Tajemnica ludzkiego serca. Część 9. Dobry Pasterz i Judasz
28 maja, 2020 o. Antoni Rachmajda OCDŚwięty Jan, mówiąc o Jezusie jako dobrym pasterzu w 10 rozdziale swojej Ewangelii, przytacza między innymi takie Jego słowa: „Zaś wchodzący przez bramę pasterzem jest owiec. Temu odźwierny otwiera i owce głosu jego słuchają, i własne owce woła po imieniu, i wyprowadza je…, i owce mu towarzyszą, bo znają głos jego”(2-4). I dalej: „Ja jestem pasterz dobry, i znam moje [owce], i znają mnie moje, jako zna mnie Ojciec i ja znam Ojca. I życie me kładę za owce” (15).
Aby przybliżyć się do owego „znać kogoś” w rozumieniu, które przytacza ewangelista, warto spojrzeć na dwa fragmenty z Ewangelii św. Mateusza, obydwa ilustrujące sąd ostateczny. Pierwszy z nich z siódmego rozdziału:
„Nie każdy mówiący mi Panie, Panie, wejdzie do królestwa niebios, ale czyniący wolę Ojca mego w niebiosach. Liczni powiedzą mi w ów dzień: Panie, Panie, czy nie w twoim imieniu prorokowaliśmy, i twoim imieniem demony wyrzucaliśmy, i twoim imieniem dzieła mocy liczne uczyniliśmy? I wtedy ogłoszę im, że: Nigdy nie poznałem was, odstąpcie ode mnie czyniący bezprawie [niesprawiedliwość]” (7,21-23);
oraz z 25 rozdziału, znany obraz o „pannach głupich i rozsądnych” (wersety 1-13). Jak pamiętamy, pannom głupim zabrakło oliwy w lampach w czasie czuwania na przyjście Oblubieńca i gdy okazało się niemożliwe nabycie jej przez pożyczenie od mądrych, musiały pójść, by ją kupić. Gdy wróciły spóźnione po uzyskaniu jej w ten sposób, zastały drzwi zamknięte. Na ich prośbę: „Panie, panie, otwórz nam”, uzyskały odpowiedź: „Amen, mówię wam, nie znam was” (11-12).
W jednym i drugim przypadku chodzi zatem o „nieznanie” wynikające z nieczynienia lub nierozpoznania woli Bożej. „Bezprawie” czy „niesprawiedliwość biblijna” to niekierowanie się największym przykazaniem miłości Boga i bliźniego (niepraktykowanie tejże, jest jednocześnie niesłuchaniem Boga, który do tego wzywa nas w konkretnych wydarzeniach naszego życia), co Jezus ocenia jako właściwie jedyną dyskwalifikującą człowieka w oczach Bożych cechę czy postawę. Nie mówi o żadnych innych elementach, tylko o nieprawości/niesprawiedliwości. Z całej gamy postaw, wad, grzechów i słabości wymienia tylko tę. Wydawać by się mogło, że jest to przesadzone (tak już kiedyś myślał św. Piotr, karcąc Go za takie mówienie: Mk 8,32; Mt 16,22), ale właśnie przykład Judasza ukazuje nam, że tak nie jest.
W jego przypadku nie można oczywiście mówić, że Jezus go nie znał w sensie normalnym poznania jakiejś osoby, gdyż przeczyłoby to Jego bóstwu; znał jego serce i to, co zamierzał („Był bowiem świadom, kto ma Go wydać, dlatego powiedział: Nie wszyscy jesteście czyści”; J 13,11). Zatem do Judasza możemy odnieść inne słowa Jezusa o pasterzu i owcach:
„Odrzekł im Jezus: Powiedziałem wam, lecz nie wierzycie; świadczą o Mnie dzieła, które Ja czynię w imieniu mojego Ojca; ale wy nie wierzycie, bowiem nie jesteście z moich owiec. Moje owce słuchają mojego głosu i Ja je znam, a one towarzyszą mi. I Ja daję im życie wieczne, i nie zginą na wieki, i nikt ich nie wyrwie z mojej ręki. Ojciec mój, który Mi je dał, jest większy od wszystkich – i nikt nie zdoła ich wydrzeć z ręki mojego Ojca. Ja i Ojciec jesteśmy jedno” (J 10,25-30).
Zatem to Judasz nie zna Boga – nie wierzy ani w Boga Starego Testamentu, jeżeli łamie Jego przykazanie „nie kradnij”, ani w Jego Syna, Jezusa Chrystusa, który jest dlań tylko „kimś niewinnym” (Mt 27,4), kto nie zna jego serca, skoro będąc przez cały czas (3 lata) z Nim i z apostołami, urządza na boku swe życie, zabezpieczając się na przyszłość. Jeśli jednak nie miłuje Boga (który za niego „kładzie swe życie”), pozostaje jeszcze miłość bliźniego, także mu znana ze Starego Testamentu: „miłuj bliźniego swego jak siebie samego” (Mk 12,30), która może go uratować dzięki relacjom z innymi (apostołami).
