blog Zamyślenie

Co cię nie zabije, to cię wzmocni (J 21,1-14). Historia ludzkiego serca albo dwóch zdrajców – cześć 7 – Piotr.

18 kwietnia, 2020 o. Antoni Rachmajda OCD

I znów św. Jan. Relacjonuje spotkanie ze zmartwychwstałym Panem w Galilei nad Jeziorem Galilejskim (nazwanym przez niego „Morzem Tyberiady”), dokąd zgodnie z poleceniem Jezusa, przekazanym im przez „mało ważne” kobiety, mieli się udać, by Go „zobaczyć” (Mt 28,10). U Jana nie ma wzmianki o spotkaniu Piotra z Jezusem, o którym nic nie wiadomo, poza tym, że się dokonało, a które jest tak ważne i które zapisuje św. Łukasz („istotnie podniósł się Pan i ukazał się Szymonowi”; 24,34), ale i do którego nawiązuje św. Paweł, by uzasadnić głoszoną przez siebie dobrą nowinę w Chrystusa:

Daję wam zaś poznać bracia, tę dobrą nowinę, którą ogłosiłem dobrą nowiną wam, i którą przyjęliście […] Przekazałem wam bowiem przede wszystkim, co i ja przyjąłem, że Pomazaniec umarł za grzechy nasze według Pism, i że został pogrzebany, i że został wskrzeszony dnia trzeciego według Pism, i że dał się widzieć Kefasowi, potem Dwunastu.

1Kor 15,1.3-5

Apostołowie zatem zgodnie z poleceniem Jezusa wrócili do swej rodzinnej krainy – Galilei. I trzymają się razem: „Byli razem Szymon Piotr, i Tomasz zwany Bliźniak, i Natanael z Kany w Galilei, i ci Zebedeusza, i inni z uczniów jego dwaj” (J 21,2). W Galilei, swoim rodzinnym domu, mają konkretne zajęcie, robią to, co potrafią – łowią ryby. Hasło do tego konkretnego – opisanego połowu daje Piotr: „Mówi im Szymon Piotr: Idę łowić. Mówią mu: Idziemy i my z tobą” (3).

Nie wiadomo czy to był ich jedyny i pierwszy połów po poranku niedzielnym, ważne jest, że ten jest/będzie wyjątkowy. Na początku jest zwyczajnie, łowili całą noc: „Wyszli i weszli do łodzi i w ową noc nic nie złapali”, gdy nastał ranek spotyka ich niespodzianka: „Rano zaś już gdy nastało/stało się, stanął Jezus na brzegu” (4). Oni Go jednak nie poznają, podobnie jak uczniowie z Emaus, Maria Magdalena, jak apostołowie zgromadzeni w wieczerniku… To zatem nie jest dziwne ani niespotykane. Jezus jednak nawiązuje z nimi dialog, zwracając się do nich w niespotykanej formie: Dzieci, czy macie coś do posiłku?” (5). To sformułowanie mogłoby już im podpowiedzieć kim jest ów nieznajomy stojący na brzegu jeziora. Ten zwrot był dla Żydów wyrazem zażyłości oraz życzliwości (używa go jednak tylko św. Jan) i tak, być może, zwracał się do nich Jezus, gdy byli razem, przed Jego śmiercią. Oni jednak tylko odpowiadają na zadane pytanie o ryby: „Nie”. I wtedy On im mówi: „Rzućcie z prawej części łodzi sieć, i znajdziecie” – i uczniowie wykonują podpowiedź-sugestię – „Rzucili więc, i już nie mieli siły jej wyciągnąć z powodu mnogości ryb” (6).

