Carmeli w Poznaniu, twórca Piwnicy duchowej, opiekun wielu grup duszpasterskich, rekolekcjonista, wykładowca, obecnie kierownik Studium Teologii Duchowości na Solcu