Tu właśnie tkwi istota problemu Judasza. Przykazanie miłości bliźniego mówi: „miłuj bliźniego swego, jak siebie samego”.Ono, okazuje się, równie wiele mówi o nas samych, jak nakazuje w relacji do drugiego i jest nie tylko przykazaniem (podobnie jak przykazanie miłości Boga można rozumieć nie tylko jako nakaz, ale i prośbę-zachętę Boga skierowaną do człowieka, skoro nikogo nie można zmusić do miłości: „no, przecież będziesz mnie kochał! Kochaj mnie, proszę! To jest dobre dla ciebie”), ale i ukazaniem konsekwencji ściśle wynikających z naszych wyborów i miłości: bliźniego naszego będziemy kochać tak, i tylko tak, jak kochamy, jak potrafimy kochać samego siebie! W kochaniu samych siebie wyraża się bowiem w pełni to: co do siebie czujemy (akceptacja, miłość, nienawiść…), sposób myślenia o sobie (realny, nierealny, dobry, zły…), co jest dla nas ważne (tylko my sami, inni, świat materialny, idea, idol, Bóg w końcu…). Jest to podstawowa perspektywa, z której wynika wszystko inne, także mierzenie innych swoją miarą, która – jak w przypadku Judasza okazuje się błędna, wypaczona przez jego słabość – chciwość.
Z tej to perspektywy patrząc na Jezusa, Judasz nie daje Mu szansy, by był dlań Pasterzem i nim się opiekował. Gdyż ten Pasterz pasterzuje tylko wtedy, gdy się Go przyjmie jako baranka ofiarowanego za nas, za mnie, za moje grzechy („I życie me kładę za owce”). Krew baranka ofiarowana była od czasów wyjścia Izraelitów z Egiptu w noc paschalną, gdy anioł śmierci przeszedł przez Egipt, zabijając wszystko pierworodne, oszczędzając tych żydów, którzy swe drzwi skropili krwią baranka. Tak dokonało się wyzwolenie tych, którym po tym wydarzeniu faraon wreszcie pozwolił opuścić swój kraj. Pascha, główne święto żydowskie, było wspominaniem tego wydarzenia. Jezus nadaje mu nowe znaczenie. Od teraz to On jest barankiem paschalnym. Tak jak kiedyś cały naród wychodzi z niewoli egipskiej, tak teraz, kto przyjmie Jezusa jako baranka wyzwalającego go przez swój Krzyż, śmierć i zmartwychwstanie z jego grzechów, temu On będzie pasterzował: „daję im życie wieczne, i nie zginą na wieki, i nikt ich też nie wyrwie z mojej ręki” (J 10,28). Jest tylko jeden warunek: „Moje owce słuchają mojego głosu i Ja je znam, a one towarzyszą mi” (10,27), czyli uwierzenie, że Jezus jest Mesjaszem i oddaje za nas swe życie, biorąc na siebie nasze grzechy, by przezwyciężyć je na Krzyżu. Droga do tego prawdziwego wyzwolenia wiedzie przez nasze serca i wiarę. To pozwolenie na to, by Jezus poznał mnie i moje życie, i serce, co dokona się tylko wtedy, gdy będę Mu towarzyszył, tzn. gdy nic z mojego serca i życia nie będzie przed Nim zakryte. Znać bowiem nie oznacza jeszcze towarzyszyć – współdzielić, otwierać przed Nim. Otwarcie i zamknięcie dokonuje się we mnie, w nas i oznacza deklarację na wzór „nie będę służył”, „nie wejdziesz tu” (do mojej miłości, mojego domu, mojej rodziny, pracy etc), „tego nie oddam Tobie” (moich talentów, nagromadzonych bogactw, ale także moich słabości czy moich planów). Tak wielka jest nasza godność i tak bardzo szanuje Bóg naszą wolność, pozwalając także nam odejść i zatracić się. Takie są bowiem konsekwencje bycia Miłością, i to Miłością Wszechmogącą, gdyż tylko taka miłość prawdziwie pozwala nam wybierać, błądzić i odrzucać, także siebie! To widać na przykładzie Judasza.
Przeczytaj wszystkie części: Cześć 1 | Cześć 2 | Cześć 3 | Cześć 4 | Część 5 | Część 6 | Część 7 | Część 8
o. Antoni Rachmajda OCD
ur. 1961, kapłan, dr duchowości, wieloletni redaktor Zeszytów Karmelitańskich, prowadzący Instytut Duchowości Karmel we Wrocławiu