I w tym momencie pojawia się Piotr w towarzystwie św. Jana, tak jakby ten ostatni chciał podkreślić, że Kościół to nierozłączne połączenie władzy – Piotr i miłości – Jan, jak na Górze Przemienienia – Mojżesz (prawo) i Eliasz (prorocy). To właśnie Jan, jako prorok (taka jest ich misja) rozpoznaje Pana: „Mówi więc uczeń ów, którego miłował Jezus, Piotrowi: Pan jest [to]” (7). Zadaniem proroków jest rozpoznawanie znaków i ich interpretacja, a nie wróżenie czy wieszczenie przyszłości, jak to czynią szemrane telewizyjne wróżki czy oszukujące naiwnych cyganichy na odpuście… Prorok rozpoznaje znaki, tak jak to czyni Jan. Prorok ma więc dobrą pamięć – nie sformatowaną, nie telewizyjną – tak jak i dziś w czasie zorganizowanym nam przez tak zwanego „korona-wirusa”… Jan bowiem pamięta inny połów, po którym zostawili wszystko i poszli za Jezusem, mimo iż nie on go opisał (lecz Łukasz) i nie on był tym, który zarzucił sieć (to z kolei Szymon). Wtedy też całą noc się trudzili i nic nie złapali. I wtedy też Pan powiedział: „Odpłyń na głębię i rzućcie sieci wasze na połów”; i złowili takie mnóstwo ryb, że „sieci ich rwały się”, a on pomagał Szymonowi i Andrzejowi wyciągać sieć pełną ryb (ŁK 5,4-11). Może dlatego lepiej pamięta, gdyż to Piotr łowił, a on miał możliwość obserwacji?… I teraz przypomina sobie o tamtym połowie i kojarzy osobę, która do nich przemówiła z brzegu takimi samymi słowami i z takim samym skutkiem.

A Piotr… Piotr jest zajęty swymi myślami, bo przecież według Ewangelii Jana nie spotkał się jeszcze osobiście, sam na sam z Jezusem. Owszem Zmartwychwstały ukazał się im wszystkim razem, gdy przebywali w wieczerniku – pierwszy raz bez Tomasza, a za drugim razem z nim, gdy chciał on zobaczyć rany Pana. Ale sam na sam jeszcze się nie spotkali (choć wspomniał o takim spotkaniu Łukasz, bo raczej nie chodzi o to teraz nad jeziorem, skoro tu ukazuje się im wszystkim…). Poza tym Piotr ma inne rzeczy „ważniejsze” na głowie. Jest to jego zdrada, która wciąż w nim tkwi jak zadra i nijak nie może od niego odejść ani on nie może o niej zapomnieć.

A Jan, jak wtedy przy grobie, zachowuje jasność myśli… I tak już jest z nami, gdy nie musimy obarczać się tym, co nas gnębi; dobre życie przynosi jasność myśli. I znów ta delikatność Jana, mówi: „Pan to jest”, tylko Piotrowi. I znów, jak przy grobie, ustąpił mu pierwszeństwa, tak tu i jako głowie Kościoła, głowie, którą boli serce, przekazuje informację. Na co Piotr „usłyszawszy, że to jest Pan, okrycie przepasał, był bowiem nagi, i rzucił się w morze” (7). Ten sam Piotr, który kiedyś potrafił chodzić po wodzie (Mt 14,22-33), rzuca się wpław (200 łokci, to około 45 metrów, nie sposób przebyć tę odległość bez płynięcia), nie chcąc prosić Pana Jezusa, jak wtedy, by mu na to pozwolił (na pewno byłoby szybciej), bo w nim jest prośba dotycząca zupełnie czego innego. W takich sytuacjach pozostaje to, co najważniejsze, wszystko inne schodzi na dalszy plan, jest nieistotne. To, po co Piotr rzuca się w morze, to paląca kwestia jego sumienia… Chce porozmawiać, wreszcie, być z Jezusem sam na sam; wytłumaczyć, przeprosić, prosić o wybaczenie… To najważniejsze, sprawa życia i śmierci! Jedynie przepasuje się szatą, „był bowiem nagi” (bez wierzchniej szaty; Żydzi ówcześni zupełnie inaczej postrzegali kwestię nagości), chociaż łatwiej, bez wątpienia, by mu było płynąć bez ubrania krepującego ruchy, no i byłoby szybciej. Nie pozwala sobie jednak na taką zuchwałość, by stanąć przed Panem w skąpym odzieniu (jak i do kościoła wypada przyjść ubranym godnie, a nie w podartych portkach czy szortach…), to przecież Bóg!

I gdy Piotr w zupełnej tajemnicy rozmawia z Jezusem, otwiera przed nim swe serce, spowiada się i otrzymuje rozgrzeszenie; pozostali zgodnie wiosłują, ciągnąc z sobą sieć pełną ryb (8), a gdy przybywają do brzegu, widzą już przygotowane dla nich śniadanie: „ognisko z węglami leżące i rybkę nań położoną i chleb” (9). To Bóg okazuje się gospodarzem przygotowanego posiłku: „chleba powszedniego daj nam dzisiaj”, właśnie tu w ich domu. Nie ma rozmnożenia tej jednej rybki i chleba. Jezus pozwala im „dołożyć się” swoją pracą, pobłogosławioną przez Niego, dlatego mówi: „Przynieście z rybek, które złapaliście teraz” (10). Po ryby idzie Piotr, który przed chwilą odbył jedną z najważniejszych rozmów w swym życiu, sam jeden wyciąga z wody na brzeg całą sieć z rybami. Symbolika tej czynności jest różna. Nas w tym momencie interesuje to, że następuje to bezpośrednio po spotkaniu Piotra z Jezusem i że nie jest to coś, czego mógłby dokonać słaby człowiek, złamany swym postępkiem, bez wiary, że śmierć Jezusa na krzyżu i Jego zmartwychwstanie są także dla niego. Nie, sieć pełną ryb na brzeg wyciąga nie tylko silny mężczyzna, przywódca, ufny w swe siły (pozostali „już nie mieli siły jej wyciągnąć z powodu mnogości ryb”), choć ich źródło nie musi być w nim samym; obdarzony misją i posłannictwem. A jednocześnie ktoś, kto służy – nie ogląda się na pozostałych, nie czeka aż inni pójdą, Jezus mówi przecież „przynieście”, ale on sam. Człowiek, któremu umiłowany Pan wybaczył zdradę i zapewnił o swej miłości, wraca do życia, nie śpiewa, bo facetowi to nie przystoi, za to z radością bierze się za dzieło, za konkretną pracę; i chce służyć innym, również dlatego, bo wyrazić im swą wdzięczność, za to, że byli z nim do tej pory… „I wyciągnął sieć na ziemię [brzeg] pełną wielkich ryb, [w liczbie] stu pięćdziesięciu trzech” – ważne wydarzenia zapamiętuje się szczegółowo. Ciekawe jest również to, że inną terminologię stosuje Jezus: „rybki” to ryby smaczne, nadające się do spożycia lub już przyrządzone; „ryby” to wszystkie ich rodzaje, te niejadalne także. A zatem Pan Jezus pozwolił złowić różne ryby, dobre i złe (niejadalne), tak jak będą łowić uczniowie różnych ludzi. I zapisuje Jan: „I choć było tak wiele [ryb] nie rozdarła się sieć” (11). Byli apostołowie dobrymi rybakami, dobrze, solidnie wykonywali swoją pracę, i teraz tę nową też tak będą spełniać, by nikogo nie stracić, nad czym ma czuwać Piotr.

I na koniec Eucharystia: „Przychodzi Jezus – w Eucharystii On bowiem przychodzi do zgromadzonych – i bierze chleb i daje im, i rybkę podobnie” (13). Podobnie jak w Emaus, tak i tu – gdzie Jezus się nam daje, tam jest doświadczenie Eucharystii. Wcześniej zaś była spowiedź (Piotra), słuchanie słowa Jezusa (wszyscy) i wyznanie wiary (Piotra, Jana, i pozostałych: „wiedząc, że to jest Pan”; 12). Wspólnota z Panem i uczniów między sobą, w tej chwili zaledwie siedmiu z nich, na których On zbuduje swój Kościół, wysyłając ich na cały świat. Ale to za chwilę, teraz cieszą się tym porankiem pełnym spokoju i ciszy nad jeziorem, jedząc zdrową świeżo złowioną i upieczoną rybę i pyszny chleb, w obecności umiłowanego Mistrza, już nie tylko Mistrza, ale i Pana. Przepiękna jest ta scena nad jeziorem, tchnącą wyjątkowym pokojem. Warto do niej wracać, szczególnie po spowiedzi…


Przeczytaj wszystkie części: Cześć 1 | Cześć 2 | Cześć 3 | Cześć 4 | Część 5 | Część 6

o. Antoni Rachmajda OCD

ur. 1961, kapłan, dr duchowości, wieloletni redaktor Zeszytów Karmelitańskich, prowadzący Instytut Duchowości Karmel we Wrocławiu